Coś pięknego!

Marcin Jakimowicz; GN 26/2019

publikacja 29.07.2019 06:00

Gdybym zasiadał w niebiańskiej komisji do spraw objawień i miałbym decydować o tym, w które miejsce ma być wysłana Maryja, wybrałbym litewskie Szydłowo. Pikanterii dodaje fakt, że ukazała się tu… kalwinom. Płakała.

„Religine atributika ir suvenyrai”, czyli 101 pielgrzymich drobiazgów, mieszczą się nie w blaszanych budach,  ale w drewnianych chatach. KRZYSZTOF BŁAŻYCA /FOTO GOŚĆ „Religine atributika ir suvenyrai”, czyli 101 pielgrzymich drobiazgów, mieszczą się nie w blaszanych budach, ale w drewnianych chatach.

Wiatr nie przynosi żadnej ulgi. Przypomina sirocco. Upał spadł na Litwę, sparzył asfalt, wygnał z ulic ludzi, a wodę w jeziorach zmienił w ciepłą zupę.

Za kilka kilometrów ukryte w lasach Szydłowo (lit. Šiluva). Jeszcze tylko kilka zakrętów, ale nie możemy dojechać na miejsce. Zatrzymujemy się co kilkaset metrów. Spośród bezkresnych pól z leniwie falujących w skwarze zbóż wyrastają misternie rzeźbione krzyże i rzeźby. Kunsztowna robota. Jak tu nie zrobić zdjęcia?

Do sanktuarium prowadzą nas prześliczne krucyfiksy. Stoją wśród drewnianych chatek, obserwują je bociany. Za to kocham Litwę. Kilka chatek, jezioro, długo, długo nic… i znowu kilka domków. Zawsze zachwyca mnie ta przestrzeń. A krzyży jest tak wiele, że nawet widząc drewniane słupy wysokiego napięcia, człowiek w pierwszym odruchu ma ochotę się przeżegnać. Bo wyglądają jak gigantyczne krucyfiksy.

Maryja wybrała miejsce, które idealnie pasuje do kategorii „koniec świata”. Jak zwykle. Zabita dechami Cova da Iria, ukryte w Alpach La Salette, litewskie miasteczko wśród bezkresnych pól i lasów. Sama droga do Szydłowa jest już jak reset. Šiluva leży w zachodniej części kraju w rejonie rosieńskim. To sanktuarium wrośnięte w las. Jego nazwa pochodzi od litewskiego słowa „zagajnik”.

Głowa do góry!

Chowamy się przed skwarem w widocznej z daleka kaplicy objawień. Dopiero w środku widać, jak imponujący jest to budynek. Maryja stoi w otoczeniu aniołów w środku monumentalnej białej wieży. Kosmiczna perspektywa. Człowiek nie ma wątpliwości, że tę neogotycką, potężną, 44-metrową, przypominającą rakietę wieżę wybudowano specjalnie dla Niej. Kamień węgielny pod budynek poświęcono w 1912 r., ale kaplicę ukończono dopiero 12 lat później. Słychać brzęczenie much i pianie kogutów. Jeśli chcecie odpocząć i podobnie jak pan Zagłoba, który bawił u Radziwiłłów w niedalekich Kiejdanach, nie lubicie tłoku, jedźcie koniecznie na Litwę!

Bazylika i kaplica objawień przedzielone potężnym placem spoglądają na siebie. Wokół absolutna cisza i ani żywego ducha. Ileż razy słyszałem od jasnogórskich paulinów, że modlić umieją się jedynie w swych celach. Przyzwyczajonych do tego, że sanktuarium musi przypominać tętniący życiem ul, zapraszam na Wschód.

– Ciekawa jest historia tej kaplicy – wyjaśnia nam kowieński biskup Algirdas Jurevičius (świetnie mówi po polsku!). Opowiada o Antonim Wiwulskim, twórcy m.in. pomnika Trzech Krzyży w Wilnie i pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, uroczyście odsłoniętego z okazji 500. rocznicy bitwy w obecności 150 tys. osób. Był pierwszym architektem pochodzącym z Litwy, który ukończył Wyższą Szkołę Techniczną w Wiedniu i Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Pięknych w Paryżu. – Bronił Wilna przed wojskami sowieckimi. 5 stycznia 1919 roku jako ochotnik Samoobrony Wileńskiej podarował swój płaszcz zmarzniętemu na kość towarzyszowi. Sam nabawił się ciężkiego zapalenia płuc i po pięciu dniach, już po opanowaniu miasta przez Sowietów, zmarł. Spoczął na Rossie. Jego historia przypomina opowieść o św. Marcinie, który podarował biedakowi połowę płaszcza – opowiada biskup Algirdas.

Czy ja śnię? Przez chwilę czuję się jak w przedsionku raju. Wchodzimy do bazyliki (perła baroku, dwie wieże widać z daleka) w chwili, gdy rozpoczyna się całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu, a schola zaczyna swój pastelowy śpiew. Początkowo mam wrażenie, że zwyczajem włoskich kościołów z głośników sączy się chorał. Czysty, żywy śpiew. Płyną litewskie hymny ku czci Najświętszej Maryi Panny. W kościele kilka sióstr zakonnych, starsze kobiety w białych chustach. Jutro, trzynastego, na Dzień Maryi przyjdą tu tłumy.

Litwa jest niezwykle czystym krajem, a jej mieszkańcy w obróbce drewna nie mają sobie równych. Religine atributika ir suvenyrai, czyli 101 pielgrzymich drobiazgów, mieszczą się nie w blaszanych budach, ale w drewnianych chatach.

Płacz

Pierwszy kościółek stanął tu w 1457 roku. Wzniesiono go na cześć Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Co roku we wrześniu lud Żmudzi na kolanach oddawał chwałę Królowej Pokoju. Do dziś na odpust 8 września walą tu nieprzebrane tłumy.

W 1551 roku pastor z odległej o sto kilometrów Ragnety w Prusach pisał zaniepokojony, że wierni oddani są wciąż papistom, i alarmował, że tłumnie nawiedzają maryjne sanktuaria. W XVI wieku maleńka miejscowość przeżyła prawdziwe, społeczne i religijne, trzęsienie ziemi. Panowie z dworu w Szydłowie opowiedzieli się po stronie nowej religii: Jan Zawisza zbudował luterańską kaplicę, a w 1560 roku miasteczkiem zaczął zarządzać gorliwy wyznawca idei reformacji Merkel Szemeta. Jednym z pierwszym jego dekretów było zamknięcie katolickiego kościoła. Wywłaszczoną ziemię zapisano kalwińskiej parafii. Chciano tu stworzyć duchowe centrum litewskiego kalwinizmu. W 1569 roku zdesperowany proboszcz Szydłowa zakopał kościelne kosztowności i dokumenty. Świątynia zamieniała się w ruinę, a ostatecznie została zburzona. O Maryi przypominał jedynie napis na zagrabionym przez kalwinów dzwonie: O florens Rosa, Mater Dei speciosa.

Szydłowo stałoby się kalwińskie, gdyby nie odgórna interwencja. „Kiedy już liczne lata przemijały, w powrót kościoła nikt zaś nie miał wiary, chyba że Matki Boski Syn, z nieba zesłanym cudem swym” – śpiewają pielgrzymi. W czasie castingu niebo wybrało, a jakże, pastuszków! W 1608 roku dzieci zauważyły piękną kobietę z dzieckiem na ręku. Płakała. Poruszone pobiegły po swoich nauczycieli – kalwinów. „Tu czczony był mój Syn, gdzie teraz orzą i sieją” – mieli usłyszeć przedstawiciele reformacji: bakałarz Salomon Grocjusz i katechista Mikołaj Fiera. Maryja nie mówiła o sobie, ale wskazała na Syna. Jak zareagowali kalwini? Pierwotnie nie przyjęli tego komunikatu, uważając go za podszepty złego ducha, ale musieli być poruszeni, bo jak podają kroniki, Mikołaj Fiera spakował się i opuścił miasteczko.

Odkopany skarb

O objawieniach szeptano po litewskich chatach. Niebawem niemal cała Żmudź opowiadała o cudownym uzdrowieniu niewidomego starca, który jeszcze jako ślepiec miał wskazać miejsce, w którym zakopano skrzynię z dokumentami. Czy to jedynie pobożna opowieść? Spoglądam na skrzynię w muzeum, po którym oprowadzają nas siostry eucharystki (zgromadzenie założone po wojnie na Litwie). Pięć z nich mieszka tuż za ścianą.

Biskupi potraktowali objawienia niezwykle poważnie. Wnet na Litwie wybuchł maryjny kult, a do Szydłowa zaczęły ciągnąć pielgrzymki. Dziś jest to całkowicie katolickie miasteczko. W 1622 roku ks. Jan Smolka-Kozakiewicz wygrał sprawę o zwrot własności ziemi katolikom, a już po 7 latach w ciągu dni odpustowych rozdano tu 11 tys. Komunii. Nic dziwnego, że w miejscu małego kościółka wybudowano ogromną bazylikę, w której wkrótce zawisł cudowny obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Przepiękny wizerunek, bizantyjski typ Hodegetrii, czyli Tej, która wskazuje drogę.

Władze carskie były bezwzględne i szykanowały księży organizujących pielgrzymki, a mimo to w 1906 roku do tej zagubionej w lasach mieściny przybyło aż 50 tys. wiernych! Jeszcze większą „alergię” na Szydłowo mieli Sowieci. Blokowali drogi dojazdowe do sanktuarium, spisywali numery rejestracyjne pielgrzymów, ogłaszali w prasie rzekomą świńską zarazę. Mimo ostrych represji w 1977 roku pod obrazem Królowej z Szydłowa upadło na kolana niemal tysiąc osób.

Litwa, która utraciła niepodległość w czerwcu 1940 roku, jako pierwsza z republik sowieckich proklamowała niezależność. Od 1991 roku odpust Narodzenia Matki Boskiej stał się jednym z najważniejszych dorocznych wydarzeń religijnych kraju.

Szczęśliwa trzynastka

Trzynastego? Dla świata – symbol pecha, dla czcicieli Maryi – dzień, w którym Królowa zeszła do poddanych. W ogromnym Domu Jana Pawła II (otwarto go w 10. rocznicę przyjazdu papieża do Szydłowa) trwa właśnie międzynarodowa sesja poświęcona kultowi maryjnemu. Są również goście z Portugalii, która „wylansowała” w świecie duchowym trzynastkę.

Pan Bóg zadbał o detale, bo 34 st. C w powietrzu przypominają raczej portugalską wioskę niż krainę położoną „jeszcze dalej niż Północ”. W Dzień Maryi (13. każdego miesiąca) pod sanktuarium od rana wyrastają stragany. Miód, kilogramy bursztynu przypominającego, że znajdujemy się w jednym z państw nadbałtyckich (do morza półtorej godzinki), nieśmiertelne samochodowe pieski kiwające głowami przy każdym szarpnięciu. Szwarc, mydło i powidło. Tutaj realizuje się hasło, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, a całą resztę wyprodukowano w Chinach. A obok krzyże. Setki maleńkich drewnianych krzyży. Nieprzypadkowo Jan Paweł II nazwał Litwę „krajem krzyży”.

Wczoraj w kaplica objawień przez pół godziny byliśmy sami, dziś trudno wcisnąć szpilkę. Ludzie na kolanach obchodzą ołtarz i figurę, z namaszczeniem dotykają lub całują wielkie kamienie, na których objawiła się Maryja. Na tych głazach wyrosły nie tylko ołtarz i ta gigantyczna kaplica, ale i całe Szydłowo.

Kamień na kamieniu

Trwa spowiedź w sześciu konfesjonałach. W dni powszednie wschodnie sanktuaria często świecą pustkami i zapraszają do wyciszenia, kontemplacji, ale w dniu świąt przypominają te, które znamy z rodzimych obrazków.

Z nieba wciąż leje się żar. Jaskółki latają bardzo wysoko. O 10.00 w bazylice rozpoczyna się Różaniec, potem godzinna adoracja, a następnie Msza, którą będzie celebrować pięciu biskupów i kilkunastu księży.

Wieczór. Krzyże rzucają coraz dłuższe cienie. Jest grubo po 22, a niebo dopiero teraz zaczyna przybierać barwę ciemnego błękitu. To niezwykle przejmujące – stąpać po ziemi, gdzie niebiańska rzeczywistość splotła się z losami prostych litewskich rolników.

7 września 1993 roku Jan Paweł II ucałował kamień, na którym przed wiekami ukazała się Maryja. „Uzdrowienie Chorych, z drżeniem serca zwracam się ku Tobie” – wołał. „W czasach ciężkiego cierpienia i długotrwałej próby Ty nieprzerwanie spoglądałaś ku Litwie, krainie krzyży”.

Gdy w 2008 roku obchodzono 400. rocznicę objawienia się Maryi, do Szydłowa przyleciał wysłannik Benedykta XVI kard. Joachim Meisner, a przez sanktuarium przewinęło się 150 tys. pątników (rozdano 56 tys. Komunii).

Šiluva bardzo przypomina mi Gietrzwałd. Nie tylko ze względu na lasy i jeziora. W obu miejscach pielęgnowano narodową tożsamość. W warmińskim sanktuarium w czasie germanizacyjnej nagonki polską, tu litewską. Zdominowany przez agresywną propagandę niemiecką Gietrzwałd stał się kolebką polskości, w Šiluva rozpowszechniano litewskie książki i modlitewniki. Bezwzględni carscy urzędnicy prześladowali nawet tych, którzy modlili się po litewsku.

Skarga Maryi została wysłuchana, sanktuarium znów przypomina gody w Kanie. Z żalem opuszczamy to miejsce. We wstecznym lusterku lśni biała wieża. Ruszamy na północ, w kierunku Góry Krzyży w Szawlach. „Litwa jest dla mnie krajem szczęścia... To miejsce dla mnie zawsze istnieje, jest zawsze przy mnie. Nawet gdy byłem daleko stąd, ciągle była w moich myślach” – czytam wspomnienia Czesława Miłosza, który urodził się nieopodal, w Szetejniach.

Nie spodziewałem się, że dotknę takiego piękna. Jeszcze nie wyjechałem, a już tęsknię. – Litwa – powtarzam za Miłoszem – jest zawsze przy mnie.