publikacja 08.08.2019 00:00
Nasza zakorzeniona w miłości bezbronność tylko pozornie wydaje się kapitulacją i bezradnością. Ale ona ma potężną moc. Oto paradoks Ewangelii i prawdziwa siła chrześcijaństwa.
Krzysztof Błażyca / Foto Gość
Bezbronność rozbraja nienawiść – nie mają wątpliwości małe siostry Jezusa.
Na stole lądują lody z malinami. Mniam! Za oknami pierwsze pomruki burzy, która wielkimi susami nadciąga nad Częstochowę. Cały ogród wydaje westchnienie ulgi. Błękit zamienia się w szaroburość, a spieczona ziemia spija łapczywie wielkie krople deszczu.
Przyjechałem do małych sióstr Jezusa, by porozmawiać o bezbronności. I wraz z siostrami Mariolą, Anną Urszulą i Kasią Anną powspominać małą siostrę Magdalenę. Od lat nie daje mi spokoju wskazówka, jakiej udzieliła młodym siostrom: „Nie bójcie się wyruszać na wszystkie kontynenty lekkie, lżejsze od mydlanych baniek”.
Tak żyła. Jej bezbronność rozbrajała ludzi i rozwalała mury nie do skruszenia. W tym roku minie 30 lat od jej śmierci i 80 lat od dnia założenia zgromadzenia.
Łap Go!
Widzę ją w każdym z domów małych sióstr. Figurka Maryi, która wypuszcza z rąk maleńkiego Jezusa, to najpiękniejsze wyobrażenie bezbronności Boga. „Łap Go, bo się potłucze!” – usłyszałem przed dekadą w rzymskim Tre Fontane w domu generalnym zgromadzenia, za kościołem stojącym w miejscu ścięcia Apostoła Narodów. – Małe bezbronne dziecko przypomina o charyzmacie dziecięctwa Bożego – wyjaśniała mi s. Zosia (dziś mieszka w Pewli, a jakże, Małej). – Figurka wygląda tak, jakby Jezus wypadał Matce z rąk. Jeśli Go nie złapiesz, to się biedaczek potłucze. Siostra Magdalena miała doświadczenie, o którym dowiedziałyśmy się bardzo późno. Przeżyła mistyczne spotkanie z Matką Bożą, która dała jej swe Dzieciątko. Żyła z Nim w wielkiej zażyłości. To jest bezbronny Bóg, który się daje.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.