Święta z Częstochowy

Franciszek Kucharczak

GN 34/2019 |

publikacja 22.08.2019 00:00

Jasnogórski obraz Maryi z Dzieciątkiem jest materialnym znakiem łaski, której materialną miarą wycenić nie można.

Obraz z XVII w. pokazujący wskrzeszenie rodziny Marcina Lanio. henryk przondziono /foto gość Obraz z XVII w. pokazujący wskrzeszenie rodziny Marcina Lanio.

To była koszmarna tragedia. Tamtego dnia Marcin Lanio, rzeźnik z Lublińca, śląskiej miejscowości niedaleko Częstochowy, poszedł po zakupy, a jego żona Małgorzata wybrała się po zakwas do sąsiadki. W domu zostali synowie – czteroletni Piotruś i dwuletni Kazio. Starszy wpadł na pomysł, żeby zabawić się w tatę. Znalazł nóż rzeźnicki i… wbił go w ciało swojego śpiącego braciszka. Widząc broczącego krwią chłopczyka, przeraził się i schował do pieca chlebowego. Matka, nieświadoma sytuacji, po powrocie zaczęła rozpalać ogień. Gdy usłyszała dobiegający z pieca krzyk, wyciągnęła Piotrusia, ale było za późno. Syn udusił się dymem. Po chwili Małgorzata dostrzegła leżącego we krwi dwulatka. W rozpaczy zaczęła rwać włosy z głowy i tarzać się po podłodze. Wtedy wrócił mąż. Widząc martwe dzieci, uznał, że to żona jest winowajczynią i zabił ją siekierą.

Wydarzyło się to w roku 1540. Dziś podobne historie też mają miejsce, a ich ponurym zwieńczeniem bywa czasami samobójstwo. Człowiek nie widzący żadnej nadziei szuka ucieczki w śmierci. Wtedy jednak stało się inaczej. Marcin zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, ale pojawiła się sąsiadka, która poradziła mu, żeby wezwał pomocy Maryi Częstochowskiej (ważna nauka: ludzie, którzy widzą skutki swoich błędów, potrzebują słów wsparcia i nadziei, bo wszystkie inne słowa mówi im już diabeł). Rada ta była jak snop światła w najczarniejszym tunelu. Marcin załadował trumny ze zwłokami na wóz, przeżegnał się i odprowadzany wzrokiem wstrząśniętych gapiów ruszył do Częstochowy, wzywając wstawiennictwa Maryi. Po dotarciu do celu poprosił przygodnych ludzi, żeby wnieśli trumny do kaplicy Cudownego Obrazu. On sam padł krzyżem przed wejściem i leżąc, błagał przechodzących o modlitwę. W miejscu tym panował półmrok, ludzie śpiewali nieszpory, którym przewodniczył o. Stanisław Oporowski. Podczas hymnu Magnificat, gdy zabrzmiały słowa: „Uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest i święte imię Jego”, zmarli poruszyli się i wstali z trumien. W kaplicy rozległ się długo niemilknący krzyk zdumienia i wdzięczności.

Księga cudów

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.