"Cierpieć i być wzgardzonym"

Małgorzata Gajos

publikacja 29.05.2019 00:00

Męczennik z Auschwitz. Bł. ks. Józef Kowalski oddał życie w obronie różańca.

"Cierpieć i być wzgardzonym" mg/foto gość Fotoreprodukcja z książki: Ks. Stanisław Szmidt sdb, "Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej".

Józef Kowalski urodził się 13 marca 1911 roku w Siedliskach koło Rzeszowa. Pochodził z chłopskiej rodziny. Był siódmym z dziewięciorga dzieci Wojciecha i Zofii. Mając 11 lat zaczął uczęszczać do szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu. Był pilnym uczniem i pobożnym chłopakiem. Przełożeni nazywali go "małym świętym". Miał wiele talentów, grał na skrzypcach, w orkiestrze dętej, występował na scenie i lubił śpiewać. Należał także do Towarzystwa Niepokalanej.

Z domu rodzinnego wyniósł szczególną cześć dla Maryi. Zawdzięczał jej wyzdrowienie z ciężkiej choroby. Od dziecka rosła w nim chęć oddania się na służbę Bogu. Był w nowicjacie w Czerwińsku nad Wisłą, a 24 lipca 1928 złożył śluby zakonne. W 1931 roku ukończył w Krakowie gimnazjum klasyczne i dwuletnie studium filozoficzne. W 1934 roku złożył śluby wieczyste w Krakowie, rozpoczął wtedy studium teologiczne.

W notesie zapisał:

"O mój Drogi Jezu, daj mi wolę wytrwania, stanowczą, silną, bym zdołał wytrwać przy swoich postanowieniach świętych i zdołał dopiąć szczytnego ideału świętości, jaki sobie zakreśliłem. Ja mam być i muszę być Świętym".

Po rekolekcjach napisał zdanie, własną krwią: "cierpieć i być wzgardzonym". A przed święceniami, które otrzymał 29 maja 1939 roku z rąk bp Rosponda, dopisał jeszcze:

"Jeśli Jezus nazywa mnie przyjacielem, to, między mną a Jezusem musi zaistnieć prawdziwa, serdeczna przyjaźń".

Dopóki nie został aresztowanych przez gestapo pełnił funkcję sekretarza ks. inspektora A. Cieślara, pomagał w oratorium, duszpasterstwie i prowadził chór męski przy kościele św. Stanisława Kostki w Krakowie.

"Bądźcie o mnie spokojni, jestem w rękach Boga"

23 maja 1941 ks. Józef Kowalski został zaaresztowany wraz z 11 innymi salezjanami. Zarzucano im kontakty z ruchem oporu i wygłaszanie patriotycznych kazań. Najpierw trafili do więzienia na Montelupich w Krakowie, skąd po torturach wywieziono ich 26 czerwca do obozu w Oświęcimiu. Ks. Józef otrzymał numer 17350. Następnego dnia stracono czterech salezjanów: Ignacego Dobiasza, Franciszka Harazima, Jana Świerca i Kazimierza Wojciechowskiego.

W pierwszym liście ks. Józef napisał: "Bądźcie o mnie spokojni, jestem w rękach Boga". 

Ks. Szweda, współwięzień, tak go wspominał:

"Ks. Kowalski zachował w obozie godność człowieka i kapłana i potrafił być sobą, choć za to był bity, pomagał innym, choć przyjmował za to chłostę i jako gorliwy kapłan, mimo surowego zakazu, rozgrzeszał konających, dodawał otuchy zrezygnowanym, pocieszał psychicznie załamanych, oczekujących wyroku śmierci". 

"Czujemy wielki głód eucharystyczny"

Ks. Stanisław Garecki napisał o nim:

"Ks. Kowalski do obozu śmierci, w którym - jak się wyrażali kapo - nie ma Boga, potrafił Go współwięźniom przynosić".

Ks. Józef w tajemnicy odprawiał Msze dla więźniów, spowiadał, modlił się z nimi, roznosił Komunię świętą. Wypowiedź jednego ze współwięźniów wspomina w książce ks. Szmidt sdb:

"W ogrodzie, gdzieśmy kopali ziemię na tempo, nie mogłem w pewnym czasie, z braku sił, nadążyć w pracy. Ksiądz Kowalski widząc, że kapo bije mnie kijem i popędza, żebym w kopaniu zrównał się w linii z innymi więźniami, zbliżył się do mnie i kopał ziemię, i za siebie, i częściowo za mnie, ażeby uchronić mnie przed biciem. Gdyby nie jego pomoc, nie wiem, czym by się to w tym dniu skończyło dla mnie, byłem bowiem bardzo osłabiony... Ksiądz Kowalski umożliwił mi potajemne odbycie spowiedzi św. dwukrotnie: przed Bożym Narodzeniem w 1941 r. i przed Wielkanocą w 1942 r. W tym też czasie umożliwił mi przyjęcie Komunii św.".

Zresztą w jednym z zachowanych listów ksiądz Józef prosił o wino mszalne i hostie, pisał: "czujemy wielki głód eucharystyczny".

"Podepcz go!"

Ks. Kowalski siły czerpał również z nabożeństwa do Maryi, czego dowodem był różaniec, z którym się nie rozstawał. W obozie spotkał dwukrotnie także Maksymiliana Kolbe. 

W 1942 roku pod koniec maja rozeszła się wieść, że kapłani będą przewiezieni do Dachau. Kiedy stali nago w łaźni obozowej, pojawił się Raportfuehrer G. Palitzsch, który zauważył, że ks. Józef chowa coś w zaciśniętej dłoni. Okazało się, że miał w niej różaniec. Oficer kazał mu go podeptać, czego ks. Kowalski nie uczynił. Kapłan został wyłączony z transportu. Całe wydarzenie zrobiło na więźniach ogromne wrażenie. Za różaniec groziła karna kompania i surowa kara.

3 lipca 1942 roku podczas kopania rowu kapo znęcali się nad księdzem Józefem. Zrzucili go z wysokiego nasypu do dołu pełnego błota. Po chwili wyciągnęli go, cały był ubrudzony i bijąc kijem zaprowadzili do beczki, z której kazali mu wygłosić kazanie. Ksiądz Kowalski nie wygłosił kazania, ale ukląkł i odmówił: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Pod Twoją Obronę i Witaj Królowo. Słowa modlitwy, szczególnie Ojcze nasz zrobiły na wszystkich bardzo głębokie wrażenie. J. Klink wspomina, że "na szrutowisku zaległa cisza. Kaci - zbrodniarze jakby nagle oniemieli i stali w miejscu".

"Módlcie się za mnie i za moich prześladowców"

Ks. Józef przeczuwał, że życie na ziemi kończy się dla niego. Gdy przyszedł po niego kapo Mitas, oddał swój chleb koledze z pryczy, Zygmuntowi Kolankowskiemu. Przed odejściem jeszcze powiedział: "Módlcie się za mnie i za moich prześladowców". 4 lipca 1942 roku świadkami śmierci byli tyko kapo. Ksiądz został zmasakrowany i utopiony w beczce z fekaliami. Ciało spalono. 

Karol Wojtyła znał ks. Józefa Kowalskiego osobiście, gdy jeszcze mieszkał na terenie salezjańskiej parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach w Krakowie. 13 czerwca 1999 roku już jako papież Jan Paweł II zaliczył ks. Józefa Kowalskiego w poczet błogosławionych. 


Tekst, na podstawie:

Ks. Stanisław Szmidt sdb, Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej, Wydawnictwo Salezjańskie 1997
Bł. Józef Kowalski, kapłan
„Bądźcie o mnie spokojni, jestem w rękach Boga”
MĘCZENNIK AUSCHWITZ - KSIĄDZ JÓZEF KOWALSKI