Matka upartych w wierze

Szymon Babuchowski; GN 29/2019

publikacja 22.08.2019 06:00

„Temu sanktuarium w Lewoczy wielu synów i córek ziemi słowackiej zawdzięcza to, że prawda o Bogu i wiara w Boga utrzymała się w ich duszach” – mówił o Mariańskiej Górze Jan Paweł II.

Maryja ma ręce otwarte w geście powitania. Wita pielgrzymów tak, jak witała Elżbietę. Henryk Przondziono /FOTO GOŚĆ Maryja ma ręce otwarte w geście powitania. Wita pielgrzymów tak, jak witała Elżbietę.

Jak tu pięknie! – wyrywa mi się, gdy zza zakrętu wyłania się panorama miasta pnącego się w górę czerwienią dachów i spiczastą wieżą kościoła św. Jakuba. Za chwilę na ten sam widok spojrzymy od drugiej strony – z Mariańskiej Góry w Lewoczy. To tam, zaledwie 60 km od granicy z Polską, znajduje się najliczniej odwiedzane sanktuarium Słowacji.

Mówił do serca

Najważniejsze uroczystości odbywają się w pierwszą niedzielę po 2 lipca, kiedy to obchodzone jest tutaj święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Świętowanie trwa jednak przez cały tydzień. Msze św.z udziałem biskupów, nabożeństwa różańcowe dla pielgrzymów, spektakl słowno-muzyczny czy nocna Droga Krzyżowa – to tylko niektóre punkty bogatego programu. Ks. prof. František Dlugoš, dziekan lewockiego dekanatu i rektor bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, szacuje, że podczas centralnych uroczystości pielgrzymkowych gromadzi się tu co roku ponad pół miliona pątników.

Najwięcej było ich w 1995 r., kiedy Mszę św. na południowym stoku Mariańskiej Góry odprawił Jan Paweł II. Media mówiły wówczas o 650 tys. pielgrzymów, ale zdaniem ks. Dlugoša mogło być ich nawet ponad milion. Eva i Michal Kollárowie byli wśród tego tłumu. Dziś przyjechali z Nowej Wsi Spiskiej, by ponownie odwiedzić to miejsce. Patrzą teraz z góry na polanę, na której, w miejscu ówczesnego ołtarza, stoi na pamiątkę tamtej uroczystości mała drewniana wieżyczka z krzyżem. W dole, za polaną, widać jak na dłoni miasto z trzema punktami orientacyjnymi w postaci zabytkowych kościołów: św. Jakuba, św. Władysława i Świętego Ducha. – Byliśmy jeszcze młodzi – uśmiecha się pan Michal, wspominając papieską wizytę. – Pamiętam dobrze ten dzień: wcześniej ciągle padało, a tego dnia deszcz został jakby nagle ucięty.

– To było wspaniałe, być tu i modlić się z Janem Pawłem II – opowiada dalej jego żona. – Słowa papieża mocno przemawiały do serca. To nie było teoretyzowanie, dlatego ludzie go rozumieli. Słowa Pisma Świętego czasem wydają się trudne, a on je wyjaśniał.

– Był najsympatyczniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem – dodaje Michal Kollár.

Siostra Kristiana Račiak ze Zgromadzenia Miłosiernych Sióstr Świętego Krzyża, pracująca w Trnawie na zachodzie kraju, zapamiętała z tamtej pielgrzymki słowa o tym, żeby nie bać się wkroczyć na drogę swojego powołania. Dla niej, wówczas kandydatki do zakonu, były one szczególnie ważne. Teraz, po latach, chce pokazać Lewoczę zaprzyjaźnionej rodzinie Slávików. L’ubica i Ondrej Slávikowie przyjechali tu z synem Gejzą, księdzem pracującym w Rosji. Wczoraj wspólnie zwiedzali Kraków. W Lewoczy są po raz pierwszy. Chcą dziękować Bogu za doświadczane łaski, prosić o wzmocnienie wiary, Boże błogosławieństwo i zdrowie. – I zrobić dobre zdjęcia – dodaje ze śmiechem ks. Gejza.

Otwarte ręce Matki

Do Lewoczy trafiliśmy akurat na początku lipca. Dzięki temu możemy obserwować, jak wzgórze, które do południa jeszcze świeciło pustkami, z minuty na minutę zapełnia się coraz bardziej. W bazylice trwa już Różaniec, a na zewnątrz ustawia się długa kolejka do spowiedzi. Babcia, która przyjechała z dwiema małymi wnuczkami, podąża z nimi drogą krzyżową wokół świątyni, cierpliwie tłumacząc, o czym mówią kolejne stacje.

Dwie dziewczyny, Dominika Knapeková i Sandra Sontagová, przysiadły w cieniu ołtarza polowego, przy którym w niedzielę sprawowana będzie Eucharystia. Zaprzyjaźniły się w gimnazjum. Sandra uczestniczy teraz w programie studenckim w Norwegii, ale przyjechała na krótkie wakacje do rodziny i przy okazji znalazła czas na spotkanie z mieszkającą w Lewoczy Dominiką. – Chciałyśmy obejrzeć miasto i duchowo się naładować, więc zrobiłyśmy taką małą pielgrzymkę – opowiada Dominika, która jutro wyruszy w to samo miejsce z oddalonej o 25 km Lubicy. Pójdzie pieszo z grupą Krucjaty, modląc się za osoby uzależnione od alkoholu.

W bazylice Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Mariańskiej Górze modlą się wszystkie pokolenia. Tu Matka Boża wszystkich przyjmuje z radością. – Widzimy Ją jako królową, ale korona została dodana dopiero w baroku – opowiada ks. František Dlugoš. – Początkowo Maryja była przedstawiona po prostu jako dziewczyna z długimi włosami. Ręce ma otwarte w geście powitania. Wita pielgrzymów tak, jak witała Elżbietę.

Mariańska Góra, nazywana czasem słowacką Częstochową, jest nie tylko najchętniej odwiedzanym, ale też jednym z najstarszych sanktuariów na Słowacji. Pod tym względem ustępuje tylko Mariance koło Bratysławy. Początki sanktuarium w Lewoczy sięgają pierwszej połowy XIII wieku. Pierwszy kościółek został zbudowany w 1247 r. jako wotum za ocalenie podczas najazdów tatarskich. – Znajdował się nieco niżej, w okolicy obecnego parkingu, tam, gdzie teraz stoi figura Matki Bożej – pokazuje ks. Dlugoš. – Początkowo nosił wezwanie Ducha Świętego. Dopiero gdy w XIV w. przyszli tu minoryci, czyli franciszkanie, szerzący kult maryjny, pojawiło się nowe wezwanie.

Choć procesje dziękczynne z sąsiednich gmin odbywały się tu już wcześniej, to właśnie minoryci rozwinęli ruch pielgrzymkowy. W 1470 r. w powiększonym już kościele umieszczono figurę Matki Bożej, która wkrótce zasłynęła łaskami. Odtąd na Mariańską Górę pielgrzymowali już nie tylko wierni ze Spisza, ale także z innych regionów Słowacji, a nawet z Węgier i Polski. – Do dziś przychodzi do nas na przykład pielgrzymka z Zakopanego – cieszy się rektor bazyliki.

Upór i męstwo

Sanktuarium w Lewoczy nie ominęły zawirowania czasów reformacji. Kościół został wówczas odebrany katolikom i zamieniony na zbór protestancki. Jednak mimo wypędzenia zakonników i zakazu organizowania pielgrzymek kult w tym miejscu nie ustał. Zwrócenie świątyni w 1671 r. stało się okazją do wielkiego świętowania. 2 lipca mieszkańcy Lewoczy i całego Spisza udali się z dziękczynną procesją na Mariańską Górę, a Maryja z tutejszego wizerunku stała się odtąd patronką trwających w wierze. Wkrótce zbudowano na Mariańskiej Górze nowy kościół, po nim powstały dwa kolejne – na początku XIX i XX wieku.

Pątniczy ruch nie ustał także w czasach komunizmu, choć komuniści starali się, jak tylko mogli, do niego zniechęcić. Kiedy zakaz pielgrzymek nie przynosił rezultatu, szykanowali wiernych, wprowadzali absurdalne przepisy (np. na miejscu nie mogło jednocześnie spowiadać więcej niż siedmiu księży). Aresztowali też biskupa spiskiego Jána Vojtaššáka, wielkiego czciciela Matki Bożej. Skazany na 24 lata pozbawienia wolności za rzekomą zdradę i szpiegostwo, torturowany, po wypuszczeniu z więzienia zmarł na wygnaniu w Czechach. Obecnie jest kandydatem na ołtarze.

Upór i męstwo pielgrzymów docenił Jan Paweł II, mówiąc w 1995 r., że „temu sanktuarium w Lewoczy wielu synów i córek ziemi słowackiej zawdzięcza to, że prawda o Bogu i wiara w Boga utrzymała się w ich duszach”. Patrząc na przybywających tu licznie pątników, można odnieść wrażenie, że i dziś ten duch w narodzie nie słabnie. – Od Wielkanocy do końca października stale jest tu pełno ludzi – podkreśla Eva Kollárova.

– Spowiadają się, proszą o zdrowie – opowiada ks. František Dlugoš. – Popatrzcie na tablice wokół ołtarza. Wiele z nich mówi o tym, że pary, które nie mogły mieć dzieci, wyprosiły tu potomstwo.

Kiedy późnym popołudniem zjeżdżamy wąską, krętą drogą w dół, co chwilę zatrzymujemy się, by wyminąć się bezpiecznie z kolejnymi nadjeżdżającymi pielgrzymami. Za to centrum Lewoczy wydaje się o tej porze uśpione, niemal puste. Tak jakby całe życie miasta przeniosło się teraz tam, na wzgórze.

Pątnicze mrowisko

Korzystamy z okazji, by zwiedzić przepiękną starówkę, której zabytki znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zachowały się średniowieczny układ ulic, wiele kamienic i znaczne fragmenty murów obronnych, dlatego spacer po starym mieście jest jak podróż w czasie. Warto zajrzeć do minoryckich kościołów – starego (XIV w.), tzw. gimnazjalnego, pod wezwaniem św. Władysława, i „nowego” (XVIII w.), pod wezwaniem Świętego Ducha, z zachwycającymi późnobarokowymi freskami.

Największe cuda czekają nas jednak w XIV-wiecznym kościele św. Jakuba – największej gotyckiej świątyni na Spiszu i drugiej co do wielkości na Słowacji. Choć znajduje się tu 18 zabytkowych ołtarzy, a każdy z nich to dzieło sztuki warte osobnego omówienia, nasz wzrok od razu przyciąga ołtarz główny. Nie tylko dlatego, że to najwyższy gotycki ołtarz na świecie. Uderza niezwykłe piękno figur wyrzeźbionych przez Mistrza Pawła z Lewoczy, od razu budzące skojarzenia z ołtarzem Wita Stwosza w krakowskiej bazylice Mariackiej. I słusznie – bowiem Mistrz Paweł był prawdopodobnie uczniem niemieckiego rzeźbiarza.

W ołtarzu Bożego Narodzenia odkrywamy figurę klęczącej Madonny, której twarz wydaje się dziwnie znajoma. Sprawdzamy w przewodniku: no tak, była przecież wyobrażona na banknocie stukoronowym, będącym w obiegu do 2009 r. (na jego odwrocie znajdowały się sylwetki dwóch zabytków będących symbolami Lewoczy: kościoła św. Jakuba i ratusza). Warto zwrócić też uwagę na samodzielne rzeźby znajdujące się w kościele, m.in. na XIV-wieczną figurę Ukrzyżowanego, gdzie z ciałem oszpeconym ranami kontrastują piękne, szlachetne rysy twarzy, a także na konny posąg św. Jerzego, który kopią zabija smoka. Ta rzeźba także jest autorstwa Mistrza Pawła.

Wychodzimy na wieżę kościoła, skąd jeszcze raz spoglądamy na miasto i górujące nad nim sanktuarium. W niedzielę będzie można stąd obserwować, jak szczyt wzgórza zamienia się w pątnicze mrowisko. – Będzie tu głowa przy głowie – zapowiada ks. František Dlugoš. Mówi to bez cienia wątpliwości, bo tak jest co roku: w tym właśnie dniu niewielkie, niespełna 15-tysięczne miasto na Spiszu staje się duchowym centrum Słowacji.