Myśląc o Triduum

Skoro syntezą Triduum są słowa z Apokalipsy: „Oto wszystko czynię nowe”, trzeba tę nowość pokazać.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Podobno ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. Szczęściem na tym stopniu ogień jeszcze nie parzy dlatego zerkamy od czasu do czasu jakie teksty cieszą się największą popularnością wśród naszych Czytelników. Wszystko oczywiście zależy od konkretnego serwisu. Na liturgii na przykład już widać zainteresowanie Triduum Paschalnym. To dobry znak. Świadczący o tym, że wielu „weszło w buty” uczniów, wysłanych przez Jezusa do Jerozolimy, by przygotować Paschę.

Znając ówczesne realia musiało to być kilka dni przed Ostatnią Wieczerzą. Czyli potrzebowali czasu. Jak potrzebuje go na przygotowanie liturgia trzech Świętych Dni. Stąd musi cieszyć zainteresowanie. Zapewne w gronie poszukujących pomocy są członkowie zespołów liturgicznych, organiści, ceremoniarze, ale i wielu „niezrzeszonych”, za to pragnących uczestniczyć w liturgii w sposób świadomy, z zaangażowaniem.

Komentarz redakcyjny nie jest miejscem, gdzie wyjaśnia się naturę obrzędów, wytyka błędy, czy prowadzi subtelne dyskusje teologiczne. To raczej mniej lub bardziej krytyczne spojrzenie na rzeczywistość, dzielenie się spostrzeżeniami i doświadczeniem. A te nabywa się przede wszystkim w parafii. Stąd słów kilka o tym, jak zmieniało się przeżywanie Triduum w mojej wspólnocie.

Napisałem kiedyś, że w duszpasterstwie łatwiej zbudować nową świątynię, niż parafię tradycyjną przekształcić we wspólnotę wspólnot. Bo przecież „zawsze tak było”. Z perspektywy czasu widzę, że w tym stwierdzeniu było trochę przesady. W duszpasterstwie nie ma nagłych zmian. Trzeba uruchamiać procesy i cierpliwie czekać. Papież Franciszek mówił swego czasu, że na recepcję Soboru trzeba będzie czekać sto lat. Z Triduum jest podobnie. A przecież od reformy obrzędów nie minęło jeszcze pięćdziesiąt lat. Czyli – jak z Soborem – jesteśmy w połowie drogi.

Jak zatem wyglądało nasze, parafialne, „w połowie drogi”?

Postawiliśmy na katechezę, dobre przygotowanie i czytelność znaków. Były więc poświęcone Triduum rekolekcje, wyjaśnienia w ogłoszeniach i na stronie parafialnej, przede wszystkim zaś wprowadzenia do liturgii i komentarze. Ministranci musieli przygotować wszystkie detale, by nie gubić się w obrzędach, sprawowanych raz w roku. Czytelność znaków to także wystrój świątyni. Skoro syntezą Triduum są słowa z Apokalipsy: „Oto wszystko czynię nowe”, trzeba tę nowość pokazać. Czyli od Wielkiej Środy pusta świątynia. Dosłownie. Bez starego paschału, bez wody w źródle chrzcielnym, puste tabernakulum. Stopniowalność. Najpierw wiązanka kwiatów przy ciemnicy, potem dekoracja kaplicy adoracji. Późnym popołudniem w Wielką Sobotę dekoracja głównego ołtarza, świecznika i chrzcielnicy. Wreszcie ten najważniejszy znak. Ciemność, w której rozpoczyna się celebracja Wigilii Paschalnej. Co musiało oznaczać przesuwanie godziny rozpoczęcia celebracji. Co roku o pół godziny.

Na owoce trzeba było czekać piętnaście lat. Pewnego dnia pojawiła się delegacja strażaków. Ci, wiadomo, w parafii tradycyjnej są jednym z najbardziej opiniotwórczych środowisk. „Proboszczu, czas skończyć z tą fikcją.” Przecierałem oczy ze zdumienia i słuchałem. „Przecież to nienormalne – tłumaczyli – byśmy śpiewali Alleluja, ogłaszali zmartwychwstanie, a potem znów kładli Pana Jezusa do grobu. Zresztą niech proboszcz zauważy. Rano są ci sami ludzie, którzy byli na Wigilii Paschalnej. Niech proboszcz przesunie na jeszcze późniejsza godzinę i kończy procesją.”  Dojrzeli, pomyślałem. I zaczęliśmy przygotowania. Radnemu parafialnemu urodziło się dziecko. Rodzina zapragnęła, by ochrzcić je w Noc Paschy. Trudno o lepszy początek i bardziej czytelny znak. W tym roku chrztu nie będzie, ale reszta pozostanie bez zmian. Wbrew złośliwym komentarzom wierni nie uciekają do sąsiednich parafii.

Piętnaście lat. Od czasu do czasu powtarzam moim młodszym kolegom, ale i świeckim. Proboszcz nie musi być aż tak bardzo święty, aż tak bardzo mądry. Proboszcz musi być cierpliwy. Choćby owoce miał spożywać jego następca.