Kościół dżungli

Beata Zajączkowska; GN 24/2019

publikacja 15.07.2019 06:00

Z jakimi problemami będą musieli zmierzyć się uczestnicy synodu biskupów poświęconego Amazonii?

Jedna z ekip misyjnych odwiedzających katolików żyjących w amazońskich wioskach. W tej wyprawie świeckim towarzyszył kapłan – ks. Pancho z Salwadoru (w środku). beata pruśinowska Jedna z ekip misyjnych odwiedzających katolików żyjących w amazońskich wioskach. W tej wyprawie świeckim towarzyszył kapłan – ks. Pancho z Salwadoru (w środku).

Pracująca w peruwiańskiej części Amazonii od 2011 r. świecka misjonarka Beata Prusinowska mówi: – Obrona puszczy amazońskiej oraz troska o Amazonkę i jej dopływy oznacza walkę o ludzkie życie. U nas rzeka jest wszystkim: daje wodę, pożywienie i umożliwia przemieszczanie się.

Główną bazą misjonarki jest miasteczko El Estrecho przy granicy z Kolumbią. Stamtąd wraz z kilkuosobową ekipą wyrusza do indiańskich osad leżących wzdłuż rzeki Putumayo. Jest to bardzo rozległy i trudny teren zamieszkiwany głównie przez plemiona zdziesiątkowane niewolniczą pracą w czasie gorączki kauczukowej. Dziś ludzie ci wciąż są wyzyskiwani przez potentatów handlu drewnem, handlarzy narkotyków oraz właścicieli kopalń złota. – Obsługujemy 43 wioski leżące na długości ponad 1200 km. Nie prowadzą tam żadne drogi. Wypływając statkiem, zapowiadamy, kiedy pojawimy się w wioskach, a gdy wracamy, zatrzymujemy się na dzień czy dwa – mówi misjonarka. Czasem bywa niebezpiecznie. – Pewnego razu nasz statek osiadł na mieliźnie, która powstała w wyniku szkód wywoływanych przez prowadzenie esploatacji w kopalniach złota. Weszliśmy do wody i próbowaliśmy go zepchnąć. W tym czasie przyszła burza i statek się zsunął, a my znaleźliśmy się pod wodą. Ponad godzinę dryfowaliśmy z nurtem – wspomina misjonarka. To doświadczenie uświadomiło jej jeszcze mocniej, że do rzeki i przyrody trzeba podchodzić z respektem i odpowiedzialnością. W niektórych regionach Wikariatu Apostolskiego św. Józefa, gdzie pracuje, misyjne wyprawy trwają po kilka tygodni. Teren wikariatu odpowiada połowie powierzchni Polski, a posługuje tam jedynie 11 księży. Ponad połowa z 15 parafii nie ma na stałe kapłana. 25 proc. ze 150 tys. mieszkańców stanowią rdzenni Indianie, pozostali to Metysi.

Świeckie serce

Beata w Amazonii pomagała dzieciom, prowadziła kursy formacyjne dla kobiet, a obecnie organizuje życie parafii. Od 10 lat nie ma w niej księdza, a „proboszczem” jest 38-letni Felix Sosa, potomek Indian Muri. W prowadzeniu nabożeństw słowa Bożego pomaga mu dwóch świeckich mężczyzn. – Mówią kazania, prowadzą spotkania modlitewne i procesje, błogosławią ośrodki zdrowia czy szkoły – wylicza misjonarka. – Tak u nas wygląda codzienność. Inaczej się nie da, bo byśmy już nie istnieli – dodaje Dominika Szkatuła, dla której amazońska dżungla jest domem od 37 lat.

Dominika była kilkukrotnie „proboszczem” w różnych parafiach, budowała kościoły i domy misyjne, przez kilka lat mieszkała w mieście Iquitos, gdzie pracowała jako koordynatorka duszpasterstwa diecezjalnego. Odwiedzała wspólnoty, spotykała się z animatorami, dla których prowadziła kursy i z którymi ustalała plan działania na kolejny rok. – Kobiety w społeczności amazońskiej grają bardzo ważną rolę i powinny zostać bardziej docenione – mówi, gdy pytam ją o oczekiwania związane z październikowym synodem biskupów na temat Amazonii.

Słowo shungo oznacza serce drzewa, czyli mocny słup, na którym w Amazonii stawia się domy. Takimi właśnie shungos są świeccy animatorzy. Oni są sercem, mocnym trzonem Kościoła dżungli. Wybiera ich społeczność wioskowa, a następnie przedstawia misjonarzom odpowiedzialnym za dany teren. Animatorzy przechodzą formację biblijną i teologiczną, poznają prawa człowieka i Indian. – Dla katolików sakramenty są istotne, jednak u nas powszechnie brakuje kapłanów. Jak to pogodzić? – zastanawia się Beata.

Gdy nie ma księży

Jak więc sobie radzą? – Celebrację sakramentu małżeństwa prowadzą świeccy, bo nie ma innej możliwości. Ochrzczony przyjmuje I Komunię św. bez spowiedzi, a często zaraz potem sakrament małżeństwa – opowiada misjonarka. Mieszkańcy dżungli bardzo rzadko uczestniczą we Mszy św., bo księża nieczęsto docierają do wiosek. Znają głównie nabożeństwo słowa Bożego. To skutek tego, że wielu Indian ochrzcili misjonarze, którzy nie zostawali w wioskach, ponieważ szli ewangelizować kolejne tereny i nigdy do tamtych wspólnot już nie wrócili. Brak kapłanów i ogromne odległości powodują, że do wielu wiosek ksiądz dociera raz na kilka lat. – Misjonarze słabo też znają kulturę amazońską, wierzenia Indian, a to jest przeszkodą we wprowadzaniu dobrze rozumianej inkulturacji – mówi ks. Paweł Sprusiński. Teren Amazonii odpowiada powierzchni Europy. Szacuje się, że obecnie 70–80 proc. istniejących tam wspólnot nie ma dostępu do Mszy św.

– Eucharystia buduje Kościół, a Kościół żyje dzięki Eucharystii, ale to nie jest wina Indian, że nie przyjmują na co dzień tego sakramentu – mówi Dominika Szkatuła. Synod o Amazonii będzie musiał znaleźć rozwiązanie w sytuacji dramatycznego wyboru między rezygnacją z karmienia ludzi Eucharystią i zapewnienia im dostępu do innych sakramentów a rezygnacją z celibatu. – Na tym terenie nie można liczyć na to, że księża będą pojawić się jak grzyby po deszczu. Przez nasze seminarium przewinęły się setki chłopców, a wyświęcono zaledwie dwóch – mówi misjonarka. Bycie księdzem nie jest postrzegane jako coś wartościowego, a celibat jest pojęciem niezrozumiałym. Prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa kard. Beniamino Stella przyznał, że temat święcenia „wypróbowanych” mężczyzn świeckich (viri probati) zostanie podjęty na synodzie. A Indianie oczekują, że Kościół będzie po prostu towarzyszył im na co dzień, uczestniczył w obronie ich praw, kultury, tożsamości.

– Jestem przekonany, że Kościół w Amazonii potrzebuje nowych dróg i właśnie temat nowych rozwiązań, które się przed nami otwierają, będzie najważniejszy – podkreśla kard. Claudio Hummes. Ten 80-letni brazylijski hierarcha odpowiada za Kościelną Sieć Panamazońską – w ramach przygotowań do synodu odwiedził tysiące lokalnych wspólnot.

Kwestia viri probati nie jest priorytetem synodu. Ważne jest podjęcie takich rozwiązań, które pozwolą uratować nie tylko ludność Amazonii, ale całą planetę. Papież Franciszek przypomina, że ludy Amazonii uczą nas, iż ziemia to dar Boga, przestrzeń święta, a nie tylko jedno z dóbr gospodarki, które w imię obecnej polityki rynkowej można grabić, naiwnie wierząc w nieograniczoność zasobów.

W dżungli o synodzie

Beata Prusinowska o zbliżającym się synodzie rozmawiała z Indianami. W spotkaniach uczestniczył też Juan Enocaisa, emerytowany nauczyciel. Tłumaczył on w każdej wiosce, że Franciszek zainteresował się Amazonią, jej problemami, ludnością tam żyjącą i dlatego zwołał synod. Słuchając Juana, Beata Prusinowska pomyślała, że papież nawet nie wie, jakich ma adwokatów w dżungli. – Chcą, by Kościół pomógł im obronić to, co ich otacza, bo dżungla nie jest dla nich jedynie domem. Oni ją chronią, dbają o nią, jest dla nich święta – mówi Beata.

Misjonarka z Polski na wyprawy do wiosek zabiera ze sobą nauczycieli, prawników czy innych specjalistów. Ten raj na ziemi jest bowiem terenem bezpardonowego wyzysku i mocno ograniczonych szans. Mieszkańcy Amazonii zajmują ostanie miejsce w rankingu edukacji w Peru. Firmy wydobywcze nie respektują żadnych norm dotyczących ochrony środowiska. Do rzek wylewa się ropę, zużyty olej i rtęć wykorzystywaną przy pozyskiwaniu złota. Najpierw giną więc ryby, a potem jedzący je ludzie. Woda w rzekach jest coraz bardziej skażona. Pojawiają się nieznane choroby. Ponadto rabunkowy wyrąb lasów nigdy nie był prowadzony na taką skalę jak obecnie. A lasy Amazonii nazywane są zielonymi płucami planety – produkują najwięcej tlenu i pochłaniają najwięcej dwutlenku węgla. To dzięki nim żyjemy. – Nasz zmaterializowany świat, który chce uczyć Indian, jak żyć, powinien wziąć u nich lekcję wspólnoty i troski o drugiego. Przez wieki mieszkańcy Amazonii wykorzystywali puszczę na tyle, na ile potrzebowali. Nie myśleli o zysku. Harmonia człowieka z naturą, bezinteresowność i otwartość na innych – tego możemy się od nich uczyć – mówi misjonarka.

– Ocalić człowieka z jego kulturą to zadanie, które papież stawia nam w Laudato si’, a tę ekologiczną encyklikę traktujemy tu jak drugą Biblię – mówi Dominika Szkatuła. I wspomina misjonarza, który po latach posługi wyznał: „Ochrzciłem trzy osoby, ale uratowałem język i kulturę, a to oznacza tożsamość”. Dodaje, że papież ma świadomość życiodajnej siły Amazonii dla całej ludzkości i rozumie, co oznaczają te tereny dla Indian, będących ich strażnikami. Dlatego zbliżający się synod będzie miał kluczowe znaczenie dla całej planety. Ekologia idzie tu w parze z najbardziej fundamentalnymi prawami człowieka i właśnie dlatego znajdzie się w centrum synodalnej dyskusji na temat matki Ziemi i przyszłości jej dzieci. Peryferie Amazonii będą punktem wyjścia do debaty, która wpłynie na życie całego Kościoła.