Miejsce odrodzenia i umocnienia

Andrzej Grajewski; GN 31/2019

publikacja 07.09.2019 06:00

Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Szumilinie, powstałe na fundamentach sowieckiego domu kultury, symbolizuje odrodzenie religijne na Białorusi.

Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej  w Szumilinie. ROMAN KOSZOWSKI /foto gość Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Szumilinie.

Szumilino nie zachwyca wymyślnymi formami architektury, nie przyciąga sławą cudownych wizerunków. Piękna, nowoczesna bryła świątyni stoi na skraju niewielkiego miasteczka w północno-wschodniej Białorusi. Jeśli trafiają tu jacyś przybysze z zewnątrz, to właśnie za sprawą sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej, które w krótkim czasie stało się ważnym punktem na religijnej mapie tego kraju.

W czasach sowieckich w Szumilinie miał powstać duży dom kultury, propagujący socjalistyczny sposób życia i marksistowski ateizm. Obiekt zaczęto budować, ale go nie dokończono. W 1991 r. zawalił się Związek Sowiecki, a w szukającej własnej drogi Białorusi nikt nie miał głowy ani pieniędzy do realizacji takich projektów. Okazała ruina stała i straszyła mieszkańców. W takim stanie zobaczył ją ks. Władysław Blin, późniejszy pierwszy biskup witebski. To z jego inicjatywy kupiono nieruchomość i na fundamentach niedokończonego sowieckiego domu kultury zbudowano sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej i św. Jozafata Kuncewicza, greckokatolickiego biskupa i męczennika. Okazała świątynia powstała według planów oblata o. Alfonsa Kupki, znanego misjonarza pochodzącego spod Lublińca.

Tu była pustynia

Oblaci pracują tam od 2000 r. Nie zastaliśmy jednak proboszcza i kustosza sanktuarium ks. Andrzeja Juchniewicza OMI, który przebywał właśnie w Polsce. Przyjął nas wikary pracujący tu od niedawna, ks. Dymitr Zaniemoński OMI. Pochodzi z Grodzieńszczyzny, z rodziny mieszanej pod względem wyznaniowym. Ojciec był prawosławnym, matka – katoliczką. Ukończył seminarium oblatów w Obrze, świetnie mówi po polsku. – Jeśli porównać tereny wschodniej Białorusi, gdzie leży Szumilino, z Grodzieńszczyzną, to widać ogromną różnicę pod względem poziomu życia religijnego – mówi. – Na Grodzieńszczyźnie nawet w czasach sowieckich tradycja katolicka była zachowywana w rodzinach – podkreśla. Masowo chodziło się do kościołów, dzieci były przygotowywane do I Komunii Świętej i bierzmowane. Było więc na czym budować po upadku komunizmu. Tutaj jest zupełnie inaczej. W czasach sowieckich religia na wschodniej Białorusi była tępiona szczególnie brutalnie. Dlatego dzisiaj trzeba zaczynać od podstaw, gdyż wielu ludzi nie jest nawet ochrzczonych. – Wprawdzie niektórzy z nich definiują się jako prawosławni, ale oznacza to raczej przynależność kulturową, a nie konfesyjną – mówi ks. Dymitr.

O tym, że te tereny do niedawna były pustynią religijną, mówił mi także ks. Aleksander Szaucou, proboszcz greckokatolickiej parafii pw. św. Jozafata Kuncewicza w Połocku. – Kiedy szliśmy z pierwszą pielgrzymką greckokatolicką z Witebska do Połocka w 1994 r. – wspomina – na trasie nie było nie tylko ani jednej parafii, ale nawet żadnego krzyża po drodze nie widzieliśmy.

Dzisiaj parafie są wszędzie, a w Szumilinie jest sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. – Czy nie jest to jakaś oznaka wypełnienia się przepowiedni fatimskiej? A także powód do refleksji, w którym miejscu jesteśmy i co powinniśmy robić dalej? – pyta ks. Aleksander. Przed sanktuarium stoi okazały pomnik św. Jana Pawła II. Został postawiony z inicjatywy polskich motocyklistów, którzy trafiali tutaj w czasie swych wypraw na Wschód. Dopełnia ideową wymowę świątyni, która bez tego pontyfikatu nie mogłaby powstać.

Żywy kult fatimski

Do Szumilina pierwsi przybyli kapucyni, którzy kierowali miejscową parafią erygowaną w maju 1999 r. jeszcze w ramach diecezji mińsko-mohylewskiej.

Kilka miesięcy później powstała diecezja witebska i sanktuarium weszło w jej skład. W 2000 r. parafię przejęli ojcowie oblaci, którzy pracują tu do dzisiaj. Zanim powstał kościół, przy drodze stanęła figura Matki Boskiej Fatimskiej, przywieziona tutaj z Fatimy dzięki pomocy ludzi dobrej woli. Szybko stała się miejscem kultu. Zatrzymywali się przy niej i modlili mieszkańcy Szumilina bez względu na wyznanie. I tak jest do dzisiaj. Inna figura Maryi przywieziona z Fatimy stoi w miejscu, gdzie w przyszłości będzie główny ołtarz.

– Szumilino jest w jakimś sensie miejscem mego kapłańskiego urodzenia – mówi biskup witebski Aleh Butkiewicz. – Zaraz po święceniach kapłańskich, które otrzymałem 13 maja 2000 r. w witebskiej katedrze (wtedy to był kościół św. Barbary), razem z czterema nowo wyświęconymi współbraćmi, jak też wieloma wiernymi, którzy brali udział w uroczystości, pojechaliśmy do Szumilina. To ok. 40 km od Witebska. Akurat był tam odpust Matki Boskiej Fatimskiej. Po uroczystej Mszy św. na miejscowym stadionie odbył się festyn ku czci Najświętszej Maryi Panny. Te dwa wydarzenia nałożyły się na siebie i utworzyły jedno wielkie uwielbienie Boga. Na mnie wywarło to wielkie wrażenie – dodaje. – W czasach komunistycznych – kontynuuje biskup – odbierano kościoły i zamieniano je na spichlerze, zakłady przemysłowe czy domy kultury. Dziś daje się zauważyć odwrotne zjawisko. Budynki byłych sklepów, zakładów, kinoteatrów są przeznaczane na kaplice i świątynie. Właśnie w Szumilinie mamy kościół powstały – choć lepiej byłoby powiedzieć: przerobiony – z rozpoczętej wcześniej budowy domu kultury. W jakimś sensie jest on jednym ze znaków spełnienia się przepowiedni fatimskiej o nawróceniu Rosji i całego obszaru byłego Związku Radzieckiego. Parafia w Szumilinie jest dla mnie rówieśnikiem w moim kapłaństwie – podkreśla biskup Aleh.

13. dnia każdego miesiąca od maja do października zawsze są tu sprawowane Msza św. i wieczorna procesja różańcowa ze świecami i figurką Matki Bożej Fatimskiej. To nabożeństwo stale gromadzi wielu ludzi. W tutejszym ośrodku duszpasterskim organizowane są różne rekolekcje i spotkania. Praktycznie przez cały rok jest tam ruch. Oprócz przynależących do parafii dzieci i młodzieży przyjeżdżają grupy nie tylko z diecezji witebskiej, ale także z Mińska, Brześcia i innych części Białorusi. Czasami przychodzą prawosławni, którzy na tym terenie zdecydowanie przeważają.

– Z prawosławnymi łączy nas między innymi kult Najświętszej Maryi Panny, dlatego nie dziwi mnie ich obecność w katolickich sanktuariach na Białorusi – mówi bp Butkiewicz. – Zwłaszcza na terenach tak wyjątkowo doświadczonych w czasach komunistycznych. Niegdyś w każdej z tych miejscowości stał okazały kościół: katolicki bądź unicki oraz prawosławny. Niestety, system sowiecki większość z tych świątyń po prostu zniszczył – dodaje. W jego ocenie powstanie diecezji witebskiej zmieniło tę sytuację. Praktycznie we wszystkich większych miejscowościach stoi dziś kościół i utworzone są parafie. – Było to możliwe także dzięki temu, że do pracy na tych terenach przyjechała spora grupa księży z Polski, którzy nadal tutaj pracują – podkreśla biskup Aleh. – W tej chwili jest ich 17, ale są ustawiczne problemy z możliwością ich stałego pobytu u nas – dodaje.

Jest to teren bardzo wdzięczny za posługę każdego księdza. – Starsze pokolenie pamięta jeszcze czasy, kiedy nie było tu księży – opowiada bp Butkiewicz. – Tęsknota za życiem sakramentalnym przejawiała się w tym, że ludzie modlili się po kościołach bez księdza, kładąc ornat na ołtarz i odmawiając te części Mszy św., w których niepotrzebny był kapłan. Znane były wypadki, że ludzie chodzili na mogiły księży, aby tam się spowiadać. Łańcuszkiem, który przykuwał ludzi do Boga i dzięki temu ratował wiarę, był, oczywiście, różaniec, jak też ręcznie przepisywane modlitewniki – wspomina bp Butkiewicz.

Pielgrzymka, której nie było

Chcieliśmy pokazać Szumilino jako miejsce pielgrzymkowe, dlatego planowaliśmy towarzyszyć jubileuszowej, 25. pielgrzymce grekokatolików. W ciągu pięciu dni pielgrzymi przechodzą ponad 100 kilometrów – od greckokatolickiej świątyni Zmartwychwstania Pańskiego w Witebsku przez fatimskie sanktuarium w Szumilinie do ich dawnej katedry, czyli soboru św. Sofii w Połocku, gdzie z rozkazu cara Piotra I zamordowano pięciu mnichów bazyliańskich. Niestety, gdy dotarliśmy do Witebska, gruchnęła wieść, że pielgrzymka została odwołana. Organizatorzy wprawdzie otrzymali pozwolenie Obwodowego Komitetu Wykonawczego w Witebsku na jej przeprowadzenie, jednak zgodnie z dekretem Rady Ministrów nr 49 z 24 stycznia 2019 r. mieli obowiązek zapłacić za „usługi państwowe” – milicję, służbę zdrowia i opłaty komunalne. Zrobiła się z tego duża kwota. Zapadła więc decyzja, że pielgrzymka zostaje odwołana. Zamiast radosnego wyjścia w Witebsku była przejmująca liturgia w greckokatolickiej cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego z homilią miejscowego proboszcza ks. Dymitra Gryszana, wzywającego, aby nie upadać na duchu oraz dobrem i miłością odpowiadać na przeszkody i przejawy zła. Kilka osób, które dopiero w Witebsku dowiedziały się o odwołaniu pielgrzymki, ze łzami w oczach opuszczało kaplicę. W drogę ruszyło tylko sześciu kapłanów, dwaj klerycy oraz dwóch świeckich wolontariuszy.

O dekrecie nr 49 rozmawiałem także z biskupem Alehem. Nie ukrywał zaniepokojenia, że wspólnota greckokatolicka musiała z tego powodu odwołać pielgrzymkę. – To problem stojący także przed katolikami obrządku łacińskiego w kontekście m.in. planowanych pielgrzymek do sanktuariów w Brasławiu oraz Rosicy – mówi. – Będziemy o tym rozmawiali z władzami i wierzę, że znajdzie się rozwiązanie problemu, które pozwoli nam uniknąć sytuacji, gdy pielgrzymka jest odwoływana tylko dlatego, że trzeba za jej organizację płacić wielkie kwoty.

Mała wspólnota idących do Połocka najpierw skierowała się na stary katolicki cmentarz, położony na Zadźwiniu, w tradycyjnej katolickiej części Witebska, aby pomodlić się za zmarłych. Później pątnicy mikrobusem wyjechali poza rogatki miasta i chodnikiem maszerowali dalej. Po drodze czekał na nich patrol milicyjny. – Idziecie z pielgrzymką czy spacerujecie? – z groźną miną zapytał oficer idącego przodem kapłana.

– Spacerujemy, panie władzo – odparł spokojnie kapłan.
– No to spacerujcie, ale ostrożnie.

Po ojcowskim napomnieniu patrol odjechał. Grupę następnego dnia spotkaliśmy w Szumilinie, gdzie pielgrzymi opatrywali zbolałe od wielogodzinnego marszu nogi. Tuż przed wieczorną Liturgią niespodziewanie w sanktuarium zjawił się bp Aleh Butkiewicz, pragnąc swoją obecnością okazać solidarność z katolikami obrządku wschodniego i podkreślić wagę ich pielgrzymowania, nawet w tak niesprzyjających okolicznościach.

Jakże radosny i wzruszający był moment, kiedy wspólnota kapłanów obu obrządków spotkała się przy ołtarzu, aby wspólnie celebrować Eucharystię i dziękować za dobro, jakie wydarzyło się w ciągu minionych 25 lat tego pielgrzymowania. Kiedy archimandryta Sergiusz Gajek, wizytator apostolski dla grekokatolików Białorusi, przekazał biskupowi Butkiewiczowi koszulkę pielgrzyma z napisem „Chrystus żyje”, pomyślałem, że wyrażało to coś więcej aniżeli tylko podziękowanie grekokatolików za wsparcie ze strony łacinników. Był to znak jedności Kościoła na Białorusi w jego bogactwie kultur, języków i obrządków.