Kochana czarna owca

Franciszek Kucharczak

GN 24/2019 |

publikacja 13.07.2019 06:00

Masz problemy z dziećmi? Obwiniasz się, nie masz nadziei na poprawę? Leonia coś o tym wie, była takim dzieckiem. Pomaga.

Leonia Martin (z parasolką) to patronka na dzisiejsze czasy, w których wychowanie dzieci wydaje się wymykać z rąk nawet najświętszym rodzicom. www.archives-carmel-lisieux.fr Leonia Martin (z parasolką) to patronka na dzisiejsze czasy, w których wychowanie dzieci wydaje się wymykać z rąk nawet najświętszym rodzicom.

Siostra Benigna odłożyła przybornik, żeby umyć ręce. Gdy skończyła, przybornika nie było. Co jest? Ano tak, przechodziła tędy s. Franciszka Teresa.

Leonia Martin, w zakonie Franciszka Teresa, rodzona siostra św. Teresy z Lisieux i córka świętych Zelii i Ludwika, miała obsesję sprzątania. Gdy była w pobliżu, strach było coś wypuścić z rąk. Zostawione części garderoby znikały i już po chwili można je było znaleźć starannie ułożone w którejś z szaf. Nawet leki potrafiła ułożyć nie według ich medycznego przeznaczenia, lecz zgodnie z rozmiarem opakowań.

Ta kłopotliwa cecha została jej do końca życia, ale… tylko tyle było tych kłopotów. To cud, bo Leonia w młodości miała mocno pod górkę. „Miałam paskudne dzieciństwo” – napisze w 1900 r. do jednej ze swoich czterech sióstr karmelitanek.

Jak to? Córka świętych rodziców, o których jej również święta siostra napisze, że byli „bardziej godni nieba niż ziemi”? A jednak. Zelia, jej matka, długo nie mogła dociec dlaczego tak jest. W pierwszych latach życia dziewczynki martwiła się z powodu jej złego stanu zdrowia, a potem z powodu niezrozumiałego zachowania. „Biedna Leonia” – napisze o córce. I tak zostanie: Leonia będzie „biedna” także dla sióstr. „Była dzieckiem kompletnie pozbawionym dyscypliny. Nikt nie mógł sobie z nią poradzić, była posłuszna jedynie, kiedy się bała. Nie potrafiła wytrwać w żadnej sprawie. Kiedy tylko zostawiano jej trochę swobody, korzystała z tego i wszędzie wprowadzała nieład albo doprowadzała do wypadku. Myśleliśmy o niej z niepokojem” – pisała Maria, najstarsza z rodzeństwa, wtedy już karmelitanka.

Dziecko wielu wad

Matka, szukając pomocy, zwróciła się do swojej siostry i powierniczki Marii Dozytei, wizytki z Le Mans. Ta mądra zakonnica miała doświadczenie nabyte w pracy z dziewczętami z pensjonatu. Musiała też zrobić wrażenie na Leonii, która poznawszy ją, zaczęła powtarzać: „Będę zakonnicą u wizytek z moją ciotką”. Nikt w to nie wierzył: zakonnica z takim charakterem? Na razie jednak siostrzenica Marii Dozytei poszła pod jej opiekę do pensjonatu. „To biedne dziecko miało wiele wad” – pisała potem zakonnica. Przyznała, że w pierwszym miesiącu dużo na nią krzyczała. „Wiedziałam dobrze, że czynię małą nieszczęśliwą, a przecież nie tego chciałam; chciałam być dla niej Bożą Opatrznością” – stwierdziła. Powstrzymała się więc od krzyków, a zamiast tego zaczęła zapewniać ją, że wierzy w jej dobre chęci. „To dało wspaniałe wyniki” – zauważyła. Stwierdziła też: „Mam nadzieję, że dobry Bóg pobłogosławi nasze wysiłki i że stanie się bardzo dobra”.

Próba jednak się nie powiodła – trzeba było dziewczynę odesłać do domu. Leonia rozpraszała dzieci w klasie, a i z samą nauką były problemy, zwłaszcza z matematyką. Na dodatek pogorszyło się zdrowie Marii Dozytei.

„Mimo wszystko ufam wbrew wszelkiej nadziei. Kiedy widzę, że staje się coraz trudniejsza, tym mocniej jestem przekonana, że dobry Bóg nie dopuści, by taka została. Będę tak prosić, aż się wreszcie da ubłagać” – pisała w tym czasie Zelia Martin. Jednak Bóg jakby nie reagował. „Mam dziecko, które mnie nie kocha” – żaliła się Zelia najstarszej córce, bo Leonia odrzucała wszelkie propozycje matki, wybierając zamiast tego pomoc służącej Ludwice Marais.

Przełom

Gdy Leonia miała 13 lat, jej ciotka zakonnica umierała. Zelia, która odwiedziła siostrę, powiedziała jej wprost: „Natychmiast, jak znajdziesz się w raju, postaraj się odszukać Najświętszą Pannę i powiedz Jej: Moja dobra Matko, spłatałaś figla mojej siostrze, dając jej biedną Leonię; (...) trzeba, żebyś to jakoś naprawiła”. Także Leonia się nie krygowała. „Moja kochana Ciociu, kiedy już będziesz w niebie, bądź tak dobra i proś dobrego Boga, by mi dał łaskę nawrócenia się, jak również łaskę powołania na prawdziwą zakonnicę, gdyż myślę o tym codziennie. Proszę Cię o to, nie zapomnij o moim małym zleceniu, bo jestem pewna, że dobry Bóg Cię wysłucha” – napisała w liście do Marii Dozytei.

24 lutego 1877 r. Dozytea zmarła. Dwa tygodnie później Maria, najstarsza z sióstr, podsłuchała kilka rozmów służącej Ludwiki z Leonią. Między innymi takie zdanie: „Jeśli twoja matka każe ci iść bawić się, to idź, ale pamiętaj, że później zapłacisz za to”. Wyszło na jaw, że to ta kobieta była złym duchem dziewczynki. Przez lata maltretowała ją psychicznie i fizycznie, a mała, żyjąc w strachu przed biciem, unikała matki, którą kochała nad życie. „Brutalność nikogo jeszcze nie nawróciła, ona czyni tylko niewolników” – skomentowała to później Zelia. Sama Leonia pod koniec życia uzna to za cud, że metody pokojówki nie naznaczyły jej na zawsze. „Z serca przebaczam mojej dręczycielce” – napisze przed śmiercią.

Od tamtego dnia Leonia zaczęła żywiołowo okazywać miłość mamie i bawić się jak dziecko. No i… straciła ochotę do podejmowania prac domowych. Matka zobaczyła w tej sytuacji „mały promyk nadziei, który mi zapowiada nadejście całkowitej zmiany”. Leonia „kocha mnie tak, jak to tylko jest możliwe, i razem z tą miłością powoli miłość Boża przenika jej serce” – oceniła. Zauważyła, że dziewczyna chce naprawdę zmienić swoje życie. „Podejmuje wysiłki, których nikt tak nie może ocenić jak ja” – stwierdziła w liście. Do pozostałych córek napisała: „Jest ona mniej niż Wy obdarzona przez naturę. Ale ma serce pragnące kochać i być kochane”. Zelia miała rację, ale nie było jej dane zobaczyć owej „całkowitej zmiany”. Umarła na raka jeszcze tego samego roku.

Idzie i wraca

Zmiana jednak nadeszła, choć pokaleczona osobowość Leonii długo dawała o sobie znać. Choć jako pierwsza z piątki sióstr chciała pójść do zakonu, ostatnia dotarła tam na stałe. Trzykrotnie szła za kraty klasztoru i wracała z poczuciem klęski. Jej siostry wytrwale się za nią modliły za murami Karmelu. Wśród nich najmłodsza – Teresa od Dzieciątka Jezus. W dniu swoich ślubów zakonnych przyszła święta tak prosiła: „Dla Leonii spraw, aby to była Twoja wola, żeby została wizytką, a jeśli nie ma ona powołania, proszę Cię, obdarz ją nim: nie możesz mi tego odmówić”. Teresa była pewna wysłuchania. „Po mojej śmierci sprawię, że wstąpi do wizytek i wytrwa tam” – powiedziała najstarszej siostrze. Przepowiedziała nawet: „Przyjmie również moje imię oraz imię Franciszka Salezego”. Tak się stało. W wieku 35 lat Leonia po raz ostatni przekroczy bramę klasztoru wizytek i już tam zostanie. Otrzyma imiona Franciszka Teresa. Wtedy w pełni okaże się, jak prawdziwe były słowa, które przed laty napisała o niej najstarsza siostra: „Przed Bogiem najbardziej zbuntowana natura nie jest przeszkodą”. Słabości Leonii okazały się dla niej miejscami, w których jeszcze silniej działała łaska Boża. „Pan Bóg uczynił mi łaskę wyzbycia się przywiązania do czegokolwiek” – pisała do swych sióstr karmelitanek – i fakty to potwierdzały.

Gdy umierała, otoczona kochającymi zakonnicami, jej przełożona powiedziała: „Jakże ona będzie dobrze przyjęta w niebie, nasza pokorna i tak łagodna Leonia!”. 17 czerwca 1941 roku rozstała się z tym światem. Siostry nie zaintonowały pieśni żałobnej. Uwielbiły Boga hymnem Magnificat.

A potem…

Potem zaczęły napływać świadectwa łask otrzymanych za wstawiennictwem s. Leonii. I płyną wciąż. W 2015 roku otwarto oficjalnie proces diecezjalny sługi Bożej Leonii Martin – s. Franciszki Teresy. Patronki na dzisiejsze czasy, w których wychowanie dzieci wydaje się wymykać z rąk nawet najświętszym rodzicom. Warto zaprzyjaźnić się z Leonią. Ułatwi to fascynująca książka wydana właśnie przez Esprit pt. „Leonia Martin, niepokorna siostra małej Tereski”.

Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.