Podwójna śmierć ks. Josefa Toufara

Andrzej Grajewski; GN 8/2019

GN 8/2019 |

publikacja 21.03.2019 06:00

Historia ks. Josefa Toufara jest wstrząsająca nie dlatego, że komuniści okrutnie zamęczyli prawego człowieka. Takich było wielu. Najbardziej niezwykłe jest w niej doświadczenie Hioba, które staje się udziałem czeskiego kapłana. Świadcząc o Bogu objawiającym się niezwykłymi znakami w małym wiejskim kościele, skazuje się on na śmierć.

Podwójna śmierć ks. Josefa Toufara

Z przejęciem i wzruszeniem czytałem książkę dziennikarza i poety, autora popularnych audycji historycznych dla czeskiego radia, Miloša Doležala, „Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć”, opisującego życie i śmierć ks. Josefa Toufara.

Znałem jego historię, gdyż jako pierwszy spośród polskich dziennikarzy opisałem ją na łamach „Gościa” na podstawie opracowania, które powstało w czeskim Urzędzie Dokumentacji i Ścigania Zbrodni Komunistycznych. Otrzymaliśmy przekład książki, która stała się wydarzeniem w Czechach. Wydał ją IPN w świetnym tłumaczeniu bohemisty, a niegdyś naszego kolegi redakcyjnego – Andrzeja Babuchowskiego.

Podwójna śmierć ks. Josefa Toufara

Miloš Doležal: "Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć" tłum. Andrzej Babuchowski, wyd. IPN, Warszawa 2018, ss. 504.

Doležal, zafascynowany biografią księdza i dramatycznymi okolicznościami jego śmierci, przeprowadził staranne dziennikarskie śledztwo, którego drobiazgowości i wnikliwości nie powstydziłby się żaden profesjonalny prokurator. Szukał dokumentów, ale przede wszystkim ludzi, którzy mogliby mu dopowiedzieć to, o czym dokumenty milczą. Dotarł praktycznie do wszystkich żyjących świadków życia ks. Toufara, zarówno jego rodziny, parafian, jak również funkcjonariuszy czechosłowackiej bezpieki, którzy – jak się okazało – nie stracili nagle pamięci i przekazali wiele interesujących szczegółów w tej sprawie. Udało mu się także dotrzeć do wielu unikatowych fotografii, zarówno zamęczonego kapłana, jego bliskich, jak i jego katów. Wszystkie są starannie reprodukowane w polskim wydaniu, a także opatrzone odpowiednimi przypisami, wyjaśniającymi kontekst tamtych wydarzeń.

Proboszcz z Czychoszczy

Ksiądz Toufar był proboszczem w Czyhoszczy, małej miejscowości na Wyżynie Czesko-Morawskiej. Niczym nie wyróżniał się wśród innych kapłanów diecezji Hradec Králové, do której parafia należała. Był pobożnym, lubianym przez parafian księdzem, wiernym swemu biskupowi, dlatego trzymającym się z daleka od montowanej przez bezpiekę Akcji Katolickiej. W sprawach politycznych się nie wypowiadał i nie był notowany jako przeciwnik władzy. Wszystko zmieniło się 11 grudnia 1949 r., w trzecią niedzielę Adwentu. Wtedy ks. Toufar odprawiał poranną Mszę Świętą. W kazaniu mówił o tajemnicy obecności Boga w ludzkim życiu. Kiedy powiedział: „Tutaj, w tabernakulum, jest nasz Zbawiciel”, zgromadzeni dostrzegli, że krzyż stojący na tabernakulum wyraźnie się zakołysał, jakby potwierdzając jego słowa. Kapłan tego nie zauważył. Jednak po Mszy św. przyszli do niego parafianie, którzy opowiedzieli o tym, co widzieli. W książce znajdują się ich zeznania, jakie złożyli w śledztwie toczonym w sprawie poruszenia się krzyża w Czyhoszczy. Spisane są więc przez wrogów Kościoła, a jednak żadna z tych osób nie miała wątpliwości, że krzyż się rzeczywiście zakołysał w sposób absolutnie nienaturalny.

W następnym tygodniu ks. Toufar odniósł się do tamtych wydarzeń w czasie kazania. Mówił, że pochylenie krzyża było znakiem obecności Boga w liturgii. Wieść o wydarzeniach w Czyhoszczy obiegła cały kraj. Do kościoła przybywali ludzie nie tylko z okolicy, ale również z wielu innych regionów kraju. Przyjechał także watykański dyplomata ks. Ottavio de Liva z nuncjatury w Pradze.

Sprawa nabrała wymiaru politycznego. W styczniu 1950 r. „cudem w Czyhoszczy” zajęło się Biuro Polityczne KC KPCz. Prezydent państwa i szef partii Klement Gottwald zdecydował, że Toufar ma być aresztowany, a cała sprawa będzie wykorzystana do rozpętania nagonki przeciwko Kościołowi oraz Watykanowi.

Zamęczony w ubeckiej piwnicy

28 stycznia 1950 r. funkcjonariusze czechosłowackiej bezpieki (StB) porwali ks. Toufara sprzed plebanii. Osadzono go w więzieniu w Valdicach koło Jiczyna. Szefem 6-osobowej ekipy śledczej, która go przesłuchiwała, był porucznik Ladislav Mácha. Codziennie bito księdza do utraty przytomności. Aby zwiększyć jego mękę, podawano mu przesolone jedzenie, odmawiając jednocześnie wody do popicia. W książce znajdują się świadectwa ubeków dowodzące tego, że wszyscy w więzieniu mieli świadomość, że duchowny jest torturowany. Poruszających opowieści jest tam zebranych wiele, jak chociażby relacja funkcjonariuszki bezpieki, która w szpitalu widziała konającego księdzem. Była Żydówką, która przeżyła obóz koncentracyjny. Mówiła, że tak zmasakrowanego i umęczonego ciała widziała w obozie.

Zmaltretowany fizycznie i zgnębiony psychicznie kapłan podpisał 22 lutego 1950 r. protokół zeznania, w którym przyznał się do rzekomego molestowania nieletnich chłopców oraz do tego, że sprowokował pochylenie krzyża, aby wzniecić antykomunistyczną histerię. Wszystko oparte było na kłamstwie i wymuszone torturami. Ponieważ wieści o niezwykłych wydarzeniach rozchodziły się pomimo aresztowania księdza, komuniści postanowili zainscenizować w Czyhoszczy, w jaki sposób rzekomo ks. Toufar poruszał krzyżem. Gdy specjalnie przygotowana ekipa filmowa przyjechała z nim do kościoła, okazało się, że duchowny jest tak zmaltretowany, że nie może nawet stanąć na ambonie. Zdjęcia przerwano. Jednak po śmierci ks. Toufara powstał film pod tytułem „Biada temu, od którego przychodzi zgorszenie”. Kapłana zastąpił aktor, którego tak filmowano, aby nie pokazać jego twarzy. Krzyż był poruszany urządzeniem z patyków i gumki, jakie stworzono na potrzeby tej inscenizacji. Film był później wyświetlany we wszystkich kinach Czechosłowacji, jako dowód na to, jak „reakcyjny kler” tumani ludzi. W nakładzie 100 tys. egzemplarzy wydano także kłamliwą broszurę o tym wydarzeniu.

W tym czasie ks. Toufar dogorywał. 25 lutego 1950 r. jego stan był tak ciężki, że zdecydowano się go przewieźć do rządowej lecznicy. Został tam umieszczony pod fałszywym nazwiskiem, jako Josef Zouchal. Operacja nie zdołała uratować mu życia. Jak stwierdzili później lekarze, miał rozległe obrażenia wewnętrzne i zewnętrzne, powstałe na skutek ustawicznego bicia. Zmarł tego samego dnia wieczorem. Później podano, że przyczyną śmierci były wrzody żołądka.

Śmierć po raz drugi

Śmierć księdza nie zakończyła sprawy. Komuniści zdecydowali, aby zabić go po raz drugi, otaczając tajemnicą zarówno sam fakt jego śmierci, jak również datę i miejsce pochówku. Rzeczy osobiste ks. Toufara zarekwirowane w czasie rewizji na plebanii rozkradli ubecy, którzy ją przeprowadzili. Na polecenie ministra sprawiedliwości, a zarazem odpowiedzialnego za politykę wyznaniową Alexeja Czepiczky jego ciało pochowano potajemnie na cmentarzu w praskiej dzielnicy Ďáblice. Autor książki ustalił, że trumnę umieszczono w dole z padliną słonia zdechłego w cyrku lub ogrodzie zoologicznym. Sfałszowano wszystkie dokumenty ze szpitala, a także metrykę oraz akt zgonu. Widnieje na nich nazwisko Josefa Zouchala. Na straży tajemnicy stały organy bezpieczeństwa komunistycznego państwa. Kościół bał się o niego pytać. Śladów po stryju poszukiwała jedynie bratanica, zdeterminowana, aby wyjaśnić co się z nim stało, mimo szykan i muru milczenia.

Dopiero w 2015 r. udało się zidentyfikować szczątki kapłana i przenieść je uroczyście z udziałem tysięcy pielgrzymów do kościoła w Czyhoszczy. W diecezji Hradec Králové rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Toufara, w którym ważne miejsce zajmą materiały zgromadzone przez Doležala w czasie pracy nad książką. Dzięki niej postać ta stała się bliska wielu Czechom. Teraz ma szansę stać się bliska także polskim czytelnikom.

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.