Lawina ratunku

Szymon Babuchowski

publikacja 30.03.2019 06:00

Objawienia maryjne, których liczba wzrosła gwałtownie pod koniec XX wieku, są znakiem, że ludzkość potrzebuje pomocy.

Lawina ratunku HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

W chwili, gdy czytasz te słowa, trwa kilkadziesiąt objawień maryjnych w różnych zakątkach świata – krótkie, umieszczone na tylnej okładce zdanie od razu ustawia perspektywę. Reszty dokonują rozmiary książki (prawie 5 kg i ponad 1000 stron), mapy i statystyki, które wprawiają w osłupienie. Powiedzieć, że rośnie liczba objawień, to nic nie powiedzieć. Do drugiej połowy XX wieku historia odnotowała nieco ponad tysiąc objawień. A jak jest obecnie? „Ostrożne szacunki wskazują na liczbę 20 tysięcy, mniej selektywne mówią nawet o ponad 40 tysiącach!” – twierdzi autor tej niezwykłej publikacji, zatytułowanej „Świat maryjnych objawień”. Wydawca reklamuje ją jako „jedyną taką książkę na świecie” i chyba w pewnym stopniu ma rację. Bo rzeczywiście trudno spotkać kompendium tak systematyzujące wiedzę o objawieniach maryjnych – ich historii, geografii, a także stopniu wiarygodności.

Lawina ratunku

Wincenty Łaszewski: "Świat maryjnych objawień" wyd. 2 Fronda; Warszawa 2018; ss. 1006

Światło w odpryskach lustra

„Dla Kościoła objawienie jest jedno” – porządkuje od razu we wstępie Wincenty Łaszewski, doktor teologii, specjalista w zakresie antropologii mariologicznej, badający m.in. fenomen Fatimy i proroctwa dotyczące Polski. „Piszemy je z wielkiej litery i mówimy o treściach przyniesionych przez Jezusa Chrystusa, a datę graniczną stanowi śmierć ostatniego z Apostołów: św. Jana. Jest to tzw. Boże Objawienie, nieporównywalne w jakikolwiek sposób z licznymi, mającymi miejsce w historii, objawieniami Zbawiciela, jego Matki Maryi i świętych, które są jak światło odbijające się w odpryskach lustra. Boże Objawienie jest samym światłem, inne objawienia (jeśli są prawdziwe) są tylko ukazaniem tego światła w jakimś miejscu i czasie (…). Stąd objawienia prywatne nie wnoszą nic nowego do tego, co Bóg już powiedział nam w Jezusie Chrystusie. Kryterium prawdziwości stanowi ich całkowita zgodność z Objawieniem”. Warto przy tym dodać, że wiara w objawienia prywatne nie jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Choć oczywiście może być pomocna.

Wielką ostrożność Kościoła w podejściu do objawień prywatnych uzmysławia mapka (niestety niewolna od błędów), umieszczona na początku książki. Okazuje się, że spośród wspomnianych dziesiątek tysięcy objawień przez Watykan uznanych zostało zaledwie kilkanaście. I nawet fakt, że wizjoner został kanonizowany, niekoniecznie musi pokrywać się z takim potwierdzeniem. Znacznie więcej jest natomiast objawień uznanych, lub przynajmniej przychylnie traktowanych, przez miejscowych biskupów – te można liczyć w setkach. Ciekawie przedstawia się też rozkład geograficzny objawień prywatnych. Tu zdecydowanie dominuje Europa, a najwięcej potwierdzonych przez Watykan objawień prywatnych miało miejsce w… laickiej Francji! Lourdes, La Salette, Laus, Paryż… Na tym tle Polska z samotnym Gietrzwałdem (nie wiadomo, dlaczego na mapie czerwoną kropką zaznaczono także Leżajsk) prezentuje się dosyć skromnie.

Legendy pełne prawdy

Z morza objawień dr Łaszewski wybiera setkę „najpiękniejszych i najważniejszych albo najbardziej inspirujących i może też kontrowersyjnych objawień Matki Bożej mających miejsce w całej historii, zawsze w jakiś sposób rozeznanych przez Kościół”. Przy czym każde z wydarzeń zostało opatrzone znaczkami precyzyjnie określającymi stopień owego rozeznania. Objawienie prywatne może więc należeć do jednej lub (częściej) kilku z dziesięciu kategorii: „objawienie uznane przez Watykan”, „objawienie uznane przez Kościół koptyjski”, „papież odwiedził miejsce objawień i/lub nadał mu specjalne przywileje”, „objawienie uznane lub przychylnie traktowane przez miejscowego biskupa”, „imprimatur lub nihil obstat na teksty objawień”, „objawienie obecne w tradycji Kościoła”, „kult w miejscu objawień”, „niezwykłe cuda w miejscu objawień”, „wizjoner uznany świętym, błogosławionym lub sługą Bożym; założyciel zakonu”, „objawienie przyjęte przez zmysł wiary ludu”. Ciekawie i szczegółowo opisując historię każdego z objawień, autor nie unika też rzeczowego przedstawienia wątpliwości, które wiążą się z niektórymi wizjami. Tak jest chociażby w przypadku Medjugorja, które Kościół ogłosił już wprawdzie miejscem kultu i formalnie zezwolił na organizowanie tam pielgrzymek, ale nie może potwierdzić prawdziwości objawień, dopóki one trwają.

Tym, co najmocniej uderza podczas lektury, jest narastająca na przestrzeni wieków liczba interwencji z nieba. Autor dzieli je na trzy okresy. Pierwszy obejmuje objawienia od I wieku po rok 1830, przy czym warto dodać, że w pierwszym tysiącleciu takie przypadki odnotowano zaledwie 46 razy, a w następnych dziewięciuset latach – niecałe 500. Niektóre z tych historii zawierają oczywiście elementy legend, co – zdaniem dr. Łaszewskiego – świadczy nie tyle o ich nieprawdziwości, ile o popularności. Dodatkowe ornamenty często bowiem ubarwiają fabułę, ale nie eliminują z niej tego, co istotne i prawdziwe. Ciekawe, że pierwsze objawienie Matki Bożej miało miejsce jeszcze za Jej ziemskiego życia, a doznać go miał w Saragossie św. Jakub. Autor podkreśla jednak, że nie chodzi tu o dar bilokacji. Maryja ukazała się apostołowi niejako „poza czasem” – tak jakby już mieszkała w niebie – i nakazała mu wybudowanie kaplicy na Jej cześć. Powątpiewający wcześniej w powodzenie swojej misji ewangelizacyjnej Jakub wypełnił to polecenie, a Matka Boża spełniła swoją obietnicę: Hiszpanie przyjęli wiarę w Jej Syna.

Końcowe odliczanie

Wincenty Łaszewski podkreśla, że w tym pierwszym okresie Maryja interweniuje głównie w sprawach „lokalnych” i „pobożnościowych”, natomiast prawie nigdy nie zajmuje się polityką. Zmienia się to od roku 1830, kiedy to orędzia – coraz częściej otrzymywane przez prostych ludzi, a nie członków kościelnej elity – zaczynają być kierowane do całego świata. Skąd ta nagła zmiana? „Może współczesny człowiek zaczyna być zagubiony, nie umie już odróżniać dobra od zła i bardzo potrzebuje wskazówek z nieba? Taką odpowiedź sugeruje Jan Paweł II, zaś objawienia po 1830 roku byłyby antidotum na chorobę oświeceniową. Może – jak chcą niektórzy – Bóg chce zrównoważyć »naukowe objawienia« XIX wieku przekazane ludzkości przez Voltaire’a, Darwina czy Marksa?” – zastanawia się autor. Dodajmy, że w latach 1830–1971 objawień odnotowano ponad czterysta, czyli niemal tyle samo, co wcześniej przez tysiąc lat…

Trzecią cezurą wyznaczoną przez Łaszewskiego jest rok 1981 – ustanowiony przez Jana Pawła II Rokiem Maryjnym. To jednocześnie rok zamachu na papieża, którego zapowiedź miała miejsce jeszcze w Fatimie, i czas, w którym do świata zaczynają płynąć orędzia z Medjugorja. Właśnie w tym czasie z nieba rusza lawina – „nieznana w historii istna objawieniowa powódź”, która zdaje się potwierdzać, że żyjemy w czasach ostatecznych. W trudnych do policzenia wizjach nieustannie pojawiają się teraz zapowiedzi, że to „ostatnie” ostrzeżenia i wskazówki; i że „zaczęło się odliczanie”. We wszystkich jest też zawarte przynaglenie do nawrócenia, modlitwy i pokuty – bo tylko one mogą uratować świat przed zagładą. W tym kontekście trafne wydają się słowa ze wstępu do tej arcyciekawej, a przy tym pięknie ilustrowanej książki: że objawienia „nie są wcale nagrodą za wierne wypełnianie przykazań Ewangelii; przeciwnie są one znakiem, że źle dzieje się wśród ludzi – tak bardzo źle, że ludzkość potrzebuje specjalnej pomocy z nieba”. Są więc kołami ratunkowymi nieustannie rzucanymi nam przez Matkę Bożą. Bo – jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian – gdzie „wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”.