Arcybiskup Dakaru: nadszedł czas afrykańskich misjonarzy

KAI |

publikacja 17.08.2019 20:42

Nadszedł czas, by misjonarze afrykańscy przybyli do Europy - mówi metropolita Dakaru abp Benjamin Ndiaye.

Księża z Afryki w Europie HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość Księża z Afryki w Europie
JUż dziś wielu pełni w Europie posługę

W rozmowie z KAI senegalski hierarcha przypomina, że mieszkańcy Afryki otrzymali „Ewangelię od żywotnych wspólnot w Europie”, które wysłały do nich misjonarzy. - Teraz nadeszła nasza kolej. Zwracamy to, co wcześniej otrzymaliśmy - mówi duchowny.

Przed wrześniową podróżą Franciszka do Mozambiku, na Madagaskar i Mauritius, abp Ndiaye wyznał, że podziwia duszpasterskie „oko” papieża, które pozwala mu odczytywać priorytety duszpasterskie danego miejsca, co skłania do tego, by się tam szybko udać. - Podziwiam to papieskie duszpasterstwo! Uczy nas ono tego, że musimy czuć zapach owiec. I być w różnych miejscach stada: na przedzie - by wskazywać kierunek, pośrodku - by wiedzieć, jak stado żyje, z tyłu - by przynaglać spóźnionych. Zachwycam się tym obrazem - mówi arcybiskup stolicy Senegalu.

Rozmowa z metropolitą Dakaru w Senegalu, abp. Benjaminem Ndiaye

KAI: Katolicy w Senegalu są małą trzódką (por. Łk 12,32), żyjącą wśród muzułmańskiej większości.

- Uważam, że bardzo pasują do nas słowa Jezusa: „Wy jesteście solą ziemi. (...) Wy jesteście światłem świata” (Mt 5, 13-14). Był w Senegalu biskup Pierre Sagna (1932-2008), który miał wielkie poczucie humoru. Mawiał on: „Kiedy gotujecie dziesięć kilo ryżu, nie dodajecie dziesięciu kilo soli, bo nie dałoby się tego zjeść. Bierzecie tylko garść soli, by dodać smaku waszej potrawie”. Myślę, że naszą misją w Senegalu, jako mniejszości, jest nadawanie smaku społeczeństwu. Zgodnie z nauczaniem Chrystusa, mamy być „składnikiem jakościowym” społeczeństwa. To wielka odpowiedzialność, bo jesteśmy tylko ludźmi, nie uważamy się za lepszych od innych. Liczymy więc na łaskę Bożą.

Czy głos tej małej trzódki jest w społeczeństwie słyszany i słuchany?

- Nasz głos słyszany, a nawet słuchany, bo Kościół zdobył wiarygodność przede wszystkim dzięki swemu duszpasterstwu społecznemu. Na terenie całego kraju istnieje sieć katolickich szkół i przychodni zdrowia. Caritas podejmuje działania na rzecz promocji ludzkiej i rozwoju. Duszpasterstwo społeczne ma dla nas kluczowe znaczenie. Dlatego byliśmy bardzo szczęśliwi, gdy papież Franciszek ogłosił Rok Miłosierdzia (2015-2016), przypominając nam słowa Jezusa: „...byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25, 35-36). Te wszystkie dzieła miłosierdzia znajdują swą rację bytu w naszym duszpasterstwie społecznym. Potrzebujemy spójności, bo św. Jan mówi, że nie można kochać Boga, którego się nie widzi, jeśli nie kocha się brata, którego się widzi (por. 1 J 4, 20). To poprzez nasze dzieła społeczne okazujemy miłość Boga do naszych braci.

Czy Kościół w Senegalu jest już dobrze zakorzeniony w afrykańskiej rzeczywistości? Nie jest już Kościołem europejskich misjonarzy?

- To prawdziwy Kościół lokalny. Nie tylko dlatego, że hierarchia kościelna się zafrykanizowała, zsenegalizowała, ale także z tego powodu, że zajęliśmy się problemami, którymi dziś żyje społeczeństwo.

W archidiecezji dakarskiej zainteresowaliśmy się słowami Jezusa: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6). Droga, którą Jezus nam proponuje to ścieżka uświęcenia poprzez przyjmowanie sakramentów i słuchanie słowa Bożego. Prawda, którą Jezus nam proponuje to Ewangelia, która jest siłą zbawienia dla wszystkich wierzących. A życie, które Jezus nam proponuje to służba maluczkim. Jezus, który umył stopy swoim uczniom, prosi również nas, byśmy potrafili umyć stopy innym ludziom, byśmy im służyli.

Tworzymy więc Kościół służebny, a także Kościół proroczy, który nie boi się mówić o oryginalności Ewangelii. Ale Kościół powinien również uwewnętrzniać słowo Boże. Myślę, że stanowi to dla nas wielkie wyzwanie, bo jesteśmy wspólnotami bardzo skupionymi na sprawowaniu kultu. Wypełniamy wiele praktyk religijnych. Tymczasem kult musi znajdować swój wyraz w rzeczywistości naszego świadectwa.

Czy Kościół w Senegalu ma wystarczającą liczbę lokalnych księży? Czy też wciąż liczy na zagranicznych misjonarzy?

- Wciąż są wśród nas zagraniczni misjonarze. Na szczęście, bo Kościół jest powszechny. Jednocześnie mamy teraz tylu własnych księży, że nawet możemy ich posyłać na tereny misyjne. Ale to ważne, by nasz Kościół nie był tylko afrykański, bo jest powszechny, a więc otwarty na wszystkich! Również zgromadzenia zakonne obecne w Senegalu są świadectwem bogactwa i różnorodności charyzmatów, które składają się na piękno katolicyzmu. Dlatego jesteśmy szczęśliwi, że misjonarze wciąż są wśród nas.

Czy są wśród nich także misjonarze z Polski?

- Mam w archidiecezji jednego misjonarza z Polski (przez pewien czas było ich nawet dwóch), ale chciałbym mieć ich więcej. To moje najgorętsze pragnienie, bo im więcej różnorodności, tym więcej komunii.

W 1994 i 2009 roku odbyły się dwa specjalne zgromadzenia Synodu Biskupów poświęcone Afryce. Czy rzeczywiście wywarły one wpływ na życie Kościoła na tym kontynencie?

- Po pierwszym z tych zgromadzeń papież św. Jan Paweł II ogłosił adhortację apostolską „Ecclesia in Africa” (Kościół w Afryce). Przyniosła ona wiele dobrych owoców przy wprowadzaniu jej w życie w dziele ewangelizacji w afrykańskiej rzeczywistości. Z kolei papież Benedykt XVI podarował nam - po drugim zgromadzeniu - adhortację „Africae munus” (Zadanie Afryki) o zaangażowaniu Kościoła i jego misji w kontekście dnia dzisiejszego. Uwarunkowania się zmieniają, świat idzie bardzo szybko do przodu, wszędzie wkracza cywilizacja cyfrowa, dlatego jest ważne, by również Afryka poczuła, że to jej dotyczy.

Myślę na przykład, że w dziedzinie edukacji, nie możemy dziś po prostu zadowalać się klasyczną szkołą przekazującą wiedzę ogólną. Kościół musi stawiać na wykształcenie bardziej techniczne, bardziej zawodowe i być może bardziej cyfrowe, skoro żyjemy w epoce startupów.

Senegalczycy są wśród afrykańskich imigrantów docierających do Europy. Jakie są najgłębsze przyczyny opuszczania przez nich swego kraju? Wpływ islamu? Sytuacja gospodarcza?

- Trzeba najpierw stwierdzić, z pewną dozą goryczą, że senegalska młodzież nie wierzy już w swój kraj i jego rozwój. Dlatego nie wiąże swej przyszłości z Senegalem. Elity polityczne, gospodarcze, religijne, społeczne muszą więc przywrócić wiarygodność senegalskiej tożsamości i naszej zdolności do rozwijania kraju o własnych siłach. To wielkie wyzwanie.

Bardzo zaniepokojeni tą niebezpieczną sytuacją, biskupi przygotowują list pasterski na temat migracji. Istnieją przecież legalne drogi migracji. To normalne, że ludzie wyjeżdżają i przyjeżdżają. Ale nigdy więcej nie chcemy migracji nielegalnej, ponieważ sieje prawdziwe spustoszenie. Widzimy ofiary, które powoduje. Ludzie giną na Saharze i w wodach Morzem Śródziemnego. Chcemy, by ta rzeź się skończyła!

W 2017 roku ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani zaproponował przeznaczenie przez Unię Europejską (w budżecie na lata 2021-2027) 40 miliardów euro na wsparcie inwestycji i przedsiębiorczości w Afryce. Ma to być forma partnerstwa między sąsiadującymi ze sobą kontynentami, a nie pomoc charytatywna.

- Potrzebne jest bardziej wiarygodne partnerstwo, w którym państwo afrykańskie bierze to, co mu pożyczono i nie przeznacza tego na luksusowe wydatki, ale szanuje cel, na jaki pieniądze zostały wyasygnowane w ramach partnerstwa. Oby naszą troską było to, by służyć innym, a nie to, by nam służono... Dopóki ta mentalność nie wyewoluuje w kierunku służby dobru wspólnemu, będziemy nadal mieli wiele problemów.

Młodzież, która migruje, zarzuca nam: wy, starsi, którzy rządzicie nie dajecie nam wystarczających podstaw, byśmy mogli uwierzyć w siebie i w naszą zdolność do rozwoju kraju. To oskarżenie dotyczy wszystkich szczebli odpowiedzialności.

Ale trzeba też, by Zachód był bardziej hojny w wydzielaniu środków, wspierających rozwój, bo potencjał rozwoju w naszym kraju istnieje. W Senegalu odkryto spore złoża paliw kopalnych: gazu ziemnego, ropy naftowej... Naprawdę pragniemy, żeby były dla gospodarki nie przekleństwem, lecz prawdziwym błogosławieństwem, umożliwiającym ustabilizowanie sytuacji naszej młodzieży w swoim kraju i wnoszenie przez nią pozytywnego wkładu w jego rozwój.

Co roku w Senegalu odbywa się wielka pielgrzymka do sanktuarium Matki Bożej w Popenguine. Czy kult Maryjny jest cechą charakterystyczną religijności senegalskich katolików?

- Ta pielgrzymka odbywa się w poniedziałek po uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Sanktuarium zainicjował pochodzący z Bretanii biskup Mathurin Picarda (1845-1889), który chciał przenieść z Francji do Senegalu kult Matki Bożej od Wyzwolenia (Notre-Dame de la Délivrance). Wcześniej zrobił to na Martynice. Od 32 lat do Popenguine przybywa narodowa pielgrzymka z udziałem kilkudziesięciu tysięcy pątników. Nie wiadomo, gdzie ich pomieścić, więc, z pomocą państwa, rozbudowujemy infrastrukturę. Prezydent postanowił pomóc nam zbudować nowe sanktuarium, mieszczące większą liczbę pielgrzymów.

Ale każda diecezja ma swoje sanktuarium Maryjne, a więc miejsce pielgrzymkowe, w którym gromadzą się wierni. Cechą charakterystyczną Popenguine jest to, że jest sanktuarium narodowym, gromadzącym wszystkich chrześcijan Senegalu. To wielki moment jedności.

Trzeba pochwalić intuicję, jaką miął pewien katolik świecki ponad 30 lat temu, gdy zaproponował młodzieży, by odbyła pielgrzymkę do Popenguine pieszo. Obecnie młodzi ludzie z różnych diecezji idą, pokonując przynajmniej 40 kilometrów na piechotę, i spotykają się w sanktuarium.

Państwo wspiera nasze pielgrzymki, przyznając co roku subwencję na ich organizację. Włączone w to są także państwowe służby dostarczające wodę, energię elektryczną, połączenia telefoniczne. To prawdziwe współdziałanie. Dodajmy, że państwo i jego instytucje robią to samo w przypadku muzułmańskich wydarzeń religijnych - ich pielgrzymki także są subwencjonowane.

Pomoc w organizacji pielgrzymek pokazuje, że relacje Kościół-państwo są dobre i że (w większości muzułmańskim) Senegalu panuje prawdziwa wolność religijna.

- Tak właśnie jest. Jestem zadowolony ze współpracy państwa i Kościoła, ale także państwa i Meczetu, o której możemy powiedzieć to samo. Senegal jest państwem świeckim. Nie państwem niewierzących, ale państwem, które uznaje i przyznaje prawo do swobody wyznawania wiary. Każdy ma prawo praktykować swą wiarę, a państwo współpracuje z różnymi wspólnotami religijnymi obecnymi w kraju.

Nie ma napięć między chrześcijanami i muzułmanami?

- Mogą się zdarzyć jakieś sporadyczne napięcia, ale mają one raczej charakter anegdotyczny. Łączy nas nie tylko tożsamość historyczna i kulturowa, lecz również to, że muzułmańscy i chrześcijańscy zwierzchnicy religijni spotykają się, konsultują, co niewątpliwie przyczynia się do pokojowych relacji międzyreligijnych.

Pierwszym senegalskim kardynałem był Hyacinthe Thiandoum (1921-2004), przez 38 lat arcybiskup Dakaru. Czy nadal jest on ważną postacią dla Kościoła i społeczeństwa?

- Kard. Thiandoum zostawił nam fantastyczne dziedzictwo. Był bardzo otwarty na dialog z islamem. Podczas pielgrzymek do Popenguine z radością witał obecną na nich delegację muzułmanów. Wyznaczył nam linię, którą starał się kontynuować jego następca (w latach 2000-2014) kard. Théodore-Adrien Sarr. Ja też pamiętam, że powinienem to robić...

Poprzednikiem kard. Thiandouma był słynny abp Marcel Lefebvre (1905-1991)...

- ...który udzielił mi sakramentu bierzmowania. Był bardzo aktywnym misjonarzem. Zawdzięczamy mu większą część infrastruktury w archidiecezji dakarskiej. Ale naciskany przez różne ugrupowania, zbyt mocno manifestował swe poglądy polityczne, co z czasem okazało się dla niego szkodliwe i dwa lata po uzyskaniu niepodległości przez Senegal musiał być zastąpiony przez lokalnego biskupa.

Czy już wówczas, jeszcze przed Soborem Watykańskim II, przejawiał ciągoty tradycjonalistyczne?

- Nie było to może bardzo widoczne, ale ci, którzy go znali bliżej już wtedy je dostrzegali. Dla nas jednak liczyło się to, że pracował na rzecz zaszczepiania Kościoła i zapewniania mu środków działania. Choć sam należał do Zgromadzenia Ducha Świętego, sprowadzał też inne zgromadzenia zakonne, by pomagały w ewangelizacji Senegalu. Na przykład całą środkową część kraju powierzył Misjonarzom Najświętszego Serca Jezusowego.

Słynnym miejscem na kościelnej mapie Senegalu jest opactwo w Keur Moussa, znane na całym świecie z afrykańskiej muzyki liturgicznej.

- Trzeba wiedzieć, że to właśnie abp Lefebvre chciał, by w Senegalu zagościło życie monastyczne. Nawiązał w tym celu współpracę z opactwem benedyktynów w Solesmes we Francji. Projekt sfinalizował już jego następca. Gdy mnisi przyjechali z Solesmes, w Keur Moussa nie było nic, tylko busz. Kompletnie zmienili tam pejzaż, sadząc drzewa owocowe. Ale ich podstawową troską, zgodnie ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II, była afrykanizacja liturgii. Odnieśli sukces, bo zaczęli korzystać z lokalnych instrumentów, takich jak: kora, balafon, tam-tam i inne bębny. Dziś opactwo w Keur Moussa jest znane na całym świecie, szczególnie dzięki ojcu Dominique’owi Catta (1927-2018), który jest dla nas pomnikiem obecności monastycznej w Senegalu.

To on był kompozytorem pieśni z Keur Moussa?

- Tak to on był kompozytorem. Grał też na korze. Najpierw zgromadził tradycyjnych muzyków grających na tym instrumencie, aby się od nich uczyć. Udało mu się ulepszyć korę, dodając do niej klucze, co pozwoliło na łatwiejsze i szybsze jej strojenie (wcześniej robiono to zwykłym patykiem).

Rozmawiamy tuż przed wizytą papieża Franciszka w Mozambiku, na Madagaskarze i Mauritiusie. Poszerzmy więc nasze spojrzenie na cały kontynent afrykański. Czy możemy mówić o jakiejś specyfice Kościoła w Afryce? Co ma on do zaoferowania Kościołowi na innych kontynentach?

- W 1994 roku, na pierwszym zgromadzeniu Synodu Biskupów poświęconym Afryce przeważał obraz i pojęcie teologiczne „Kościoła - rodziny Bożej”. Chciano położyć nacisk na wspólnotowy charakter życia mieszkańców Afryki, którzy są przywiązani do rodziny, do szacunku dla życia. Ale zwracam uwagę na fakt, że wypracowano zrównoważoną formułę, która nie mówi jedynie o „Kościele - rodzinie”, tylko o „Kościele - rodzinie Bożej”. Punktem odniesienia nie są tu nasze rodziny, lecz rodzina doskonała, Rodzina Trynitarna: Ojciec, Syn i Duch Święty.

Pamiętajmy, że w czasie, gdy uczestnicy Synodu rozmawiali w Watykanie o „Kościele - rodzinie Bożej”, w Rwandzie szalała tragedia ludobójstwa. Papież Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji „Ecclesia in Africa” pisał o idolatrii grupy etnicznej. Przestrzegał: uważajcie na swe więzi społeczne, plemienne, które mogą wykluczać innych. „Kościół - rodzina Boża” jest miejscem integracji dla wszystkich. Jak mówi św. Paweł: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28).

Myślę, że ten wymiar wspólnotowy jest ważny. Chciałbym go jednak zrównoważyć czymś innym, co stanowi wyzwanie, które Afryka musi podjąć. Wspólnota jest dobra, ale tworzą ją ludzie. Nie może być tak, że wspólnota uniemożliwia im wyrażanie samych siebie w swojej oryginalności i w wolności. Jesteśmy w trakcie szukania tej równowagi, moim zdaniem koniecznej do tego, by doceniać również osoby i by były one szanowane we wspólnocie.

Afryka wciąż potrzebuje misjonarzy zagranicznych, ale sama zaczęła już „eksportować” księży. W zachodniej Europie, gdzie brakuje kapłanów, są parafie obsługiwane przez afrykańskich duchownych. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych.

- Niedawno podpisałem protokół o partnerstwie archidiecezji dakarskiej z jedną z diecezji we Francji, w której pracuje trzech naszych księży-misjonarzy. Uważam to za normalne. Otrzymaliśmy Ewangelię od żywotnych wspólnot w Europie, które wysłały do nas misjonarzy. Teraz nadeszła nasza kolej. Zwracamy to, co wcześniej otrzymaliśmy. Uważam, że taki jest właśnie sposób życia Kościoła. Są wspólnoty przeżywające porę nieurodzaju, podczas gdy inne doświadczają pory urodzaju. I vice versa. Św. Paweł pisze do Koryntian, by jeśli mają coś w nadmiarze, dali tym, którzy cierpią niedostatek (por. 2 Kor 8,14). W ten sposób wszystko się równoważy. Wzajemne dzielenie się w Kościele jest, moim zdaniem, czymś bardzo ważnym. Dziś nadszedł czas, by misjonarze afrykańscy przybyli do Europy. To mieści się w normalnym porządku rzeczy. Oczywiście, trzeba ich przygotować do tej misji, która jest niełatwa i wymagająca. Widziałem tych księży przy pracy. Każdy z nich musi obsłużyć wiele kościołów.

Jaki jest sekret waszego duszpasterstwa powołaniowego?

- To Bóg daje powołania. Także dziś powołuje On młodych ludzi. A wielkoduszna odpowiedź na jego wezwanie pomaga innym przeżywać swoją chrześcijańską tożsamość.

Czy jest jakiś sekret duszpasterstwa powołaniowego w Afryce? Nie wiem. Ale na przykład w mojej archidiecezji takie duszpasterstwo istnieje w każdej parafii. Członkowie komitetu powołaniowego spotykają się raz w tygodniu, by modlić się o powołania. A kiedy zrodzą się one w parafii - czy to kapłańskie, czy zakonne męskie lub żeńskie - zadaniem komitetu jest towarzyszenie tym młodym ludziom, oczywiście pod opieką miejscowego duszpasterza. Doświadczenie tej solidarności ma wpływ na wspieranie powołania.

Obecnie przeżywamy okres pomyślny powołaniowo. Korzystajmy z tego, okazując naszą solidarność tam, gdzie jest potrzebna. Pamiętajmy jednak, że Kościoły, które miały gwałtowny wzrost liczby powołań, znalazły się później w dołku.

Relacje chrześcijańsko-muzułmańskie w Senegalu są dobre. Ale są też takie afrykańskie państwa, gdzie wyznawcy islamu stanowią zagrożenie dla życia wyznawców Chrystusa, jak na przykład w Nigerii, Burkina Faso czy Mali. Jak rozmawiać z muzułmanami? Dialog teologiczny z nimi jest praktycznie niemożliwy...

- Rzeczywiście dialog teologiczny ma swe ograniczenia. Dogmaty wiary chrześcijan i muzułmanów są tak bardzo odmienne, że trzeba stwierdzić, iż są po prostu nie do pogodzenia. Ale stanowi to jednocześnie wezwanie do szanowania wiary drugiej strony. Uważam, że do tego, iż ktoś staje się prześladowcą innych przyczynia się fanatyzm, brak wiedzy co do tożsamości Boga. A nasz Bóg jest Bogiem miłości, który wzywa nas do szanowania drugiego człowieka.

Bardzo mnie poruszyła wizyta w Muzeum Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki w Warszawie. Zdajemy tam sobie sprawę, jak daleko może nas zaprowadzić wiara w Jezusa Chrystusa. Jego przesłaniem jest przebaczenie, sprzeciw wobec przemocy. Odwaga, z jaką ks. Popiełuszko o tym głośno i wyraźnie mówił sprowadziła na niego - bo to zawadzało! - okrutne męczeństwo. Dlaczego jesteśmy do ks. Popiełuszki tak przywiązani? Bo jest świadkiem tego, że jedynie miłość zwycięży.

Tak więc ci, którzy oddają się prześladowaniu innych nic nie wiedzą o Bogu. Bo prawdziwy Bóg nie przykazuje zabijać bliźniego. Jest Panem życia, Źródłem życia, Obrońcą życia. Człowiek prawdziwie wierzący szanuje życie właśnie w imię Boga.

Ci, którzy tego nie rozumieją, mają jeszcze przed sobą długą drogę do przebycia. Powinniśmy modlić się za nich, aby Bóg nawrócił ich serca i oświecił ich umysły, by podejmowali działania zgodne z tożsamością Boga.

Ale czy modlitwa, miłość i przebaczenie wystarczą do obrony przed tymi fanatykami?

- Nie. Potrzebne są strategie, jak się przed nimi bronić. Trzeba prosić instytucje państwowe o czuwanie nad ochroną obywateli. Bo to przede wszystkim do obowiązków państwa należy zapewnienie bezpieczeństwa osób i mienia. Ale również same wspólnoty chrześcijańskie powinny być czujne. Potrzebna jest solidarność. Widziałem wspólnoty zorganizowane w celu uniknięcia zamachów. Nie będziemy przecież bezczynnie czekali ze związanymi rękami. Musimy się bronić i chronić, ale nie dając się wciągnąć w spiralę przemocy. Uważam, że najlepszą ochroną wciąż pozostaje oświecanie umysłów i nawrócenie serc.

Jakie oczekiwania Ksiądz Arcybiskup wiąże z wizytą papieża w Afryce?

- Przede wszystkim czekam, że Franciszek poszerzy swoją wizytę i dotrze do Senegalu. (śmiech) Szczerze pragniemy, by ten papież, który jest tak sympatyczny i idzie pod prąd wszelkim stereotypom, do nas przyjechał. Myślę, że przyniósłby nam świeżość Ewangelii, której potrzebujemy.

Podziwiam duszpasterskie „oko”, które skłania papieża do wyborów, jakich dokonuje. Postanowił pojechać do Mozambiku, który padł ofiarą cyklonu, niszczącego wszystko, co napotkał na swej drodze. Właśnie to ludzkie nieszczęście zmotywowało papieża. Odnosi się to również do Madagaskaru, wielkiego kraju, w którym chrześcijaństwo może mieć obiecującą przyszłość, jeśli będziemy potrafili zaspokoić potrzeby jego mieszkańców. Papież odczytuje priorytety duszpasterskie jakiegoś miejsca i jak najszybciej się tam udaje. Trochę jak ojciec rodziny, który widząc, że jeden się najadł i jakoś sobie radzi, postanawia zająć się innymi - głodnymi i spragnionymi.

Podziwiam to papieskie duszpasterstwo! Uczy nas ono tego, że musimy czuć zapach owiec. I być w różnych miejscach stada: na przedzie - by wskazywać kierunek, pośrodku - by wiedzieć, jak stado żyje, z tyłu - by przynaglać spóźnionych. Zachwycam się tym obrazem. Jest piękny.

Rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)