Imperium sługi

Franciszek Kucharczak; GN 12/2019

publikacja 18.04.2019 17:00

Chcesz być kimś nie z tej ziemi? W takim razie wśród ziemian nie oczekuj poklasku.

Chrystus obmywa nogi apostołom. Polichromia z kościoła  pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Sierakowicach.  XVII w., Joannes Ignatiuk. Chrystus obmywa nogi apostołom. Polichromia z kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Sierakowicach. XVII w., Joannes Ignatiuk.

Siostrę Imeldę pamięta wielu absolwentów i nauczycieli Zespołu Szkół Urszulańskich w Rybniku. Zazwyczaj siedziała na furcie (czyli po świecku na recepcji). Miło było przychodzić do szkoły, gdy ktoś już od wejścia witał człowieka uśmiechem. Bo z oczu siostry biła szczera życzliwość. Trudno się było domyślić, że ta pogodna kobieta nosi w sobie pamięć okropnych przeżyć. Gdy miała trzynaście lat, Niemcy, za pomoc rannemu partyzantowi, na jej oczach zamordowali rodziców i starsze rodzeństwo. Przy życiu zostały ona i dwie młodsze siostry.

Trauma jej nie złamała. Pozostała ciepłą, serdeczną osobą. Pracując przez lata na furcie, zajmowała się między innymi wydawaniem jedzenia dla bezdomnych, którzy codziennie tam przychodzili. Zawsze wtedy wstawała.

Kiedyś, gdy nogi zaczęły odmawiać jej już posłuszeństwa, ksiądz Franciszek Otremba poradził jej, żeby podjeżdżała do okienka – fotel ma przecież kółka. Ona jednak dalej wstawała. Zawsze. Ksiądz w końcu zrozumiał: chciała okazać tym ludziom szacunek.

Gdy zmarła przed dekadą, ks. Franciszek przypomniał o tym w pogrzebowej homilii. Nawiązując do słów Jezusa, który wskazał, że w królestwie Bożym króluje ten, kto służy, wyraził przekonanie, że w takim razie siostra Imelda jest królową. A nawet więcej. I zakończył: „Jezus otwiera ci teraz szeroko drzwi i mówi: »Wejdź, cesarzowo!«”.

Dobre wypadanie

Ewangeliczne standardy królowania z trudem przebijają się na tej ziemi. Duże wzięcie wciąż ma natomiast królestwo ziemskie. Ze wszystkimi tego konsekwencjami, z których pierwszą jest walka o tron.

Batalia trwa na wielu poziomach, poczynając od domów prywatnych, a nawet od melin i nor zajmowanych przez skończonych nędzarzy. Tronem może być cokolwiek, nawet pierwszeństwo w dostępie do śmietnika. Istotne jest zdobycie przewagi. To daje poczucie władzy – najsilniejszy narkotyk tego świata.

Jakkolwiek walka bywa prowadzona, brutalnie czy kulturalnie, polega na przejęciu prowadzenia – a do tego konieczna jest porażka rywala. W tym celu trzeba zadbać o trzy rzeczy: o wizerunek, wizerunek i wizerunek. Specjaliści od PR-u mają więc co robić. Zawsze mieli, choć się kiedyś tak nie nazywali.

Porzekadło „Jak cię widzą, tak cię piszą” jest zawsze aktualne. W opinii społecznej jesteś taki, na jakiego wyglądasz. Dlatego z billboardów przed wszelkimi wyborami spoglądają na nas z mądrym wyrazem twarzy sami przyjemni ludzie. Najczęściej występują na niebieskim tle, bo to ponoć kolor sukcesu. Przecież kto zrobi dobre wrażenie, ten wygra.

Z kolei konkurenci mają robić złe wrażenie. Mają być odrażający. Dla takich są niekorzystne zdjęcia w nieprzychylnych gazetach, ośmieszające ujęcia w konkurencyjnych telewizjach, kompromitujące wypowiedzi w radiu.

Odwieczny rywal

Największym konkurentem wszech czasów jest Jezus Chrystus. Dziś nikogo nie obchodzi, o co królowie toczyli kiedyś boje i z kim się ścierali – z jednym wyjątkiem: Jezusa właśnie. On wciąż jest znakiem sprzeciwu. Wciąż ktoś boi się Jego królowania. Ktokolwiek ma aspiracje do zdobycia rządu dusz, dostrzega w Jezusie konkurenta.

Przez wszystkie wieki było tak, jak wtedy – w pretorium w Jerozolimie. Schemat walki z konkurentem był tam typowy, choć zajadłość wyjątkowa. Gdy Go więc dopadli, zaczęli od wizerunku. Jezus miał być brzydki i śmieszny.

„Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę” – relacjonuje św. Mateusz.

Czy kogoś, kto tak wygląda, można traktować poważnie? Drobny szczegół, że przecież nie on sam się tak urządził, zazwyczaj umyka uwadze opinii publicznej.

Czyjś niekorzystny wygląd zawsze powoduje dyskomfort patrzących. Tak więc zmaltretowany Jezus, obrzucony plugastwem i opluty, nie budził przyjemnych uczuć.

Nie lubimy kogoś takiego. I jeśli człowiek nie ujarzmi tej emocji, odczuje satysfakcję, gdy takiemu dadzą wycisk: po prostu za wygląd. Z tej przyczyny po świecie chodzą miliony zakompleksionych nieszczęśników – bo „źle wyglądają i nikt ich nie lubi”. Ludzie potrafią zamordować za samo przewidywanie złego wyglądu. To dlatego giną na świecie miliony dzieci – bo dorośli nie chcą oglądać „potworków”.

Zmaltretowany Jezus nie budzi już sympatii, oprawcy dają Mu więc jeszcze większy wycisk – taki, który wzmocni efekt odrazy i zmotywuje do jeszcze większego znęcania się. Temu służy sparodiowanie tego, czego wrogowie Jezusa najbardziej się w Nim bali: Jego królewskiej władzy. Oni czuli, że jest królem, choć nie rozumieli, na czym to polega i skąd się to bierze.

„Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą” – zdumiewali się nie tak dawno słuchacze Jezusa. „Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” – zanotuje ewangelista.

Ośmieszyć!

Powszechnie wyczuwano więc, że Jezus ma nieznaną moc i dysponuje jakąś zniewalającą władzą. Władza to władza – dla dzieci tego świata nie istnieje inny sposób panowania niż rządzenie, niż możność rozstawiania po kątach, niż zdolność skutecznego rozkazywania i podporządkowywania sobie innych.

– Kto na ludzi ma wpływ, obojętnie jakiego rodzaju, ten prędzej czy później, a raczej prędzej, dorwie się do tronu – rozumuje taki człowiek. – To zaś znaczy, że z tego tronu strąci mnie. Pozbawi mnie władzy, innej opcji nie ma – kombinuje.

Tak musiał myśleć już wcześniej Herod Wielki. Nie miały dla niego znaczenia proroctwa mesjańskie. Jego władza była zagrożona, trzeba więc było potencjalnego konkurenta zniszczyć w zarodku.

Ten sam strach, który popchnął starego satrapę do masowego dzieciobójstwa, wciąż tłukł się po krużgankach i dziedzińcach jerozolimskich pałaców. Oprawcy neutralizują więc Jezusa jako króla tak, jak potrafią – według swojego pojmowania władzy. Dla nich król to ten, kto siedzi na tronie, okryty wspaniałym płaszczem, w koronie na głowie i z berłem w ręku. Chcą więc ośmieszyć te atrybuty, pokazując Mesjasza jako błazna. Sądzą, że w ten sposób unicestwią królewską godność Jezusa, zanim zabiją Jego samego. I „wzmacniają przekaz”, przyklękając przed Nim i szydząc: „Witaj, Królu Żydowski!”. I opluwają Go, tłukąc przy tym trzciną po głowie.

Człowiek ubrany w brudną, poszarpaną imitację królewskiego płaszcza, z trzciną zamiast berła i w czepcu z cierni w miejsce korony to porażka wizerunkowa. Jak po czymś takim ktoś mógłby jeszcze wywierać wpływ na ludzi?

To powinno było zadziałać. Ale nie zadziałało. Powód był prosty, a jednocześnie nie do pojęcia dla „pychy światowej”. Jezus wyjawi go za chwilę Piłatowi: „Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36).

Odwrócone wartości

Królestwo z innego świata oznacza zupełnie inny porządek wartości. To świat miłości, nieskażony grzechem, więc zupełnie niepodatny na to, co tak przeraża potomstwo Adama i Ewy. Tam istnieje inny rodzaj władzy, całkowicie odporny na największe upokorzenia i impregnowany na ośmieszenie.

Bestialscy żartownisie i prześmiewcy nie mieli o tym pojęcia, ale coś już o tym wiedzieli apostołowie. Zaczynali przeczuwać znaczenie zdania, które przez wieki będzie inspirować wiernych Chrystusowi: „Królować znaczy służyć”. Pamiętali dobrze niedawne słowa Mistrza: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich” (Mk 10,42-44).

Zaledwie kilka godzin przed męką Jezus pokazuje uczniom, jak to wygląda w praktyce: myje im nogi. On, któremu wicher i jezioro były posłuszne, przed którym z wyciem uciekały demony, wykonuje pracę niewolnika, i to wobec prostaków, biedaków, którzy nigdy nie mogliby sobie nawet pozwolić na niewolnika.

Oto przebłysk królowania nie z tej ziemi. Ziemia na takie królowanie nie ma sposobu. Żadne upokorzenie nie złamie takiej władzy. Przeciwnie – wzmocni ją, bo królestwo Boże kwitnie tam, gdzie wzrasta pokora.

Brak paliwa

Kto może zaszkodzić pokornemu? Czym go można ugodzić? On jest jak złoto, które w ogniu, zamiast spłonąć, oczyszcza się. Pokornego można upokarzać, ale nie można go upokorzyć. Można go ośmieszać, ale nie sposób go ośmieszyć. Można go straszyć, ale nie da się go przestraszyć. Można go poniżać, ale jak to skutecznie zrobić, skoro on sam wybiera najniższe miejsca? Jego się takie metody nie imają, bo on nie dba o to, co jest ich paliwem. Nie ma w nim pychy, więc jest niepalny.

Tamtego dnia całe piekło rzuciło się odzierać Jezusa z Jego przywiązania do chwały, do splendoru, do zaszczytów – ale żadnego przywiązania nie znalazło. Doskonale ubogiego w duchu nie sposób czegokolwiek pozbawić. Wszystko ma przecież u-Boga.

Bolesna karykatura korony skrwawiła więc głowę Chrystusa, ale nie zmieniła Jego myślenia. Parodia berła w żaden sposób nie odebrała Mu szans na prawdziwe berło, bo On o żadne berło nie zabiegał. Nie liczył też na płaszcz królewski, więc i szydercze okrycie niczego Mu nie odebrało. Jego chwałą będą rany, jaśniejące po wszystkie wieki i na wieczność. Te rany stały się świadectwem największej miłości w królestwie, w którym oddycha się miłością.

Czy było warto?

Ilu władców przewinęło się przez ludzką historię, nie sposób zliczyć. Często byli potężni wedle ziemskich kryteriów. Po niektórych zostały piramidy, po innych mauzolea i kurhany, ale one też się w końcu rozpadną – a i dziś nie są ich własnością. Każdemu z nich berło wypadło kiedyś ze sztywnej dłoni i każdy utracił swą władzę aż do najmniejszej kosteczki.

Aleksander Wielki, Tamerlan czy Napoleon karmili się władzą, która musiała się skończyć ze szczętem. Czy było warto?

Nad sarkofagami królów wszystkich czasów niosą się słowa Jezusa: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,26).

Duszy nie ocali żadna ziemska władza. Może ją ocalić tylko Jezus – król nie z tego świata.

TAGI: