GOSC.PL |
publikacja 07.07.2019 06:00
Jadwiga jest dowodem na to, że władza nie musi człowieka psuć. W tym roku mija 620 lat od jej śmierci.
polona.pl
Jan Matejko w latach 1890–1892 wykonał cykl rysunków przedstawiających królów i książąt polskich, a wśród nich królowej Jadwigi. Artysta był obecny przy otwarciu grobu królowej na Wawelu w 1887 r. i udokumentował to rysunkami, m.in. czaszki. Dzięki temu wykonany później portret Jadwigi oddaje bardzo prawdopodobny wygląd Andegawenki, której wizerunki z epoki nie dotrwały do naszych czasów.
Królowa Jadwiga w chwili śmierci miała niecałe 26 lat. Była wysoka. W średniowieczu 180 cm wzrostu to rzecz niespotykana nawet wśród mężczyzn. Na swojego męża Władysława musiała patrzeć z góry. Ale tylko w sensie dosłownym, bo królewskie małżeństwo było udane. „Żyli w statecznej zgodzie i błogiej słodyczy pełnej miłości” – pisał o nich Jan Długosz.
Kronikarz miał dla Jadwigi wiele ciepłych słów. „Tak była wychowana i ukształcona, że w niej cnota urodę, skromność powaby, piękność przymioty serca, czystość dziewicza sławę, a łagodność i słodycz obyczajów ród zacny przewyższała” – zachwycał się. Jej współcześni „widzieli ją rzadkimi na podziw wdziękami od przyrody ozdobioną, ćwiczoną w naukach, układną w obejściu, zachowującą stateczność i powagę nie tylko urodzeniu swemu, ale i kobiecie właściwą, a przy tym umiarkowanie, skromność osobliwszą i wstydliwość”.
Taka przychylność
Jeśli ktoś sądzi, że Jan Długosz pisał takie rzeczy z dworskiej poprawności, jest w błędzie. To był człowiek wyjątkowo rzetelny i intelektualnie niezależny. Nie oszczędzał królów i książąt, a choć sam był duchownym, nie patyczkował się z biskupami, gdy uznał, że zasłużyli na krytykę. Gdy trzeba, to i kobietom się dostawało. Dość powiedzieć, że o czwartej żonie Jagiełły, Zofii Holszańskiej, pisał jako o „urodą więcej niźli cnotami zaleconej”.
O Jadwidze takich rzeczy nie przeczytamy. Owszem, jej urodę sławił Długosz kilkakrotnie, ale zestawiał ją ze skromnością. I z dojrzałością ponad jej lata: „Zaledwie bowiem wyszła z lat dziecinnych, taki już okazywała rozsądek i dojrzałość, że cokolwiek mówiła albo czyniła, wskazywało jakby sędziwego wieku powagę”.
Niezależnie od funkcji, jaka jej przypadła, musiała mieć dużo osobistego uroku. „Taka zaś była prałatów i panów polskich ku niej przychylność, tak wielka i serdeczna miłość, że zapominając prawie swojej męskiej powagi, nie mieli sobie za żadną ujmę i sromotę podlegać tak zacnej i cnotliwej niewieście” – zauważył Długosz. Bo i to wyróżnia Jadwigę, że była jedyną kobietą, która sprawowała w Polsce najwyższą władzę. Była królem Polski, a nie tylko koronowaną żoną króla.
Ciemność i przesilenie
Ta funkcja miała swoją cenę – Jadwiga musiała jej podporządkować swoje życie prywatne. Nie było to proste, zwłaszcza gdy pojawił się projekt małżeństwa z Władysławem Jagiełłą. Ta dorastająca dziewczyna musiała porzucić swoje marzenia o romantycznej miłości, choć miała do nich szczególne prawo – była żoną austriackiego księcia Wilhelma Habsburga. Ślub został zawarty, gdy Jadwiga miała 4 lata, a Wilhelm 8, i był ważny, ale nie dopełniony. Dopóki więc nie doszło do konsumpcji związku, można go było zerwać. Dlatego gdy po śmierci ojca Jadwigi matka przysłała ją do Polski, książę ściągnął za nią do Krakowa.
Dziw, że jeszcze nie nakręcono o tym filmu. Ale to może i dobrze, bo mało który reżyser nie skusiłby się na „twórcze rozwinięcie” wątku relacji Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem, a przez to utrwaliłby nieuprawnioną tezę, że ich małżeństwo zostało skonsumowane. Dane historyczne nie dają do tego podstaw. Oczywiste jest za to, że dla Jadwigi musiał to być bardzo trudny czas.
Powróćmy do Długosza: „Jadwiga bowiem, pamiętna rozporządzenia ojcowskiego, a układnością i wdzięcznymi przymiotami młodzieńca ujęta, znanego sobie dobrze i zażyłego, bardziej pragnęła mieć za męża, niźli obcego poganina, którego nigdy nie widziała, a o którym ją fałszywie uprzedzono, że nie tylko z postaci, ale i z obyczajów, i całego układu okazywał się dzikim barbarzyńcą” – czytamy.
„Fałszywie ją uprzedzono” – ot takie ówczesne fejki. Za tymi słowami kryje się osobisty dramat dziewczyny, której serce ciągnie do miłego sercu młodzieńca, a „życzliwi” straszą ją alternatywą – obrazem zarośniętego zbója z maczugą w zębach.
Kryzys nastąpił, gdy możni pogonili Wilhelma z Wawelu. Ilustruje to scena opisana przez Długosza. Widzimy w niej Jadwigę z siekierą w ręku, stojącą przed bramą i próbującą wyrąbać sobie przejście. Co musiała wtedy czuć? Czytamy, że była „tknięta do żywego”, ale to chyba mało. Zawiedzione nadzieje, bezsilność, upokorzenie, uczucia musiały się w niej kotłować. „Zmiękczona prośbami rycerza Dymitra z Goraja przedsięwzięcia swego zaniechała” – podaje dziejopis. Tu następuje zwrot akcji. Wilhelm ucieka, a Jadwiga rezygnuje z marzeń i przyjmuje to, co dobre dla Polski. Bo tak właśnie było: zgoda na ożenek z Jagiełłą była decyzją o olbrzymich – dodatnich – skutkach. Realizacja scenariusza romantycznego byłaby może i dobra na filmowy happy end, ale mógł to być także „end” dla Polski. Od czasu śmierci Kazimierza Wielkiego kraj słabł, a mariaż z Habsburgami mógłby ten proces tylko przyśpieszyć.
Rozstanie
Zapadła więc decyzja kluczowa – dla kraju i dla królowej. W obu wypadkach szczęśliwa. Korzyści dla Polski i Litwy były niezaprzeczalne. Niebawem królowa, uprzedzana co do Jagiełły „o jego szpetności i grubych obyczajach”, przekonała się, że była okłamywana. Sam Jagiełło, „przypatrzywszy się z wielkim podziwieniem jej urodzie”, przylgnął do niej sercem. Małżeństwo pozostanie zgodne. Przez wszystkie te lata królowa będzie sobą: skromną i wrażliwą na ludzkie biedy kobietą. Wiele o tym mówi scena rozmowy z mężem, gdy ten za jej wstawiennictwem cofnął krzywdzące chłopów rekwizycje. Zapytana, czy jest zadowolona, odpowiedziała słynnym zdaniem: „A kto im łzy powróci?”.
Po 13 latach wspólnego życia Jadwiga spodziewała się dziecka. Czy czuła, że wraz z nim zbliża się śmierć? Chyba się z tym liczyła. Gdy Jagiełło słał do niej listy, w których radził przyozdobić komnaty na przyjście dziecka, „ona królowi odpisała, że już od dawna wyrzekła się pychy i próżności tego świata, a tym mniej mogłaby o niej myśleć w chwili śmierci, która często wydarza się w połogu”.
Istotnie, Jadwiga po urodzeniu Elżbiety Bonifacji „w ciężką niemoc popadła”. Wątłe dziecko zmarło przed nią. Jadwiga zaś 17 lipca 1399 roku, opatrzona sakramentami, „pobożnie i religijnie (...) w samo południe rozstała się z tym światem”.
Cały swój majątek zapisała Akademii Krakowskiej. Odnowienie i wzmocnienie uczelni było jej wielką troską. Testament wykonano. Po otwarciu jej grobowca okazało się, że trumienne insygnia władzy królowej są wykonane ze skóry i drewna.
Choć Jagiełło znacznie przeżył Jadwigę i był jeszcze trzykrotnie żonaty, zawsze nosił jej pierścień. Gdy w 1434 roku umierał, pamiątkę po żonie kazał przekazać biskupowi Oleśnickiemu. Dworzaninowi powiedział: „Zanieś ten pierścień, który do dnia dzisiejszego na ręce swej nosiłem, jako najcenniejszą rzecz wśród rzeczy doczesnych”.
Królowa na zawsze
Królowa pozostała w sercach Polaków. Pozostało też przekonanie o jej świętości. Kiedy Jan Paweł II kanonizował Jadwigę 8 czerwca 1997 r. na krakowskich Błoniach, powiedział: „Najgłębszym rysem jej krótkiego życia, a zarazem miarą jej wielkości, jest duch służby. Swoją pozycję społeczną, swoje talenty, całe swoje życie prywatne całkowicie oddała na służbę Chrystusa, a gdy przypadło jej w udziale zadanie królowania, oddała swe życie również na służbę powierzonego jej ludu”.