Nie ma złych chłopców

Jakub Jałowiczor; GN 32/2019

publikacja 09.09.2019 06:00

Przez jego Miasto Chłopców przeszły setki nastolatków, którzy inaczej mogliby skończyć na ulicy. Jego filozofia uchodziła za rewolucyjną.

Miasto Chłopców wychowało tysiące młodych Amerykanów. WWW.BOYSTOWNALUMNI.ORG Miasto Chłopców wychowało tysiące młodych Amerykanów.

Ksiądz Edward Joseph Flanagan był za życia doceniany za swoją działalność na rzecz wychowania chłopców. Stał się swego rodzaju celebrytą, o którym pisała prasa i o którym nakręcono nagrodzony Oscarem film. Nie znaczy to, że miał łatwe życie. Wychowany w domu, w którym pamiętano wielki głód, w młodości przeżył emigrację. Krytykowano go też z powodu metod wychowawczych, jakie stosował wobec podopiecznych. Jeden z darczyńców napisał w liście, że nie podoba mu się, iż na zdjęciach z prowadzonego przez ks. Flanagana ośrodka są Murzyni. „Przykro mi z powodu Pańskiej postawy oraz z powodu tego, że odrzuca Pan moją filozofię” – odpisał duchowny. „Ci murzyńscy chłopcy są obdarzeni sercami, umysłami i duszami i są dziećmi Bożymi tak samo jak Pan i ja, i są naszymi braćmi w Chrystusie. Musimy bardziej przypominać Chrystusa w naszej postawie wobec innych ras i wierzeń”. Pochodzący z Irlandii kapłan spotkał się też z potępieniem ze strony swoich rodaków, gdy pod koniec życia odwiedził ojczyznę i skrytykował stosowanie w tamtejszym systemie wychowawczym kar cielesnych.

Pod wpływem filmu

W filmie Normana Tauroga z 1938 r. ks. Flanagan nie waha się używać siły. Bije uzbrojonego gangstera, ale też twardo obchodzi się z Whiteyem Marshem, chłopcem, którego ma wyciągnąć z patologicznego środowiska. Obraz pt. „Boys Town” został nagrodzony za scenariusz i rolę ks. Flanagana, którego zagrał Spencer Tracy. Przyniósł autorom ponad 4 mln dol. przychodu (w tamtym czasie była to ogromna kwota, budżet filmu wyniósł 770 tys. dol.) i doczekał się kontynuacji. Historia wpłynęła na Bobsa Watsona, jednego z młodych aktorów, którzy w nim zagrali. Jako dorosły człowiek Watson został pastorem baptystów. Po latach spotkał Spencera Tracy’ego i przyznał mu się, że wybrał drogę życiową pod wpływem filmowego wizerunku ks. Flanagana.

Potrzeba profilaktyki

Historia przedstawiona przez Normana Tauroga jest fikcyjna, ale Miasto Chłopców istniało. Jego przyszły twórca urodził się w 1886 r. w biednej rodzinie mieszkającej w Irlandii. Był ósmy z jedenaściorga rodzeństwa. W domu pamiętano wielki głód z lat 40. XIX w. Parafia, do której należeli Flanaganowie, straciła wówczas więcej niż co 5. wiernego. Dzieciństwo Edwarda, choć biedne, było chyba szczęśliwe. Członkowie rodziny lubili opowiadać sobie wzajemnie historie, grali też na skrzypcach, flecie i pianinie. Byli głęboko wierzący. Edward był zdolny i prawdopodobnie już jako nastolatek czuł powołanie do kapłaństwa. Aby zapewnić mu odpowiednie wykształcenie, rodzice wysłali go do Stanów Zjednoczonych. Pomoc zapewnił mu starszy brat, który był już na miejscu.

Edward ukończył Kolegium Najświętszej Marii Panny w Maryland i wstąpił do seminarium w Nowym Jorku. Kłopoty zdrowotne sprawiły, że musiał wrócić do Irlandii. Na studia pojechał do Rzymu, gdzie uczył się na Gregorianie. Potem trafił do Innsbrucka. Tam w 1912 r. przyjął święcenia. Jako że sponsorem nauki był biskup Omaha, młody ksiądz zgodził się podjąć posługę w katedrze w tym mieście. Zaczął pracę w jednej z najbiedniejszych dzielnic. Omaha było wtedy ważnym węzłem transportowym. Korzystali z niego m.in. hodowcy bydła. Znaczną część populacji stanowili robotnicy rolni. W 1913 r. wielka susza sprawiła, że zostali bez pracy. Ksiądz Flanagan pracował wśród nich, starając się dostarczać bezdomnym żywność i ubranie. Widział przy tym wiele dzieci pozostawionych bez edukacji i wychowania. Uznał, że nie da się rozwiązać problemu biedy i przestępczości, jeśli właśnie one nie zostaną objęte opieką.

Sukces dzieła

W 1917 r. Edward Flanagan pożyczył 90 dol. od pochodzącego z Litwy działacza syjonistycznego i otworzył ośrodek dla chłopców mających od 10 do 16 lat. Nazwał go Miastem Małych Mężczyzn, a potem przemianował na Miasto Chłopców. Podopieczni mieli mieszkać razem i dostawać nie tylko opiekę i jedzenie, ale też wychowanie i szkolenie zawodowe. Chłopcy spędzali razem czas i uprawiali sporty. Sformowana przez nich drużyna futbolowa brała udział w profesjonalnych zawodach.

Rewolucyjnym pomysłem było przyjmowanie do jednego ośrodka chłopców różnych wyznań i kolorów skóry. W czasach, gdy np. niemieccy wierni odrzucali w swojej parafii czarnoskórego księdza (przypadek ks. Augustusa Toltona), irlandzki duchowny dawał się fotografować w towarzystwie białych i czarnych podopiecznych, choć spotykało się to z jawną krytyką. Ośrodek działał jednak na tyle prężnie, że kontrowersje zbytnio mu nie szkodziły. Już w 1921 r. musiał się przenieść na farmę leżącą 10 km od Omaha, by pomieścić wszystkich mieszkańców. Było ich 550 jednocześnie. Twórca przedsięwzięcia zasłynął stwierdzeniem: nie ma czegoś takiego jak zły chłopiec. Tej zasady trzymał się, wychowując nastolatków, którzy bez tego mogliby skończyć na ulicy. Był jednocześnie człowiekiem modlitwy. Ksiądz Peter Dunne, który pracował pod kierunkiem Flanagana, stwierdził, że irlandzki duchowny „uwielbiał modlitwę i czuł, że życie kontemplacyjne wzmacnia jego dzieło”. Ksiądz Flanagan zachęcał do modlitwy swoich wychowanków. – To jedyny sposób, by dostać pomoc i siłę – mówił. – Jeśli stworzysz u siebie nawyk modlitwy, znajdziesz w niej odświeżający balsam na twoje pogrążone w kłopotach serce i umysł, a także wielkie pocieszenie i pomoc w chwilach kłopotów i prób.

Dzieło kapłana naśladowano w innych częściach kraju. W 1946 r. Miasto Chłopców zostało rozbudowane.

Ponad siły

W 1932 r. Miasto Chłopców odwiedził i zachwycił się nim gubernator Nowego Jorku Franklin Delano Roosevelt, który rok później został prezydentem USA. Nie zerwał wówczas kontaktu z ks. Flanaganem. Ten w 1944 r. napisał do niego z prośbą o wsparcie misji w Europie. W wyniku działań wojennych na Starym Kontynencie sytuacja tysięcy dzieci była dramatyczna. Duchowny chciał im pomóc. Przywódca kraju obiecał wsparcie, ale zmarł tuż przed końcem wojny. Na szczęście jego następca, Harry Truman, nie pozostawił księdza bez pomocy. Duchowny odwiedził rodzinną Irlandię, gdzie skrytykował „kijologię” stosowaną w ośrodkach wychowawczych. Minister sprawiedliwości Gerry Boland i inni politycy obruszali się, że gość z USA potępia system opieki, którego nie zna. Irlandzki duchowny pojechał też na Filipiny, gdzie zginął w walkach jeden z wychowanków Miasta Chłopców. Był ponadto na wyspie Guam oraz w 16 miastach Korei i Japonii. Z pomocą tłumaczy rozmawiał z dziećmi ulicy, których pełne były miasta krajów zniszczonych wojną.

Później 61-letni kapłan wybrał się do Austrii, gdzie trafił m.in. na sowiecki patrol, który bardzo chciał znaleźć w jego dokumentach coś niewłaściwego. W maju 1948 r. w Wiedniu ks. Flanagan przeżył atak serca. Nie przerwał pracy i kilka dni później pojechał do Niemiec. Tam ponownie poczuł się źle i trafił do szpitala. Poprosił o sakramenty i niedługo potem zmarł. – Odszedł spokojnie. Widać było, że jest świadomy, iż odchodzi – powiedział obecny przy tym ks. Emmet L. Walsh, cytowany przez magazyn „Stars and Stripes”.

Na pierwszej Mszy św. za duszę ks. Flanagana obecnych było 15 tys. osób. Na drugiej – 25 tysięcy. Dzieło irlandzkiego kapłana jest kontynuowane do dziś, a w 2012 r. diecezja Omaha wszczęła proces beatyfikacyjny. 22 lipca 2019 r. dokument zwany positio opisujący jego życie przedstawiono Stolicy Apostolskiej.