Stan normalności

Franciszek Kucharczak; GN 9/2019

publikacja 31.03.2019 06:00

Niektórzy myślą, że jest potrzebna do dobrej śmierci. A przecież bez niej nawet dobrze żyć nie można.

Stan normalności HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Turyn, rok 1854. W mieście wybucha epidemia cholery. Władze tworzą dla zarażonych dwa szpitale, ale ludzie boją się nawet zbliżyć do chorych, przewieźć ich do lecznicy, a co dopiero pielęgnować. Ksiądz Jan Bosko zwraca się o pomoc do swoich chłopców z zakładu, który założył. Daje im medaliki z Niepokalaną i obiecuje, że nikt się nie zarazi. Ale – uwaga – pod jednym warunkiem: jeśli będą w łasce uświęcającej. Zgłasza się trzydziestu chłopaków. Ich pomoc okazuje się nieoceniona – ocalili wielu chorych i wzbudzili wdzięczność mieszkańców Turynu. Żaden z nich nie zachorował.

Bariera ochronna

Łaska uświęcająca – co to właściwie jest? Takie stare słowo. Tak stare, że aż nowe – chciałoby się rzec. Niektórzy katolicy kojarzą jeszcze z lekcji religii, że jest ona potrzebna do przyjęcia Komunii św., bo inaczej będzie świętokradztwo. No i dobrze byłoby też w takim stanie zejść z tego świata, bo nigdy nie wiadomo, czy się nie przyda z tamtej strony.

W tym cała rzecz, że łaska uświęcająca „przydaje się” z każdej strony. Więcej – jest dla chrześcijanina niezbędna, żeby mógł normalnie żyć, o umieraniu już nie mówiąc. Ona jest jak czyste powietrze w kontraście do wywołujących halucynacje oparów. Kto na co dzień żyje w tych oparach, ten błędnie ocenia rzeczywistość i podejmuje złe wybory.

– Zauważyłem, że kiedy nie jestem w łasce uświęcającej, o wszystko obwiniam żonę – powiedział kiedyś Marek, znajomy informatyk. Niestety, bardzo trudno jest zauważyć takie rzeczy, gdy się w łasce nie jest. Zły duch dokłada starań, żeby utrzymać człowieka w stanie grzechu. Dlatego szczególnie atakuje, gdy człowiek myśli o zmianie złego stanu, w którym się znajduje. „Właściwością ducha złego jest gryźć, zasmucać i stawiać przeszkody, niepokojąc fałszywymi racjami, aby przeszkodzić w dalszym postępie” – pisze św. Ignacy Loyola w „Ćwiczeniach duchownych”.

Łatwo Złemu manipulować kimś, kto jego podszepty bierze za własne przekonania. Do człowieka wszystko może się wtedy przykleić, nie ma bariery ochronnej, zanika jego układ odpornościowy – nietrudno go zainfekować. Historia z podopiecznymi Jana Bosko jest znamienna: łaska uświęcająca chroni przed zarażeniem. Przede wszystkim duchowym, choć, jak widać w tym przypadku – czasem nawet fizycznym.

Człowiek bez łaski uświęcającej może z powodzeniem rujnować życie swoje i swoich bliskich, zupełnie nie dostrzegając swojego w tym udziału. Jeśli ten stan się przedłuża, zanika też motywacja do powstania z upadku. „Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską” – powie św. Augustyn.

Możliwość jest

Trwanie w grzechu – a zatem bez łaski – jest stanem permanentnej katastrofy, balansowaniem na skraju otchłani. Grzechu z łaską nie da się pogodzić. Kierownik duchowy św. Faustyny, bł. ks. Michał Sopoćko, zapisał: „Jeżeli przez łaskę człowiek staje się uczestnikiem Boskiej natury, a przez grzech traci w tej naturze uczestnictwo, wtedy łaska i grzech nawzajem się wykluczają”.

Samej Faustynie Jezus powiedział: „Córko Moja, na zawsze wiedz o tym, że tylko grzech ciężki wypędza Mnie z duszy, a nic więcej”. Zdarzało się, że święta „czasami przy spotkaniu się z duszą, która nie jest w stanie łaski”, odczuwała straszny ból w rękach, nogach i boku, i wbijające się w głowę ciernie korony cierniowej. „Niekiedy ci daję odczuć pewien stan dusz i daję ci łaskę cierpienia, to tylko dlatego, że ciebie używam jako narzędzia do ich nawrócenia” – wyjaśnił to Faustynie Jezus, dając do zrozumienia, że o człowieka będącego w takim stanie także nie przestaje walczyć. Bóg ściga człowieka ze swoją łaską. Nie istnieje taka sytuacja, żeby ktokolwiek musiał żyć w grzechu.

– Dopóki człowiek żyje, zawsze ma możliwość nawrócenia, pokutowania, odkręcenia złych wyborów – zauważa franciszkanin o. dr Syrach Janicki, ojciec duchowny seminarium zakonnego w Katowicach. – Na przykład gdy ktoś rozwodzi się i zawiera związek cywilny, zawsze może się przecież wycofać. Nie ma takiego grzechu, którego Kościół nie mógłby odpuścić. Aby to się stało, człowiek musi oczywiście zerwać z grzechem, czasem przejść pewną drogę pokuty – stwierdza zakonnik. – Jak ktoś się zagrzebie w jakiś grzech, najczęściej nie widzi możliwości zmiany sytuacji, w której się znalazł – dodaje.

Szansa zawsze jednak jest. Kościół przychodzi z pomocą osobom w różnych zawikłanych sytuacjach życiowych, tak aby mogły żyć w łasce Bożej. Jest to zatem bardziej sprawa ich determinacji niż posiadanych możliwości. To kwestia odpowiedniej motywacji, podobnie jak w decyzji o zerwaniu z nałogiem tytoniowym. Wiele osób chce zerwać nie tyle z samym paleniem, ile z jego kosztami – pieniędzmi wydawanymi na papierosy, ziemistą cerą, psuciem sobie zdrowia – ale w głębi duszy pozostają przywiązane do przyjemności, jaką daje im nałóg. Mechanizm ten zauważył już wiele wieków temu św. Augustyn. Po nawróceniu stwierdził, że o czystość modlił się znacznie wcześniej, gdy tkwił w szponach grzechu, ale prośba ta w istocie – choć nie wypowiadana w pełnej świadomości – brzmiała: „Panie, uczyń mnie czystym… ale jeszcze nie teraz”. Jeśli ktoś jest autentycznie i gorąco spragniony życia w łasce Bożej, to w każdej chwili może się oderwać od życia w grzechu.

Znaki

Jak poznać, że żyjemy w łasce? Joanna d’Arc, zapytana podstępnie przez sędziów kościelnych, czy uważa, że jest w stanie łaski Bożej, odpowiedziała: „Jeśli nie jestem, oby Bóg zechciał mnie do niego wprowadzić; jeśli jestem, oby Bóg zechciał mnie w nim zachować”.

– W świecie wiary człowiek nigdy nie ma całkowitej pewności – mówi o. Syrach. – Wynika to z Bożego zamysłu. Gdyby człowiek był na sto procent pewny za siebie, byłby bliski pychy. Wchodziłby w nie swoje buty. Pewien margines niepewności, tajemnicy zmusza nas do pokory. Nie tyle do mierzenia, czy jestem w łasce, czy nie, ile do myślenia o poprawie życia – mówi. Zauważa jednak, że są pewne znaki, wskazujące na to, że żyjemy w łasce. – Jednym z nich jest wewnętrzny pokój. Innym – pragnienie Boga. Im bardziej jestem w łasce, tym mocniej pragnę Boga; tym bardziej chcę być Mu wierny, nie tylko w dużych rzeczach, ale też w drobnych. Jest to pragnienie, żeby Boga niczym nie zasmucać – uściśla franciszkanin, przywołując przykład małżeństwa: gdy się kocha żonę, to nie poprzestaje się na tym, że się jest jej wiernym, ale chce się jej sprawiać radość. Jest się w tych działaniach kreatywnym.

– Jest jeszcze jeden znak: łaskę Bożą poznaje się po pragnieniu wewnętrznego oczyszczania się. Człowiek pragnie być względem Boga, bliźnich i siebie coraz czystszy. Dlatego też nie ma prawdziwej łaski uświęcającej bez głębokiego życia sakramentalnego – stwierdza o. Syrach.

Wszystko gotowe

Co byś zrobił na wieść, że za godzinę będzie koniec świata? Na tak zadane pytanie wielu katolików odruchowo odpowiada: pobiegnę się wyspowiadać. A jeśli taki delikwent nie zastanie księdza, bo on też pobiegł się wyspowiadać? Poza tym każdy z nas może przecież w dowolnej sekundzie życia mieć swój prywatny koniec świata. „Chrześcijanin powinien zawsze być gotów na przyjęcie Komunii św. i śmierci” – powiedział bł. kard. John Henry Newman. Innymi słowy: normalnym stanem chrześcijanina powinno być życie w łasce uświęcającej. To stan zwyczajny człowieka odkupionego. Kto, przywiązany do grzechu, liczy, że rzutem na taśmę przemknie się do nieba, pozbawia się prawdziwej przyjemności życia w przyjaźni z Bogiem już tu, na ziemi. Odbiera sobie radość i pokój, jakiego ten świat dać nie może. Bo łaska Boża jest darem nadprzyrodzonym i docenia go ten, kto zaryzykuje decyzję prawdziwego nawrócenia. Tak więc, chrześcijaninie – jeśli nie jesteś w łasce uświęcającej, to bądź! Bóg wszystko przygotował. Konfesjonały czekają. Reszta zależy od Ciebie.