Cztery kaplice na kilometr

Grzegorz Brożek

publikacja 21.07.2019 12:00

W wakacje co tydzień zachęcamy Czytelników do odkrywania niezwykłych historii czających się za rogiem, czasem pod przydrożnym kamieniem.

Cztery kaplice na kilometr Grzegorz Brożek /Foto Gość Ks. Tomasz Szewczyk przed kaplicą w Maliniskach ufundowaną przez dwóch braci księży, Józefa i Wojciecha Orłów.

W cyklu „Diecezja na wakacje” w „Gościu Tarnowskim” dziś zapraszamy do Rozdziela Dolnego, małej wioski leżącej nieco na uboczu, niedaleko Żegociny. Wioska liczy mniej więcej sto numerów, ale historię ma wielką.

To jest całkiem stroma górka (jak niemal wszystkie w okolicy), na którą trzeba wyjść, by trafić do Danielów. Rodzina dzierży dumnie klucze do kaplicy w Maliniskach, którą się opiekuje. Kaplica widoczna jest z tarasu, na samym dole, w kotlinie, przy drodze wiodącej z Rozdziela do Laskowej. Ten teren należy do parafii w Kamionce Małej, ale tuż zaraz zaczyna się Rozdziele Dolne. Z tarasu państwa Danielów rozglądamy się z seniorką rodu panią Barbarą z Orłów, żoną Jana Daniela oraz z pochodzącym z sąsiedniego Rozdziela księdzem Tomaszem Szewczykiem, który jest wikariuszem w Łapczycy, ale też badaczem lokalnych dziejów i pasjonatem historii. – Rozdziele, jak sama nazwa wskazuje, to jest teren graniczny – tłumaczy. Tylko że tych granic jest tu co najmniej kilka. W Maliniskach kończy się parafia Kamionka Mała i dekanat ujanowicki, a w Rozdzielu zaczyna parafia żegocińska i dekanat lipnicki. – To jest historyczne pogranicze między Ziemią Sądecką, a podkomorstwem krakowskim. To jest teren wododziałów, zlewni Raby i zlewni Dunajca – tłumaczy ks. Tomasz. Niektórzy widzą tu granicę zmian tożsamości i mentalności ludzi – inna jest na południu, inna na północy.

Cztery kaplice na kilometr   Grzegorz Brożek /Foto Gość Widok z "Orłówki" na kaplicę w Maliniskach.

Czterej z Malinisk

Wracamy na taras do Danielów. Kaplicę, choć z daleka, widać jak na dłoni. Kiedyś był tu las nazywany Maliniska. Tę małą świątynię wybudowali pochodzący stąd dwaj bracia, księża Orłowie. – Józef i Wojciech. Obaj byli duchownymi diecezji krakowskiej. Przyjeżdżali na wakacje do domu, widzieli dużo ludzi starszych i chorych. Do Ujanowic było daleko, do Kamionki przez górę albo naokoło, do Żegociny także daleko, to podjęli się budowy kaplicy, by służyła miejscowym – opowiada ks. Tomasz. Dodaje, że kaplica powstała z katechezy, bo ks. Józef Orzeł przeznaczył na nią pieniądze, jakie otrzymywał za katechizację. Przez ponad 20 lat był duszpasterzem w Zakopanem. – Niewykluczone, że doświadczenie to znacząco wpłynęło na pomysł budowy, bo parafia zakopiańska znacznie się wtedy rozrosła. Liczba uczestników niedzielnych Mszy św. wzrosła w okresie pobytu ks. Józefa z 4 do 16 tysięcy – mówi ks. Szewczyk. Zakopiańskie lata Józefa Orła (1900– 1924) to był czas budowy krzyża na Giewoncie i budowy „Księżówki” (Józef był w jej zarządzie). Był prezesem stowarzyszenia kupców „Gwiazda” i kapelanem „Sokoła”. Wojciech był o 6 lat młodszy od Józefa. Duszpasterzował w Lubniu, Ślemieniu i Wieliczce. Kaplicę w Maliniskach postawili z miejscowymi ludźmi między 1908 a 1914 rokiem. Wykończyli ją po I wojnie. Drewniane wyposażenie kaplicy wykonał – ciekawostka! – bratanek księży, Marian Orzeł, który w czasie II wojny światowej przeszedł cały szlak bojowy z I Dywizją Pancerną gen. Maczka. Jego brat Stanisław także walczył u boku Andersa, m.in. pod Monte Cassino (odznaczony został Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino) , a zmarł na skutek doznanych ran podczas walk zaczepnych w Apeninach Północnych. Pochowany 21 września 1944 r. na cmentarzu w Rocca San Casciano. – Do dziś w tym miejscu modlimy się. Msza św. niedzielna jest tu co dwa tygodnie, ale ludzie spotykają się w kaplicy na majówki czy inne nabożeństwa, to sobie tu śpiewamy – opowiada, wskazując na kaplicę w Maliniskach Barbara Daniel.

Cztery kaplice na kilometr   Grzegorz Brożek /Foto Gość Kaplica pod Lipami.

Dwustu na Jastrząbce

Z tarasu Danielów, jak wspomnieliśmy, widać tę kaplicę, ale i niebo nad nią, na którym w 1914 roku latały w obie strony pociski to rosyjskie, to austriackie. Kaplicy nawet nie drasnęły. Za to w przetaczającej się kilkanaście dni w czasie I wojny światowej operacji limanowsko-łapanowskiej, w czasie której Austriacy z pomocą niemieckiej 47. Dywizji Rezerwowej zatrzymali „walec parowy” generała Brusiłowa, zginęła część z 90 tys. walczących. Na Jastrząbce, wzgórzu górującym nad okolicą, ulokowano cmentarz nr 357. Spoczęło na nim 256 żołnierzy. Księdzu Szewczykowi udało się ustalić, prowadząc poszukiwania w archiwach, nazwiska i miejsca pochówku 68 żołnierzy austriackich, pruskich, węgierskich i polskich. Tożsamość pogrzebanych tu w mogiłach zbiorowych rosyjskich wojaków jest raczej nie do odtworzenia. Każdego roku na ten ładny (posiadający ciekawą, w szwajcarskim stylu kaplicę), zadbany cmentarz przychodzi młodzież uczestnicząca w złazach niepodległościowych. Może dlatego przed ogrodzeniem posadzono dwa dęby pamięci. – Jeden z nich poświęcono Janowi Antoniemu Stachowi, majorowi wojska polskiego zabitemu w 1940 roku w Twerze. On pochodził z Ujanowic, podobnie jak jego brat, ks. Piotr Stach, który w latach 30. XX wieku był prorektorem Uniwersytetu we Lwowie – opowiada ks. Tomasz. Pamięć o bohaterach żywa jest zarówno w Ujanowicach, jak i tu, na wzgórzu Jastrząbka.

Cztery kaplice na kilometr   Grzegorz Brożek /Foto Gość Widok ze wzgórza Jastrząbka na część Rozdziela Dolnego.

Jeśli chcecie Państwo przeczytać o rodzinie Otfinowskich z Rozdziela, których wybitny dla kultury polskiej krewniak sądzony był w Lublinie za znieważenie Najświętszego Sakramentu, o Marcjannie, szwagierce właściciela wsi, dzięki której nawrócił się Mickiewicz, o kaplicy pod Lipami i kościele, w którym ochrzczono Kazimierza Brodzińskiego, zachęcamy do sięgnięcia po dzisiejszy numer „Gościa Tarnowskiego”.