Wspólnota Bóg

Franciszek Kucharczak; GN 24/2019

publikacja 14.07.2019 06:00

Ludzie mają takie poglądy, jakie są ich wspólnoty. Od tego, w jakiej żyjesz wspólnocie, może zależeć twoje zbawienie.

Zachowanie pingwinów cesarskich to dobry symbol roli, jaką w życiu chrześcijanina odgrywa wspólnota wiary. Chodzi o nieznaczny, ale bezustanny ruch, dzięki czemu ptaki stojące na zewnątrz grupy po pewnym czasie wędrują do środka. R. Linke /dpa/pap Zachowanie pingwinów cesarskich to dobry symbol roli, jaką w życiu chrześcijanina odgrywa wspólnota wiary. Chodzi o nieznaczny, ale bezustanny ruch, dzięki czemu ptaki stojące na zewnątrz grupy po pewnym czasie wędrują do środka.

Gdy nadszedł czas, Bóg powiedział: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26). „Uczyńmy... Nasz... Nam”? Jacy „my”? Spisujący Księgę Rodzaju autor wiedział przecież, że Bóg jest jeden! A jednak te słowa, zapisane w pierwszym rozdziale pierwszej księgi Biblii, nie są pomyłką. Choć ludzie nie mieli o tym pojęcia, to tak właśnie jest: Bóg jest jeden, ale... nie jest samotny.

Jak to pojąć

Nie wiemy, jak to jest z Trójcą. W jaki sposób trzy Osoby Boskie mogą stanowić jedność tak wielką, że herezją jest powiedzieć: trzej bogowie? Nie mamy odpowiedniego aparatu pojęciowego, żeby to zrozumieć. I nic dziwnego – to wymyślone przez Ziemian religie są dla Ziemian w pełni zrozumiałe. Opierają się na tym, co człowiek zna, a zatem może objąć umysłem. Religia objawiona przez Boga zawiera prawdy większe, niż jest w stanie pomieścić ludzki rozum. Coś jednak zrozumieć możemy, stosując porównania. Święty Patryk, apostoł Irlandii, tłumaczył poganom tajemnicę Trójcy, trzymając w ręku koniczynę: trzy listki, a jednak jedna roślina. Święty Ignacy w wizji zobaczył Przenajświętszą Trójcę w postaci trzech klawiszy organów. Różne są też graficzne przedstawienia Trójcy: trójkąt, zachodzące na siebie koła zawierające się w trójkącie, litera Y, zestawienie dłoni, krzyża i gołębicy…

Niezależnie od prób wyrażenia tego, co niewyrażalne, jedno jest zrozumiałe: Bóg w Trójcy jest wspólnotą osób.

Jahwe, Trójjedyny Bóg, uczynił człowieka, który również powinien trwać we wspólnocie. Takiej, w której człowiek upodabnia się do Boga.

Żeby się paliło

Letnie rekolekcje, wieczór. Młodzież siedzi dookoła ogniska. Ksiądz podchodzi do ognia i wyciąga z płomieni jedną głownię, która po chwili gaśnie. – Tak jest z człowiekiem, który odrywa się od wspólnoty – mówi, trzymając w ręku dymiący kawał drewna. Wszyscy to znamy, widzimy, co się dzieje z nieszczęśnikami, którzy lądują na peryferiach społeczeństwa. Życie w zespole jest konieczne, bo chodzi o przeżycie w warunkach tego świata. Ale żeby żyć na tamtym świecie, trzeba czegoś jeszcze mocniejszego niż zespół – trzeba wspólnoty wiary. To odruch: pierwszym krokiem młodego Kościoła było stworzenie wspólnoty. „Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne” – czytamy w Dziejach Apostolskich. I dalej: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących”.

To nieprawda, że tak radykalnie działało to tylko we wczesnym chrześcijaństwie. Przez wieki tworzyły się, i do dziś wciąż się tworzą, takie wspólnoty. Najczęściej są to zakony, choć bywają też inne wspólnoty życia chrześcijańskiego. We wszystkich chodzi jednak o to samo: o to, żeby rozbudzony w sercach płomień nie gasł, lecz żeby ogarniał wszystko dookoła.

Po co to?

Wspólnota nie jest być może konieczna, żeby wiara się zrodziła, ale jest konieczna, żeby przetrwała. Nawet jeśli ktoś prowadzi życie pustelnika – żyje wspólnotą i dla wspólnoty Kościoła. Do wielu z tych, którzy usunęli się na pustelnię, ciągnęły tłumy po radę i wzmocnienie duchowe, a oni stawali się głowami nowych wspólnot. Tak było wszędzie, gdzie docierała Ewangelia: tworzyły się gminy chrześcijańskie złożone z ludzi, którzy wyczuwali, że inaczej się nie da. Gdzie nie dało się publicznie, schodzili do katakumb. Ale byli razem. Po co?

„Zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich” – wzywał św. Paweł. „Nie opuszczajcie naszych wspólnych zebrań” – napominał autor Listu do Hebrajczyków, bo jak widać, już wtedy byli tacy, którym czasem się nie chciało. Ten sam autor natchniony uzasadnia, dlaczego należy trwać we wspólnocie: po to, „aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu”. A ulec jest łatwo, gdy się jest wśród ludzi pozbawionych wiary. „Jak długo każdego dnia oglądasz świecką telewizję, słuchasz świeckiego radia, czytasz świeckie gazety? Ile godzin spędzasz przed ekranem komputera, przeglądając świeckie serwisy? Człowieku! Jesteś »ewangelizowany« przez ten świat!” – wołała prowadząca konferencję na jednym ze spotkań ewangelizacyjnych.

To prawda. Przebywając dłużej między ludźmi myślącymi nie po chrześcijańsku, prawdopodobnie zaczniesz „krakać jak i oni” – o ile nie masz antidotum w postaci wspólnoty wiary. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w takiej Belgii lub Holandii eutanazja nie budzi sprzeciwu ani nawet zdziwienia, gdy w innych krajach, takich jak Polska, przeciętny obywatel reaguje na to oburzeniem? Tak działa wspólnota – zła lub dobra.

„W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni” – zapisał Łukasz Ewangelista. W jakim dniu? W tym, w którym obaj panowie odsyłali do siebie, niczym przesyłkę z osobliwością, wyszydzonego Jezusa.

Oto jak powstaje wspólnota w złu. Tam można się tylko zagubić i pogrążyć. Trzeba stamtąd uciekać jak Lot z Sodomy. I przyłączyć się do wspólnoty wiary.

Masz wspólnotę

Pingwiny cesarskie to dziwne ptaki. Zimują na Antarktydzie, stojąc w ciemnościach polarnej nocy przy kilkudziesięciostopniowym mrozie i w wietrze często znacznie przekraczającym 100 km na godzinę. Jak potrafią w tych warunkach przetrwać, a nawet wysiadywać jaja? Zbijają się w ciasne grupy, liczące tysiące osobników, i grzeją się wzajemnie. W ogromnym kolisku odbywa się nieznaczny, ale bezustanny ruch, dzięki czemu ptaki stojące na zewnątrz grupy po pewnym czasie wędrują do środka.

To niezły, choć oczywiście niedoskonały symbol roli, jaką w życiu chrześcijanina pełni wspólnota wiary. Zachowanie życia wiary poza nią jest praktycznie niemożliwe. Szczególnie że, jak ostrzega św. Piotr, „przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć”. Przeciwnik, właśnie tak jak drapieżnik, dopada tego, kto odrywa się od wspólnoty.

Ale gdzie ja znajdę odpowiednią wspólnotę? – zapyta ktoś. W polskich warunkach każdy ma wspólnotę. To fenomenalne, że wszędzie u nas, często w zasięgu wzroku, mamy kościoły parafialne, a w nich raz w tygodniu, a nieraz i częściej, zbiera się niebagatelna liczba okolicznych mieszkańców. Ponieważ „tak zawsze było”, przyzwyczailiśmy się do myśli, że to nie jest właściwa wspólnota, że nie o taką chodzi, bo to jest przecież „tylko parafia”, a ludzie, którzy do kościoła przychodzą, często nie wiedzą, po co tam są. Może i tak – ale są! Jakikolwiek jest powód ich obecności, nie wolno marnować takiej okazji. Duch Święty wie, co z nimi zrobić. Zstępuje jednak wtedy, gdy wszyscy razem zgodnie się modlą. Gdy zamiast tego wszyscy tylko narzekają, ewentualnie pozorując modlitwę, nie mając żadnej nadziei na wysłuchanie, Duch oczywiście nie zstępuje. Nie ma tam wiary. Inni z kolei stają się smakoszami kaznodziejstwa i liturgii, i jeżdżąc po okolicznych kościołach w ramach „churchingu”, degustują doznania, nic nie robiąc dla tej wspólnoty, w której postawił ich Bóg. Nie ma jedności – Duch nie zstępuje.

Czy ta sytuacja, gdy jesteśmy wstrząśnięci i zmieszani złem, jakie zobaczyliśmy we wspólnocie Kościoła – naszej wspólnocie – nie jest właściwym momentem, żebyśmy wreszcie zstąpili z wyżyn kościelnego dostojeństwa i pozwolili Bogu przemeblować nasze wspólnoty według Jego pomysłu? Jeśli zgodzimy się na szaleństwo świętości według scenariusza Bożego, zaczną się dziać cuda. Kiedy Duch Święty powieje – a czasem trzeba Mu tylko przestać przeszkadzać – wyschnięte kości, jak u Ezechiela, na powrót odzieją się skórą i na nogach stanie wielkie wojsko. I Ewangelia ruszy z większą potęgą niż kiedykolwiek.

A symptomy są. To znak czasu, że jak kraj długi i szeroki powstają wspólnoty złożone z ludzi, którzy chcą realnie żyć wiarą. Czytają Pismo Święte, modlą się codziennie i regularnie korzystają z sakramentów. Angażują się w dzieła Kościoła, tworzą własne inicjatywy, nieraz znosząc przeciwności i przełamując nieufność swoich duszpasterzy.

To konieczne

Ożywienie wspólnot to konieczność. „Podobało się (...) Bogu uświęcać i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył” – poucza Sobór Watykański II.

Bóg jest wspólnotą osób. Bóg jest miłością. My jesteśmy do miłości wezwani. I to my, w zależności od tego, jak potraktujemy swoją rolę we wspólnotach, zdecydujemy o tym, czy zrealizuje się u nas scenariusz Ducha Świętego, czy scenariusz… irlandzki.