Nigdy nie jest sam

Urszula Rogólska; Gość bielsko-żywiecki 14/2019

publikacja 23.04.2019 06:00

– Moja godzina dyżuru to 15.30 w poniedziałek – mówi Ewa, wychodząc z kaplicy całodziennej adoracji w Kętach-Osiedlu we wtorek po 16.00. – Tak. Dziś nie moja kolejka, ale naprawdę nie mogłam nie przyjść. Chciałam podziękować Jezusowi.

	Od 15 lat tutejsi wierni uwielbiają Jezusa w Najświętszym Sakramencie w kaplicy Matki Bożej Fatimskiej. Urszula Rogólska Od 15 lat tutejsi wierni uwielbiają Jezusa w Najświętszym Sakramencie w kaplicy Matki Bożej Fatimskiej.

Pan Andrzej dobrze pamięta ten czas sprzed kilkudziesięciu lat – dzieciństwo w Oświęcimiu. Wcześnie stracił ojca. Miał sześć, siedem lat – nie było dnia, żeby mama nie zabierała jego i brata choć na chwilę do kościoła salezjanów. – Sama nas wychowała. Widziałem, jak bardzo Bóg był w jej życiu na pierwszym miejscu, widziałem, że „to działa” – mówi dziś. Swoje wczesne dzieciństwo świetnie pamięta też Teresa, dorosła córka pana Andrzeja. – Wielką atrakcją był dla mnie kęcki sklep z rybkami, dokąd chodziłam z tatą. A kiedy było się na rynku, nie sposób było nie wejść do sióstr klarysek na adorację... Zostało mi to do dziś – choć w innym miejscu, w naszym kościele na osiedlu. Adoracja nie jest moją potrzebą. Jest czymś tak naturalnym jak oddychanie.

15 lat

Teresa i jej tata dziś współtworzą Bractwo Bożego Miłosierdzia – kęcką wspólnotę w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, której członkowie od 15 lat każdego dnia przychodzą do bocznej kaplicy Matki Bożej Fatimskiej, gdzie trwa całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Najwięcej osób gromadzi się o 15.00 na Koronce do Bożego Miłosierdzia. Za cały ten czas kęccy parafianie postanowili podziękować Bogu podczas nocnej modlitwy z 1 na 2 kwietnia br. Będą się modlić zwłaszcza w intencji młodzieży, która przyjmie bierzmowanie z rąk bp. T. Rakoczego. To właśnie bp Tadeusz dokładnie 15 lat wcześniej, 1 kwietnia 2004 r., po uroczystości bierzmowania poświęcił w kaplicy tabernakulum mające kształt wirującego słońca, a nazajutrz rozpoczęła się tutaj nieustanna modlitwa.

Odpowiedź

– Pomysł adoracji zrodził się 17 lat temu, kiedy tu przyszedłem i trwała jeszcze budowa kościoła – mówi ks. proboszcz Jerzy Musiałek. – Pochodzę z krakowskiej parafii św. Józefa, gdzie taka adoracja też ma miejsce. Nieraz doświadczyłem w swoim życiu kapłańskim, jak jest to ważne. Poza tym tutaj, w Kętach-Osiedlu od lat szczególny kult odbierają Matka Boża z Fatimy i dzieci fatimskie. Eucharystia zawsze była w centrum Fatimy. Pamiętam taki zapis, że kiedy Franciszek chorował i nie mógł chodzić do szkoły, zostawał w kościele, żeby pocieszać Jezusa. Zauważyłem też, że sami parafianie szukają takiego miejsca. Okazało się, że nie jest problemem zaprojektowanie kaplicy.

– Ufamy, że ten pomysł był odpowiedzią na naszą modlitwę różańcową trwającą już od 1992 r. – mówi pani Maria z Arcybractwa Honorowej Straży Najświętszego Serca Pana Jezusa. – Chcieliśmy mieć miejsce, w którym rano moglibyśmy się spotkać na modlitwie.

– Nikt z nas nie wątpi, że miejsce to, a szczególnie tradycję koronki, zawdzięczamy też temu, co się wydarzyło w 2000 r. – naszej młodzieży i ks. G. Klai, ówczesnemu wikaremu – dodaje pani Zofia.

– Wybieraliśmy się dość dużą grupą na Światowe Dni Młodzieży do Rzymu – tłumaczy Teresa, która współtworzyła wtedy młodzieżową grupę. – 30 kwietnia była także kanonizacja siostry Faustyny. Zorganizowaliśmy koncert chwały Bożego Miłosierdzia i wtedy zrodził się pomysł, żeby o 15.00 spotykać się na koronce w kościele, który był cały czas otwarty. Najpierw pomyśleliśmy: może tylko w niedziele, bo czy damy radę codziennie? Ale stwierdziliśmy, że idziemy na całość, chcemy być radykalni. I tak od 1 czerwca 2000 r. w naszym kościele codziennie jest odmawiana koronka. Początkowo modliliśmy się przy ceramicznym wizerunku „Ecce Homo”. Kiedy 27 czerwca 2003 r. został poświęcony obraz Bożego Miłosierdzia, myśleliśmy, że to najlepsze, co nas mogło spotkać! A po roku stało się coś, o czym nawet nie marzyliśmy… Razem ze wspólnotami modlitwy maryjnej i arcybractwem znaleźliśmy przestrzeń dla naszej modlitwy przy żywym Jezusie Eucharystycznym.

Przy Sercu

Wszyscy spotykający się na modlitwie z czasem stworzyli Bractwo Bożego Miłosierdzia. Ustalili szczegółowy grafik codziennych dyżurów adoracyjnych i osób, które prowadzą koronkę. Jezus nigdy nie jest sam. Poza osobami dyżurującymi w ciągu dnia przychodzą tu dziadkowie z wnukami w wózkach, wpadają młodzi, a najczęściej osoby, które bez adoracji nie potrafią już żyć.

– Kościół położony jest w samym centrum parafii. Z najdalszego miejsca można tu dotrzeć w dziesięć minut – mówi proboszcz. – Wiele osób przychodzi nawet kilka razy dziennie. Z mojego doświadczenia wiem, że gdzie jest adoracja, tam dokonują się rzeczy niezwykłe. Skoro Eucharystia jest źródłem życia chrześcijańskiego, to trzeba stwarzać ludziom możliwość spotkania z Jezusem i nie zamykać kościołów. Tutaj czujemy się do tego szczególnie zobowiązani także przez obecność relikwii wielkich świętych czcicieli Eucharystii: Jana Kantego, Józefa Bilczewskiego, Jana Pawła II, Faustyny, Celiny Borzęckiej, Małgorzaty Marii Alacoque. To św. Józef Bilczewski napisał w jednym ze swoich listów: „Czcić Najświętszy Sakrament znaczy czcić Najświętsze i Najmiłosierniejsze Serce Zbawiciela” – a to Serce przecież patronuje parafii.

On czeka

Ksiądz Musiałek nie ukrywa, że zaskakuje go rosnąca obecność parafian na adoracji, zwłaszcza o 15.00. Codziennie jest tam też pani Krystyna. – Koronka to moja ulubiona modlitwa. A stała się nią osiem lat temu, kiedy z domu wyprowadziła się moja córka z zięciem. Było mi smutno, że o 15.00 nie widzę już córki w drzwiach. Aż pewnego dnia pomyślałam: zamiast smucić się, pomyśl, że o tej godzinie czeka na ciebie Jezus w Eucharystii– wspomina Krystyna. – Dzięki koronce uprosiłam wiele łask dla siebie, rodziny i znajomych.

– Koronkę znam od 30 lat. Nauczyła mnie jej jedna pani w szpitalu w Bielsku – opowiada pani Zofia. – Tak mi się marzyło, żeby ta modlitwa była odmawiana w naszej parafii. I stało się! Wyprosiłam wiele cudów – kiedyś spadłam z pięciometrowej drabiny – otrzepałam się jak kura i nic mi się nie stało. Innym razem zostałam brutalnie napadnięta – w porę uratowali mnie ludzie idący z pociągu. Mąż trzy razy miał już nie żyć – tak wyrokowali lekarze. Wierzę, że to modlitwa dała mu zdrowie.

– Zacząłem uczęszczać na adorację i koronkę sześć lat temu, kiedy przeszedłem na emeryturę – mówi pan Jan. – 14 kwietnia miną cztery lata, od kiedy ją prowadzę. Ja się nauczyłem wiary dzięki tej modlitwie. Doświadczyłem też, co to znaczy otrzymać prawdziwy pokój w sercu, kiedy są trudności. – Jak się człowiek zdenerwuje, od razu tu idzie i… przechodzi cała złość – uśmiecha się Maria.

Teresa nie ma wątpliwości: – W Kętach adoracja zawsze była – dzięki siostrom klaryskom – ale byłoby wielkim brakiem, gdyby takie duże osiedle nie miało swojego miejsca adoracji Najświętszego Sakramentu. To dla nas niezwykłe – kościół jest przestronny, dlatego prezbiterium i tabernakulum są w znacznej odległości od ławek. Tymczasem w kaplicy udało się znaleźć takie miejsce, że Jezus jest niemal na wyciągnięcie ręki.