Dajcie nam się sparzyć

Grzegorz Brożek; Gość tarnowski 11/2019

publikacja 09.04.2019 06:00

Kluczem do duszpasterstwa młodzieży jest towarzyszenie, które nie ma nic wspólnego z wyręczaniem. Młodzi chcą, by dać im szansę.

Wysłuchali m.in.  3 świadectw o sakramencie pokuty i pojednania. Jednym z nich podzielił się Adam Sołtys z Wadowic Górnych. Grzegorz Brożek /Foto Gość Wysłuchali m.in. 3 świadectw o sakramencie pokuty i pojednania. Jednym z nich podzielił się Adam Sołtys z Wadowic Górnych.

W Tarnowie odbył się 9 marca rekolekcyjny dzień skupienia dla parafialnych i dekanalnych animatorów młodzieży. W Hali Gumniska zjawiło się 900 młodych z całej diecezji. Ula Kobos, 16-latka z Pustkowa-Osiedla, uczestniczka spotkania, zauważa, że jest mniej młodych w Kościele. – Trochę odchodzą, trochę wstydzą się przyjść, wreszcie jest wiele innych grup, które ich przyciągają zabawą, rozrywką, nieskrępowaną wolnością – mówi.

Karolina Zelek, animatorka z Kamionki Małej przyznaje, że kiedy przygotowują spotkania dla rówieśników, to muszą nieustannie „rywalizować” na przykład z meczami. – Wielu nie przyjdzie, o ile nie są blisko Boga, bo mają głębokie przekonanie, że tu nic ciekawego nie ma. Będzie nudno i niefajnie – opowiada. Sąsiednią w stosunku do Kamionki Małej jest m.in. parafia w Żmiącej. – Typowym terminem spotkania grupy są piątki wieczorem. Ale zdarza się, że nie wszyscy jeszcze wrócili ze szkół albo po całotygodniowej nauce w piątek akurat wolą się, jak to się mówi, wyluzować. Co nie znaczy, że w sobotę też tego nie będą robić. Taki styl – dodaje 18-latka Kinga Tokarz ze Żmiącej.

Problemem jest też to, że młodzi, zanim przyjdą do Kościoła, mają już wyrobione zdanie na jego temat. – Z mediów, z internetu czerpią wiedzę o Kościele jako siedlisku wszelkiego zła. Dlatego tak ważne jest dziś świadectwo ludzi Kościoła. Rodziców, rówieśników, a przede wszystkim kapłanów. Na świadków patrzą wszyscy. Jeżeli mamy przekonać kogokolwiek do życia Ewangelią, to musimy pokazać, że to daje nam szczęście. Wtedy za tym pójdą – mówi ks. Eugeniusz Mrożek, proboszcz w Nowym Sączu-Zabełczu, psychoterapeuta, mediator, 18 lat pracujący w poradni „Arka”.

Zarzucanie wędki

Dlatego – choć niektórzy mogą się na to krzywić – żeby łowić ryby, trzeba zarzucać wędki. – Kiedy poza spotkaniem modlitewnym czy formacyjnym zaproponowaliśmy ognisko, od razu zjawiło się więcej młodych – przyznaje Karolina. Popularną wędką są walentynkowe czy karnawałowe zabawy. – Mamy inne zachęty: wolontariat, Szlachetna Paczka, KSM, wiele innych wspólnot i grup. Trzeba z tego korzystać – mówi ks. Artur Mularz, wicedyrektor Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży tarnowskiej kurii. Pomarańczowymi strojami na spotkaniu w Tarnowie odznaczali się zabezpieczający je od strony medycznej maltańczycy ks. Andrzeja Farona z Nowego Sącza. Niektórzy nastolatkowie patrzą z zazdrością na te pomarańczowe stroje. Podświadomie, może także dlatego, że bycie maltańczykiem daje poczucie sensu, czujesz, że jesteś potrzebny. Skoro jednak organizują się i działają przy parafii, to są również grupą wychowawczą i formacyjną. – To też jest zachęta – dodaje ks. Mularz. Tylko trzeba mieć świadomość, że konsekwentne zarzucanie wędki wcale nie musi powodować, iż przyparafialne sale zapełnią się na nowo młodzieżą.

Wypychanie z gniazda

Jakaś część młodych już w tych salach jest. Oni przyprowadzą kolejnych, ale muszą mieć poczucie, że parafia jest miejscem, w którym mogą realizować i rozwijać swoje talenty. – Dzisiaj w Hali Gumniska mamy 900 animatorów. Oni są jak apostołowie, napełnieni Duchem Świętym wrócą do parafii i będą zapalać innych. Tylko trzeba dać im tę możliwość – podkreśla Aleksandra Małochleb, koordynatorka programu „Młodzi na progu”. Jej zdaniem księża nie obdarzają młodych zaufaniem. Nawet gdyby nie wszystko miało się udać, nawet gdyby były potknięcia, to młodzi proszą: „dajcie nam się sparzyć”, „dajcie nam szansę”.

– Oni mają taki odruch, że jak ktoś ich skreśli, nie pozwoli podjąć próby rozłożenia skrzydeł, to sami siebie też skreślą, uznają, że do niczego się nie nadają – tłumaczy Aleksandra. Trzeba tych, którzy już trochę umieją „latać”, powoli wypychać z gniazda, ale nie po to, by patrzeć, jak rozbijają sobie głowy, tylko towarzyszyć, czuwać, w razie czego złapać, podeprzeć, podpowiedzieć.

Uczniowie zdali egzamin

– Musimy wszyscy, także my, księża, wracać cały czas do Ewangelii, czytać ją tak, jak została napisana. Dawać młodym szanse, ośmielać ich do działania, do budowania Kościoła. Nie trzeba się bać tego, że popełnią jakieś błędy, że nie zawsze wszystko wyjdzie – tłumaczy ks. Artur Mularz.

Kapłan przyznaje, że ogromne wrażenie robią na nim fragmenty Ewangelii, w których mamy zapowiedzi męki Chrystusa. – Przy każdej Jezus, mówiąc kolokwialnie, dostaje „strzała”. Za pierwszym razem Piotr bierze Go na bok i mówi, że nie przyjdzie to na Niego. Za drugim apostołowie biją się o pierwsze miejsce, a za trzecim Jan i Jakub spierają się o to, który siądzie po prawej stronie Pana. Jezus mówi o swoim dziele zbawczym, a oni skupiają się na głupotach. Mówiąc po młodzieżowemu, „dają ciała” w tak ważnych momentach, ale oddają życie za Jezusa. Popełniali błędy, ale ostatecznie zdali egzamin. W tym jest klucz naszego prowadzenia młodzieży. Ważne, żebyśmy byli obok nich. Obok młodych idących do Emaus, uciekających z Jerozolimy, czyli totalnie odwracających się od Boga, których nie interesuje życie z Bogiem, bo się sparzyli, zawiedli. Co Jezus robi? Przyłącza się do uczniów, a oni wpadają na to, że jednak trzeba wrócić. Jako księża musimy dziś właśnie robić to samo. Być z młodymi także wtedy, przyłączyć się do tych, którzy uciekają z Kościoła. Być z nimi – mówi ks. Artur Mularz.