Wypisz wymaluj św. Józef

Justyna Jarosińska; Gość lubelski 22/2019

publikacja 30.06.2019 06:00

Kościół na Poczekajce wyróżnia się na tle innych lubelskich świątyń. Nie tylko ze względu na swoją wielkość. To tutaj większość prac stolarskich wykonał jeden człowiek, o którym dziś wielu mówi: święty.

Brat Kalikst przeżył w klasztorze 60 lat. Archiwum braci kapucynów Brat Kalikst przeżył w klasztorze 60 lat.

Marian Kłoczko był jednym z dziewięciorga dzieci Wincentego i Moniki. Kilkoro z jego rodzeństwa zmarło w wieku dziecięcym. Gdy i on, mając 12 lat, ciężko zachorował, matka zaniosła go do parafialnego kościoła i powiedziała Matce Bożej: „Jeśli wyzdrowieje, jest Twój”. Marian wyszedł z choroby i uznał, że jego życie należy do Boga i Jego Matki. Swoje powołanie postanowił realizować w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów. Bardzo chciał zostać kapłanem, ale przełożeni zakonni nie zgodzili się na jego dalszą naukę. − Sam wyjaśniał, że w tamtym czasie, gdy były trudne warunki materialne, do klasztoru zgłaszało się wielu kandydatów, którzy chcieli uzyskać wykształcenie i po ukończeniu studiów odchodzili z zakonu – mówi o. prof. Andrzej Derdziuk OFM Cap, autor książki o bracie Kalikście zatytułowanej „Pod sufitem nieba”. − Odmowna decyzja przełożonych utwierdziła go w przekonaniu, by był zwykłym bratem, jak św. Franciszek – dodaje. W chwili obłóczyn, podczas których nowicjusz otrzymywał nowe imię, wskazujące na jego nowe narodziny i tożsamość nowego człowieka, Marian został Kalikstem, na cześć świętego papieża z III wieku.

Talent od Boga

Po pierwszych ślubach zakonnych został przydzielony do pracy w kuchni, ale bardzo szybko dostrzeżono jego wielki talent stolarski. Trafił do klasztoru w Zakroczymiu, gdzie jego zdolności i niezwykła pomysłowość w wynajdywaniu i stosowaniu rozwiązań technicznych wprawiały innych w osłupienie. Zaczęto go więc zapraszać także do innych klasztorów, by skorzystać z jego rad. − Kalikst nie tylko wykonywał konkretne prace dla innych wspólnot, ale też rozwiązywał trudne problemy budowlane i stał się dla wielu autorytetem w tym zakresie – opowiada o. Derdziuk.

Do głównych prac brata Kaliksta należało odnawianie i wykonywanie ołtarzy, tworzenie ławek do kościołów, świeczników, ale z powodzeniem pracował też przy pracach dekarskich. Okazało się, że każdy przełożony domu chciał, by był w jego klasztorze. Gdy rozpoczęła się budowa nowego kościoła kapucyńskiego w Lublinie na Poczekajce, przełożony bardzo zabiegał o to, by zdolny zakonnik trafił właśnie do jego klasztoru.

Pomysłowy Dobromir

Tak też się stało. − Do zadań brata Kaliksta należało przygotowywanie szalunków pod ogromne fundamenty budowanego kościoła oraz zorganizowanie rusztowań dla wznoszonych murów świątyni. Jednym z największych wyzwań było zabudowanie ogromnego sufitu w kościele, który znajdował się na wysokości 26 metrów nad poziomem posadzki – opowiada o. Andrzej. – Przez cały swój pobyt w lubelskim klasztorze brat Kalikst był przede wszystkim bardzo oddany ludziom potrzebującym. Niejednokrotnie wykonywał prace montażowe i budowlane w mieszkaniach prywatnych. Na pytanie, skąd wiedział, że istnieje taka potrzeba, odpowiadał, że podpowiedział mu Anioł Stróż.

Przychodzili do niego też ludzie, którzy prosili o radę i pociechę. Otrzymywali proste, płynące z serca i głębokiej modlitwy przemyślenia, które trafiały w sedno problemu – wspomina kapucyn. Jak zaznacza o. Andrzej, brat Kalikst był takim „pomysłowym Dobromirem”. − Miał naprawdę wspaniały zmysł konstruktorski, potrafił robić urządzenia, które łączyły prostotę budowy z ogromną funkcjonalnością − opowiada. – Jednak jeszcze większą rzeczą było w nim właśnie to, że ten człowiek, który oddany był pracy stolarskiej, współpracował z różnymi ludźmi, potrafił robić piękne, doskonałe wręcz rzeczy, miał nade wszystko czas dla Boga. Zawsze był obecny na modlitwach, nawet jeśli były do zrobienia najpilniejsze prace. Pokazywał w realnym życiu, że prymat Boga da się ocalić, co więcej, że jeżeli Bóg jest postawiony na pierwszym miejscu, to wszystkie inne sprawy mają swoje odpowiednie usytuowanie – podkreśla.

Przyjaciel na zawsze

Wielu osobom brat Kłoczko kojarzył się z postacią św. Józefa. Ojciec Piotr Stasiński pisał w swych wspomnieniach: „Brat Kalikst był mężczyzną dobrze zbudowanym, postawnym, silnym, nawet w podeszłym wieku zawsze wyprostowanym, miał wysokie czoło i gęstą brodę. Jego jasne, czyste oczy biły dziecięcym niemal blaskiem. Spracowane ręce i drewniane wióry, czasem wkręcone w brodę podczas pracy w warsztacie i niedokładnie wyczesane, wskazywały na jego profesję stolarską. Przy nim można było czuć się bezpiecznie. Wypisz wymaluj – jak św. Józef”.

Brat Kalikst miał wielu przyjaciół także wśród ludzi świeckich. − Był to człowiek bardzo pokorny, tak jakby cały czas był w cieniu. I zawsze za wszystko dziękował. Umiał dostrzec dobro w drugim człowieku. Na każdego zwracał uwagę. Nie patrzył, czy jest to ktoś wysoko postawiony, czy prosty – mówi honoratka s. Franciszka Różycka. − Potrafił dla każdego znaleźć życzliwe słowo. I w każdym umiał dostrzec coś dobrego – dodaje. Hanna Pasek przyjaźniła się z bratem Kalikstem przez 40 lat. W swoich wspomnieniach o nim napisała: „Twoja pokora, wiara, jakiej nikt z nas nie osiągnie, rozmodlenie i głęboka, z serca płynąca radość franciszkańska pozostaną dla nas wzorem do naśladowania”.

Brat Kalikst w kapucyńskim ogrodzie miał swoją pracownię stolarską, nazywaną przez wszystkich „Kalikstówką”. To tam przychodzili ludzie, którzy potrzebowali jego rady, płynącego z niego spokoju i nadziei, że Bóg wszystko prowadzi. − Tradycją od zawsze były niedzielne spotkania o 10.00 na „Kalikstówce”, śniadania w gronie całej mojej rodziny w każdy drugi dzień świąt, wielokrotne odwiedziny z bratem jego rodzinnych stron – wspomina Elżbieta Misztal. − W tak wielu naszych rozmowach brat ze spokojem słuchał, nigdy nie oceniał, mówił tylko: „Wiesz, Elżbietko, gdy służymy ludziom w potrzebie, to nasze problemy są małe, bo to Bóg nam pomaga”; „Dzieląc się tym, co mamy, z innymi, otrzymujemy dwa razy więcej”.

Brat Kalikst pozostał we wspomnieniach mieszkających zaledwie kilkaset metrów dalej sióstr kapucynek. − Czasem można go było spotkać w naszej kuchni, pijącego herbatę – opowiadają. − Przychodził niespodziewanie, mówiąc: „Wyszedłem na przechadzkę chodnikiem, a chodnik prowadzi prosto do was!”. I wtedy chętnie go gościłyśmy, a wszystkie inne zajęcia schodziły na dalszy plan, po prostu czas przestawał istnieć, bo mogłyśmy usiąść wokół świętego, posłuchać jego prostych, mądrych słów, podziwiać jego skromność, zarazić się jego dobrocią, gdy dobrze mówił o wszystkich. On potrafił dostrzec pozytywną stronę każdej sytuacji – podkreślają kapucynki.

Już wyprasza łaski

Brat Kalikst umarł w opinii świętości 6 kwietnia 2013 roku. Przed śmiercią, leżąc w szpitalu przy ul. Kraśnickiej w Lublinie, bardzo cierpiał. Ci, którzy byli z nim do końca, podkreślają, że nigdy na nic się nie skarżył. Już za życia brata Kaliksta na Poczekajce wielu uważało go za świętego. Ludzie przychodzili do niego po radę w sprawach rodziny oraz z prośbą o modlitwę wstawienniczą. Z okazji pogrzebu wydrukowano okolicznościowy obrazek z podobizną Kaliksta, który wiele osób traktuje do dziś jako pamiątkę i swoistą relikwię po świętym bracie. Jego podobizny można spotkać zarówno w pokojach braci, jak i w mieszkaniach ludzi świeckich. – To właśnie oni opowiadają mi, że wzywają wstawiennictwa pobożnego zakonnika i otrzymują potrzebne łaski – podkreśla o. Derdziuk. W 2018 roku Kapituła Prowincjalna Warszawskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów podjęła starania dotyczące rozpoczęcia procesu informacyjnego brata Kaliksta.

W tekście wykorzystano informacje zawarte w książce o. prof. Andrzeja Derdziuka zatytułowanej „Pod sufitem nieba”.