Impresja

Jest dobrze? A może tylko nieźle? Nie wiem. W każdym razie można pesymizm zastąpić ostrożnym optymizmem.

Impresja

Krótki wypad w góry. W Gorce. W sumie niecałe 48 godzin. Musiałem choć na trochę. Gorąco, wilgotno, burzowo. Widoki więc nie najlepsze. Mimo wszystko pięknie. Także ulotnym pięknem impresji spotkanych na szlaku czy w schronisku ludzi. Parę nieistotnych obserwacji. I jedna chyba ważna, bo łamiąca stereotypy: młodzi w górach.

Nie z rodzicami. Na tyle dorośli, że już sami. Najpierw grupa chłopaków i dziewcząt z plecakami. Takimi wyraźnie nie na jeden dzień. Rozsiedli się przy schronisku. Spokojnie. Bez krzyków, wrzasków. Ci, którzy zdecydowali się wejść do środka przechodząc obok mnie nawet „dzień dobry” powiedzieli. Ale najbardziej uderzyło mnie, że nie mieli smartfonów. To znaczy w rękach ich nie mieli. Po prostu – siedzieli, odpoczywali, rozmawiali. Ich światem w tej chwili były góry i ludzie. Nie społecznościowe portale.

Potem spotkałem jeszcze  innych młodych. Właściwie całe tabuny. Widać trafiłem na jakąś bardziej zorganizowaną grupę, choć, pewnie dla zmylenia Amerykanów, szli mniejszymi grupkami. Ci plecaki mieli wyraźnie „jednodniowe”. Burząc porządek tej „procesji” za jedną z takich mniejszych grupek – czterech chłopaków, jedna dziewczyna –  szedłem z kilka minut. Też rozmawiali. Najzwyczajniej w świecie. Smartfony? Już w pewnym momencie myślałem, że jeden z nich „się wyalienował”. Wyraźnie coś trzymał w ręce i na to coś spoglądał. Ale w pewnym momencie... wyrzucił. Tak tak, to nie był smartfon, tylko jakiś badyl, którym z sobie tylko wiadomych powodów młodzieniec na chwile się zainteresował. Smartfon za to miała w ręce dziewczyna. Ale... robiła nim zdjęcia. Dziwne, prawda? Niczego nie wysyłała, nie pisała, nie czytała wiadomości, tylko najzwyczajniej w świecie robiła zdjęcia.

Dlaczego o tym piszę? Sporo czytam i słyszę na temat uzależniania się młodych od świata wirtualnego. Mam zresztą czasem wręcz wrażenie, że dzisiejsi młodzi to same problemy. Teraz i na przyszłość. A ja... No widuję młodych z nosami w smartfonach. Niby siedzą razem, ale nie są razem, bo ważniejszy jest dla nich ten ktoś czy „ktosie” z Sieci. Ale widzę też, nie tylko w górach, młodych, którzy chcą „być w paczce”, którzy ze sobą rozmawiają.  I myślę, że pod  tym względem nie różnią się aż tak bardzo od pokolenia swoich rodziców i dziadków. Taka ludzka natura. Rozwój technologii może na jakiś czas ją „sparaliżować”,  ale jej nie zmieni. Po prostu po zachłyśnięciu się możliwościami, jakie dają nowe technologie, przychodzi moment, kiedy zaczyna wracać normalność. I człowiek, owszem, z tych możliwości korzysta, ale nie jest ich niewolnikiem.

Nie odkrywam zresztą Ameryki. Znawcy twierdzą, że owszem, pokolenie Z (urodzeni po 2000 roku) jest inne niż pokolenia poprzednie. Kreślone przez nich charakterystyki owego pokolenia jasno jednak pokazują, że akurat odczłowieczenie międzyludzkich relacji młodym raczej nie grozi.  I to po nich widać.

To też wielka szansa dla duszpasterstwa. Nie trzeba nie wiadomo jakich akcji. Wystarczy tworzyć przestrzenie spotkania...

 

TAGI: