Ścigany

Marcin Jakimowicz

publikacja 16.03.2019 05:30

Ta operacja wymaga chirurgicznej precyzji. Bóg nienawidzi grzechu, ale kocha grzesznika. W jaki sposób oddzielić grzech od uwikłanego w niego delikwenta, by nie było strat w ludziach?

Widzimy jedynie czubek góry lodowej. Wzrok Boga sięga głębiej − dostrzega źródło grzechu, jego korzenie, nasze zranienia i bolesne pęknięcia, które sprawiają, że lądujemy na manowcach. istockphoto Widzimy jedynie czubek góry lodowej. Wzrok Boga sięga głębiej − dostrzega źródło grzechu, jego korzenie, nasze zranienia i bolesne pęknięcia, które sprawiają, że lądujemy na manowcach.

Wariat, łajdak, karierowicz, kretyn, zdrajca. Mam wymieniać dalej? Lista warczących wyrazów jest długa. Szufladkujemy, odsyłamy ludzi z etykietką. Niemiłosiernie osądzamy, nie pozostawiając często na oskarżonych suchej nitki. A Bóg? Potępia grzech, ale nigdy nie przekreśla uwikłanego w niego człowieka.

Proszę wstać, sąd idzie

Widzimy jedynie czubek góry lodowej. Wzrok Boga sięga głębiej − dostrzega źródło grzechu, jego korzenie, nasze zranienia i bolesne pęknięcia, które sprawiają, że zamiast słuchać Tego, który powiedział „jestem drogą”, zaczynamy krążyć własnymi ścieżkami i często lądujemy na manowcach. Bóg widzi tę sytuację w całości, my dostrzegamy jedynie kilka puzzli skomplikowanej układanki.

Konkretny przykład? Proszę bardzo. Uczeń liceum zostaje wyrzucony ze szkoły. Pobił kogoś na ulicy. W głowach tworzymy precyzyjny akt oskarżenia. Po latach chłopak opowiada, że gdy wrócił do domu, został agresywnie potraktowany przez ojca, a ponieważ nie potrafił mu oddać, odreagował na pierwszej osobie, która weszła mu w drogę. Ława oskarżonych powiększa się. Agresywny ojciec zostaje uznany w naszym prywatnym procesie za winnego. Gdybyśmy jednak pogrzebali w jego „aktach”, okazałoby się, że kilkadziesiąt lat wcześniej walczył w Narodowych Siłach Zbrojnych. Widział katowanych kolegów uznanych przez władze za zdrajców. Sam wylądował w więzieniu we Wronkach, z którego wyszedł jako wrak człowieka. Uciekł w alkohol. To nie historia wyssana z palca, ale CV jednego ze znajomych kaznodziejów. Kto jest winien? Chłopak wyrzucony ze szkoły? Jego ojciec? Komuniści, którzy złamali mu życie?

Gdzie oni są?

„Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?” – pytał Jezus tę, którą przyłapano na cudzołóstwie. A potem dodał: „I ja ciebie nie potępiam”. Nie powiedział: „Grzesznico, gdzież oni są?”. On naprawdę pamięta o tym, że jesteśmy prochem.

„Bóg wciąż na nowo gotów jest przebaczać i usprawiedliwiać grzesznego człowieka. Jakby Chrystus chciał objawić, że miarą wyznaczoną złu, którego sprawcą i ofiarą jest człowiek, jest ostatecznie Boże Miłosierdzie” – wyjaśniał w wywiadzie rzece „Pamięć i tożsamość” Jan Paweł II, a w 1997 r., gdy zawierzał losy ludzkości i Kościoła Bożemu Miłosierdziu, dodał: „Nic tak nie jest potrzebne człowiekowi, jak miłosierdzie Boże, owa miłość łaskawa, współczująca, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga”.

– Pan Bóg ma taki styl: po wygnaniu Adama i Ewy nie pozwolił, by marzli, ale „sporządził dla mężczyzny i jego żony odzienie ze skór i przyodział ich” – wyjaśnia o. Maciej Szczęsny, jezuita. – Bardzo porusza mnie identyfikowanie się Boga z grzesznikami. Weźmy historię Judasza: akceptuje go z jego kradzieżami, agresją w stosunku do Marii w Betanii, aż po planowanie zdrady w Wieczerniku i samą zdradę. Zwraca się do niego słowami: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. Bóg czyni się opiekunem, obrońcą Kaina (bratobójcy, mordercy), ogłasza go jakby swoim krewnym, którego każdą krzywdę pomści. Dowód? „»Skoro mnie teraz wypędzasz z tej roli, i mam się ukrywać przed tobą, i być tułaczem, i zbiegiem na ziemi, każdy, kto mnie spotka, będzie mógł mnie zabić!«. Ale Pan mu powiedział: »O, nie! Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną pomstę poniesie!«. Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka”. (Rdz 4,14-15). Identyfikację Boga z grzesznikiem potwierdzają też mocno słowa Jezusa. Po wyliczance: kto karmi głodnego, poi spragnionego, przyjmuje bezdomnego, odziewa nagiego, odwiedza chorego… nagle dopowiada: „byłem w więzieniu, a nie odwiedziłeś Mnie”. Tak jakby chciał zaznaczyć: jestem w każdym drugim człowieku. Kluczem jest miłość. Zawsze.

Tak często oburzamy się, że Pan Bóg kocha grzeszników. A jeśli mamy pięcioro dzieci, którym każdego dnia tłumaczymy, by uważały przy szosie, po której pędzą tiry, i jedno z nich nie posłucha i leży poranione, to nad którym pochylimy się z największą troską? Nad czworgiem, które się grzecznie bawi? Nad zmasakrowanym grzesznikiem! A inne, zdrowe dzieci nie będą miały o to żalu. Jezus nie zwraca się do Samarytanki: napiję się, jeśli przestaniesz żyć na kocią łapę. On prosi: „daj Mi pić”. Wchodzi w relację i mówi: znam twoje pragnienia. Co wcale nie znaczy, że usprawiedliwia życie na kocią łapę! Już św. Augustyn pytał, czy dochodzimy do miłości przez prawo, czy przez miłość do prawa. I odpowiadał: właściwy jest ten drugi kierunek.

Nie wiedzą, co czynią

Na krzyżu Syn Boży usprawiedliwia oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,33). Jakby wyjaśniał: nie rozpoznali Mnie. Gdyby było inaczej, „nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (por. 1 Kor 2,8). Po latach Piotr będzie usprawiedliwiał swój naród: „Wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości” (Dz 3,17). „Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie” – wyjaśniał Jezus Faustynie. „Zapominam o goryczach, którymi poili moje serce, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie mojej ręki. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję [się] w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przez głos Kościoła”.

Lektura „Dzienniczka” jest skutecznym lekarstwem na wszechobecny hejt. Jak bardzo zmienia perspektywę dopisanie do rzeczownika „grzesznicy” przymiotnika „biedni”. „Kiedy konałem na krzyżu, nie myślałem o Sobie, ale o biednych grzesznikach i modliłem się do Ojca za nimi” – opowiadał Jezus mistyczce ze Świnic Warckich. Sama siostra Kowalska przejęła tę narrację: „Jezu, Prawdo Wiekuista, Żywocie nasz, błagam i żebrzę miłosierdzia Twego dla biednych grzeszników. Najsłodsze Serce Pana mojego, pełne litości i miłosierdzia niezgłębionego, błagam cię za biednymi grzesznikami. O serce Najświętsze, Źródło Miłosierdzia, z którego tryskają promienie łask niepojętych na cały rodzaj ludzki, błagam Cię o światło dla biednych grzeszników”.

Proces

Od lat fragmentem, który powstrzymuje mnie od sadzania innych na ławie oskarżonych, jest ten z Listu św. Jakuba: „Gdy archanioł Michał, tocząc rozprawę z diabłem, spierał się o ciało Mojżesza, nie odważył się rzucić wyroku bluźnierczego, ale powiedział: »Pan niech cię skarci!«” (Jud 1,9). Książę niebieskich zastępów, walcząc z przeciwnikiem z piekła rodem, powiedział: nie osądzam cię. Nie chciał oskarżać demona, pozostawił to Bogu. Przypominam sobie również, kogo Biblia nazywa „oskarżycielem”.

– Wedle Tomasza z Akwinu absolutnie wszystko, co stworzył Bóg, było dobre, to znaczy pełne Jego dobroci i ukierunkowane na obdarowywanie dobrem. Natura jest dobra. To punkt wyjścia – wyjaśnia o. Tomasz Gałuszka, dominikanin. – Święty Tomasz jest do tego stopnia konsekwentny, że mówi wprost, że nawet diabeł z natury jest dobry. Przez to jednak, że Bóg dał nam wolną wolę, możemy odrzucić to, co w nas dobre, powiedzieć dobru: nie. Jeśli tak czynimy, niczego nie stwarzamy, lecz jedynie blokujemy własne szczęście, rozwój, doskonałość. Każdy grzech wynika z tego, że człowiek mówi dobru: nie. Idzie w złym kierunku. Właściwą reakcją jest ukierunkowanie z powrotem na dobro. Znakomicie oddaje to słowo „nawrócenie” – powrót na właściwą drogę. Człowiek robi wiele rzeczy, by się unieszczęśliwić. Grzechu, odchodzenia od Boga nie można „chcieć widzieć”, czyli trzeba go (dosłownie) nie-na- widzić. Tomasz podaje definicję miłości: „Chcieć dobra drugiego i żeby był”. Odwrotność? Nie chcę, by był, by zaistniał. Dlatego Bóg, który kocha naturę, nienawidzi (nie chce widzieć) wszystkiego, co niszczy w niej dobro. Nienawidzi grzechu. To logiczne: im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej nie chcemy tego wszystkiego, co tę osobę niszczy.

Zawieszenie broni

Ten, który nienawidzi grzechu, kocha pogrążonego w nim człowieka. – Bóg nie ma żadnych złudzeń co do naszej kondycji i stosunku, jaki do Niego żywimy – przypomina abp Grzegorz Ryś. – A pomimo tego przychodzi pielęgnować rany swoich wrogów. Przepaść nienawiści może zostać zasypana wyłącznie przez osobiście przeżyty moment, w którym otwierasz oczy i widzisz, że zachowałeś swoje życie tylko dzięki pomocy Tego, któremu się sprzeciwiałeś, Tego, którego wziąłeś za swojego wroga. Dzieje się tak bez żadnej zasługi z naszej strony, a nawet bez prośby lub błagania.

„Cierpliwe znoszenie własnej słabości, miłosierna postawa względem siebie samego chroni nas przed popadnięciem w rozpacz. Nie oznacza to oczywiście przyzwolenia na bagatelizowanie swoich grzechów. Musimy wypowiedzieć im bezkompromisową wojnę. W tej sferze nigdy nie doczekamy się zawieszenia broni” – wyjaśnia Johannes Hartl z Domu Modlitwy w Augsburgu. „Jednak tym, co mnie trwale wewnętrznie zmienia, jest kochająca akceptacja, jaką obdarza mnie Bóg. Mogę jej doświadczyć, jeśli sam siebie z miłością zaakceptuję, przyznając, że wprawdzie mogę i powinienem kroczyć za Bogiem, ale tylko Jego dotknięcie może dogłębnie przemienić moje serce. Człowiek jest jak cebula. A Bóg wchodzi coraz głębiej. Warstwa po warstwie – bo Jemu chodzi o nasze serce”.

Bóg ściga grzesznika. Miłosierdziem.