Prorok

Ksiądz Blachnicki do egzaltowanych mówców nie należał. Ważne było nie jak, ale co mówił.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Rocznica śmierci Sługi Bożego Księdza Franciszka Blachnickiego w tym roku niemalże nie została zauważona. Podobnie jak zakończona w niedzielę Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie. Szkoda, bo ta ostatnia wpisała się w nurt tak zwanych tematów gorących, podejmując temat wolności chrześcijańskiej. Zaległości jednym komentarzem nie da się nadrobić. Pozostaje mieć nadzieję, że zainteresowani, i nie tylko, zajrzą na oficjalna stronę Ruchu, by odświeżyć sobie życiorys i zapoznać się z referatami, jakie zostały wygłoszone w Częstochowie.

Oaza to część życia, a dla wielu życie, odkryte dzięki osobistemu charyzmatowi jej Założyciela. Składa się nań doświadczenie spotkania z Jezusem, przebyta droga ku dojrzałej wierze, ale i szereg wspomnień, sytuacji, urywków konferencji, przeżytej w kaplicy (dziś kościele) Dobrego Pasterza liturgii, będących – patrząc z perspektywy czasu – smugą światła, prowadzącą do przyjęcia zasady życia, jaką są Drogowskazy Nowego Człowieka (taki – można powiedzieć – oazowy dekalog).

Piszący te słowa po raz pierwszy spotkał księdza Franciszka Blachnickiego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Przyznam, nie słyszałem o nim przed wyjazdem na pierwszą oazę. Zresztą ostatni termin też mi nic nie mówił. Gdy pytałem o co chodzi usłyszałem, że dowiem się na miejscu. Ta aura tajemniczości z perspektywy lat oczywiście jest zrozumiałą. Zaraz po przyjeździe na Sewerynówkę dowiedzieliśmy się którędy uciekać w góry gdyby pod domem zjawiła się milicja. Jakoś nie przyjechała, natomiast w pamięci pozostał ślad dwóch spotkań. Najpierw na Kopiej Górce, później na porannej liturgii w kaplicy Dobrego Pasterza.

Ksiądz Blachnicki do egzaltowanych mówców nie należał. Ważne było nie jak, ale co mówił. Trzy punkty chyba do końca życia pozostaną w mojej głowie. O wychylającej się z błota dwa razy w roku żabie i wierzących, dla których stan grzechu stał się normalnością, a nienormalnością świąteczny stan łaski. O potrzebującej liderów wspólnocie chrześcijańskiej, bez której religijność masowa nie ma szans na rozwój i zakorzenienie. I o konieczności pójścia w głąb. „Trzeba zatrzymać rozwój oazy – mówił wówczas – bo w tym roku na rekolekcjach było nas cztery tysiące. A masówka jest śmiercią oazy.”

Kilka dni później była wspomniana Eucharystia. Wbrew temu, co wielu mówi i pisze, nie mająca nic wspólnego z eksperymentami i nowinkarstwem. Sługa Boży dbał o wierność Kościołowi. Dał temu wyraz w ostatnim przesłanym do Polski tekście, odczytanym jako duchowy testament na Kongregacji Odpowiedzialnych w 1987 roku. „Nie można sprawować tajemnicy zbawczego posłuszeństwa Jezusa w duchu nieposłuszeństwa Kościołowi, który jest Jego Ciałem.” Urok wspominanej tu Eucharystii nie polegał jednak na bezdusznej wierności rubrykom. Ona urzekała pięknem celebracji. Po raz pierwszy uczestniczyłem w zgromadzeniu liturgicznym śpiewającym na głosy. „Od dawna szukam twarzy, drogiej twarzy mego Pana..” Już tylko kilka minut dzieliło od momentu, gdy można było w sercu powiedzieć: „To jest Pan!”

Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku można było usłyszeć, że oaza się przeżyła. Pozory mogły mylić. Do roku 1989 Ruch miał parasol ochronny Konferencji Episkopatu. Stąd każdy wyjeżdżający z grupą dzieci czy młodzieży zgłaszał w kurii (i dostawał stosowne zaświadczenie), że wyjeżdża na oazę (choć często z oazą wyjazd nie miał nic wspólnego). Później to już nie było potrzebne. Pojawiły się także nowe możliwości, a wraz z nimi nowe rzeczywistości kościelne, inne ruchy i stowarzyszenia. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę ile ich jest w polskim Kościele. Blisko sto ruchów i stowarzyszeń, kilka milionów weń zaangażowanych, jest czym się chwalić i zachwycać. Co nie znaczy, że w tej plejadzie i różnorodności oaza gdzieś się rozpłynęła. Przeciwnie. Uczestnicy rekolekcji z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dorośli, założyli rodziny i dziś stanowią najbardziej dynamicznie rozwijającą się gałąź Ruchu – Domowy Kościół. Obecny nie tylko w Polsce, ale i kilkunasty innych krajach. To dobry znak. Po nim, po owocach, poznajemy siłę ducha stojącego u początków proroka i wielkość jego dzieła.