Motocyklem ku… zbawieniu. IV Pielgrzymka Motocyklistów do Skrzatusza

Katarzyna Matejek

publikacja 01.06.2019 19:48

O tym, że wyprawa motocyklowa może być szansą spotkania Boga, przekonywał miłośników motocykli jeden z nich - bp Krzysztof Włodarczyk.

Motocyklem ku… zbawieniu. IV Pielgrzymka Motocyklistów do Skrzatusza Katarzyna Matejek /Foto Gość Po liturgii bp Krzysztof Włodarczyk wsiadł do kosza motoru K-750, produkowanego w ZSRR w latach 60. XX w. Objeżdżając ścieżki przy sanktuarium, pobłogosławił wodą święconą motocykle i kierowców.

Czwarta pielgrzymka miłośników motocykli zgromadziła 1 czerwca w Skrzatuszu ponad 250 osób. Ta młoda, bo licząca zaledwie 4 lata tradycja, by pielgrzymować do tego maryjnego sanktuarium w pierwszy weekend czerwca, skupia brać motocyklową z północnej i środkowej Polski.

Mszy św. sprawowanej w asyście kilku księży-motocyklistów przewodniczył bp Krzysztof Włodarczyk, dawniej aktywny motocyklista oraz honorowy członek Bractwa Miłośników Motocykli "Pancerny".

W homilii biskup podkreślił, że pielgrzymka motocyklistów to miejsce spotkania nie tylko dla osób wierzących. – Tutaj przybywamy, by dać sobie szansę na nawiązanie więzi braterskich, ale też nawiązania relacji z Panem Bogiem. Łączy nas przecież wspólna płaszczyzna: motocykl i droga – powiedział biskup.

Hierarcha zauważył, że do grup motocyklowych należą ludzie, którzy nie mają kontaktu z Kościołem, mimo że wielu z nich to ochrzczeni. I właśnie dlatego warto gromadzić ich przy Matce Bożej, ponieważ Ona potrafi przeprowadzić ludzi przez przeszkody oddzielające ich od Jej Syna. – To jest cel: zatrzymać się przy Panu Jezusie i Maryi, przemyśleć swoje życie, rozpoznać swoją drogę do Boga. Czy to na motocyklu, czy w samochodzie, czy w inny sposób, Pan Bóg chce nas wprowadzić na drogę do zbawienia, które jest w Jezusie Chrystusie.

Biskup proponował, by otworzyć się na tę Bożą szansę poprzez modlitwę osobistą, choćby bardzo prostą, płynącą własnymi słowami z serca człowieka. Podpowiadał, by włączać do tej modlitwy intencje innych ludzi, by nie być narcyzem, lecz autentycznym bratem, siostrą. – Przemierzacie długie trasy motocyklami, niech więc czas i miejsca, w których się zatrzymujecie, będą okazją do modlitwy. W jeździe motocyklowej można bowiem połączyć pasję, przyjemność i ducha – stwierdził hierarcha.

Po liturgii bp Włodarczyk wsiadł do kosza motoru K-750. Objeżdżając ścieżki przy sanktuarium, pobłogosławił wodą święconą motocykle i kierowców. Jedną z maszyn był motor ks. Krzysztofa Kowala, proboszcza parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Pile, przygotowany specjalnie na zbliżającą się wyprawę do Irkucka na Syberii, do parafii, w której kapłan posługiwał przed laty. A że nie w marce motoru tkwi motywacja, świadczy to, że w pierwszą długą trasę, do Armenii, wybrał się na… skuterku.

Ksiądz Kowal na motorze nie tylko uprawia turystykę, ale też dociera do wiernych z posługą duszpasterską. – Do chorego jeszcze nie zdarzyło mi się pędzić na motorze, ale jeżdżę np. z posługą spowiedzi – mówi o skutecznym omijaniu korków. – W ogóle stosuję zasadę: jeśli nie muszę jechać samochodem, jadę motorem, jeśli nie muszę motorem, jadę rowerem

Kapłan dodaje, że jego motor pełni jeszcze jedną funkcję: kamizelka, biały kolor kadłuba i kasku sprawiają, że kierowcy biorą go za policjanta z drogówki i… zdejmują nogę z gazu. – To taka posługa, by ludzie jeździli bezpiecznie – śmieje się.

Do koszalińskiego czaptera God’s Guards – motocyklowej grupy zrzeszającej księży – należy 9 kapłanów z naszej diecezji. Na motorach jeździ po jej drogach co najmniej drugie tyle. Wśród nich jest ks. Dariusz Mazepa z parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Cieszeniewie (dekanat Świdwin). Także on wykorzystuje motor, by przyciągać ludzi do Boga. Namawia ich na przykład, by w paradzie motocyklistów powitali wizytującego parafię biskupa albo by wsiedli na motor i pojechali na pielgrzymkę. – Choćby na tę dzisiejszą udało mi się namówić jednego świeżego motocyklistę z parafii – mówi ks. Mazepa i podkreśla, że motocykle jednoczą. – "Lewa w górę", czyli ręka, którą pozdrawiamy się na trasie, to nie jest pusty gest. Nie ma znaczenia wiek, płeć, motor; ważne, że jesteśmy na drodze razem. Rolą nas, kapłanów obecnych w takich grupach podczas różnych wypraw, jest przypominać innym, że drogą do celu jest przede wszystkim Pan Jezus. Chciałbym, żeby moja obecność pośród nich była tak odbierana.

Choć nie wszyscy uczestnicy pielgrzymki to osoby zaangażowane religijnie (wielu nie wzięło udziału w pielgrzymkowej Eucharystii, spędzając ten czas na pogawędkach i posiłku), jednak tym, co ich łączy, jest poszukiwanie wspólnoty.

– Samemu? To nudno. Chcemy jeździć w grupie – mówi Eugeniusz Nowacki, prezes Bractwa Miłośników Motocykli "Pancerny", liczącego w Polsce 90 osób. – Nie chodzi przecież tylko o robienie kilometrów, ale też o przystanki, rozmowy. A już taka pielgrzymka to szczególna okazja, by się pomodlić, podziękować za miniony sezon, nabrać energii na kolejny.

A jaka to frajda, potwierdza pani Urszula z Głębokiego (poligon drawski), która na siedzenie pasażera wsiadła 4 lata temu. Razem z mężem objeżdża niezbyt dalekie trasy; jest to sposób wspólnego spędzania czasu, który bardzo lubią. – Poznajemy wiele osób, głównie mężczyzn, więc rozmowy dotyczą niemal tylko maszyn – śmieje się pani Urszula. – Ale to naprawdę fajna sprawa. Namawiam koleżankę, by pozwoliła swojemu mężowi kupić motor.