Grupa Jolanty

Agata Puścikowska

publikacja 02.02.2019 06:00

Czy skromna zakonnica jest w stanie zbudować wielkie centrum? Owszem. O ile ma świetną grupę wsparcia.

Gdy jest pasja i radość tworzenia, można niemal wszystko... Henryk Przondziono /foto gość Gdy jest pasja i radość tworzenia, można niemal wszystko...

Grupa to ziemska i nieziemska jednocześnie. Działająca, zbierająca, budująca i modląca się. I błogosławiąca. Bo gdy s. Jolanta Glapka ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa Sacré Coeur mówiła wiele lat temu, że trzeba zbudować wielki ośrodek, który będzie ratował byłych narkomanów i stanie się miejscem profilaktyki uzależnień, niektórzy pukali się w czoła, inni odwracali się plecami. Ale ponieważ to dzieło ludzkie, ale z wolą Bożą i błogosławieństwem dobrej patronki, to za chwil kilka rozpoczyna działalność. Cud? Działanie grupowe prawych rąk s. Joli.

Koniec wieńczy dzieło

Młodzieżowe Centrum Rozwoju Artystycznego i Duchowego w Legionowie. Dom robi wrażenie. Nowoczesny, wykończony ze smakiem. Widać go z daleka. To dobrze, bo szybko zobaczą go potrzebujący z Legionowa i z całej Polski. Na razie ostatnie szlify, kupowanie wyposażenia, mebli, krzeseł, talerzyków, kubków. Fajna robota, mimo że żmudna. Zakupowy koniec wieńczy wieloletnie starania.

Przestronny hall, niebawem obok powstanie kawiarnia. Meble na zamówienie już się robią. W kawiarni osoby niegdyś wykluczone i zagrożone uzależnieniami, przemocą, bólem i strachem będą się uczyć parzyć najlepszą kawę w Legionowie, rozmawiać z klientami i zachęcać do przepysznej bezy. Praca daje najlepszą z możliwych naukę nowego życia. No i pasja. Ale o tym za chwilę.

W salce, która na razie jest miejscem dowodzenia, a w przyszłości będzie recepcją, stoi wielki obraz Matki Bożej Wniebowziętej. W industrialnym wnętrzu domu trochę ta Madonna retro… Ale jest u siebie, mimo że trafiła tu przypadkiem. – Jedna pani zadzwoniła i stwierdziła, że przyniesie nam Jezusa Miłosiernego. Przyniosła… Madonnę Wniebowziętą – opowiada s. Jolanta. – Nam Matka będzie błogosławić…

I już błogosławi. Bo czy bez błogosławieństwa z góry możliwe jest stworzenie Centrum Integracji Społecznej, czyli miejsca, w którym bezrobotni, wykluczeni, nieprzystosowani społecznie, uzależnieni będą mogli znaleźć pracę i nauczyć się zawodu? – Będziemy tu szkolić w wielu profesjach. Nasi podopieczni nauczą się fachu menedżerskiego czy zaopatrzeniowca. Będziemy serwować świetną kawę w dobrym towarzystwie – zachwala szefowa CIS-u, prawa ręka s. Jolanty, Anna Sokołowska.

Centrum w Legionowie rusza już niebawem.   Henryk Przondziono /foto gość Centrum w Legionowie rusza już niebawem.

Ale tych prawych rąk jest więcej: Roger, były pacjent ośrodka dla uzależnionych w Anielinie, w którym s. Jola pracowała jako psycholog, Sebastian, przyjaciel ze wspólnoty, niegdyś uzależniony, panie Agnieszka, Ania i Iwona, które całe serce, ręce i głowę oddały budowie i ośrodkowi. I wiele, wiele innych. – Nasi podopieczni będą mogli przebywać w ośrodku, mieszkać w hostelu oraz pracować w warunkach ochrony i wsparcia do dwóch lat. To ważne, by po wyjściu z ośrodka leczenia uzależnień nie wracali od razu do swoich środowisk, ale zmieniali swoje życie, wchodzili w społeczeństwo, stawali na nogi – tłumaczy Iwona Malinowska, która będzie opiekować się hostelem.

– Właśnie na tym mi zależało: by osoby po terapii miały swoje miejsce, inaczej cała kuracja często na nic – opowiada s. Jolanta. – Widziałam to wielokrotnie: osoby uzależnione przechodziły leczenie, chciały żyć w trzeźwości, ale potem nie miały alternatywy i wracały do starego środowiska, a więc i starych nawyków. Dlatego w ośrodku będą mieszkać, pracować zawodowo i nad sobą pod czujnym okiem terapeuty uzależnień, specjalisty od resocjalizacji. No i matki Józefy…

Siostra Józefa

Chyba nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie siostra Józefa Menendez. Szczera przyjaciółka s. Joli, ale i wszystkich wykluczonych oraz pogubionych czekających na Boże miłosierdzie. – Być może to właśnie s. Józefie będzie poświęcona nasza ośrodkowa kaplica – mówi s. Jolanta, prowadząc do tejże.

Jeszcze niewykończona, jeszcze pachnie farbą, jeszcze potrzebne piękne witraże i ktoś, kto je zasponsoruje. Ale już można się modlić o dalszy rozwój ośrodka. I za tych wszystkich, których tutaj Jezus Miłosierny przyprowadzi. Będzie tu wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. A tabernakulum będzie się znajdowało w Jezusowym przebitym boku… – Siostra Józefa to założycielka naszego zgromadzenia. Wiem, że upodobała sobie nasz ośrodek, bo przez lata budowy, gdy działo się źle i naprawdę można było załamać ręce, ona czuwała. I ratowała z opresji – wspomina s. Jolanta. – Siostra Józefa pisała dużo o piekle, a przecież dla narkomana i jego rodziny nałóg to piekło. Józefa ostrzegała przed piekłem, pokazywała, jak żyć, by doświadczyć Bożego miłosierdzia. Ośrodek to również jej dzieło.

Siostra Jolanta wspomina dość dramatyczne chwile, gdy udało się zbudować pierwsze piętro i wtedy… robota zupełnie utknęła. Nie działo się nic, znikąd pomocy i potrzebnych środków. – Zaczęłam odmawiać Nowennę do Józefy Menendez, a krótko po jej zakończeniu państwo Waksmundzcy postanowili wybudować całe drugie piętro! Dla mnie to był widoczny znak opieki matki Józefy. Od tamtej pory nowennę do niej odmawiam cały czas. Kończę jedną, zaczynam drugą. Matka musi wiedzieć o potrzebach swoich dzieci – śmieje się s. Jola. – A ja poprzez ośrodek będę głosić jej orędzie o dobroci i miłosierdziu. Przecież to sam Jezus mówił jej o grzesznikach, o tym, że warto się nad nimi pochylać i ratować ich, o swoim przebitym boku, z którego płyną wielkie łaski…

Kiedy 25 lat temu w Rzymie s. Jola składała śluby wieczyste, obyczajem sióstr swojego zgromadzenia modliła się o odkrycie nowego, Bożego imienia. Takiego, które będzie wyznaczało jej drogę i błogosławiło na życiowe wybory i działania. – Modliłam się, modliłam, rozeznawałam… I w końcu odkryłam to imię: „Przyprowadzająca ludzi do przebitego boku Jezusa”. Zdziwiłam się, bo takie długie i niezrozumiałe. Dopiero teraz, po latach, gdy ośrodek rusza, wszystko się zgadza. Imię otrzymałam adekwatne.

W działaniu

W niedalekich planach ośrodka jest stworzenie wytwórni zabawek z drewna, by można było nauczyć podopiecznych stolarki. Prawdopodobnie będzie też myjnia ręczna, bo w Legionowie taka jest potrzeba. Marzeniem s. Joli jest również stworzenie warsztatów samochodowych na tyłach ośrodka. Na razie jest to niewykonalne, bo ziemia, na której mogłyby powstać, nie należy do centrum. Ale od czego modlitwa i dobra patronka? Może i to się kiedyś uda? – Będziemy się musieli częściowo samodzielnie utrzymać, bo pieniędzy z finansowania miejskiego i ze starostwa wystarczy tylko na pół roku.

Na terenie centrum będzie też niewielka wspólnota sióstr Sacré Coeur. To one razem z podopiecznymi będą codziennie wspólnie przygotowywać posiłki, siadać do stołu, modlić się. – Będą dyżury w kuchni i będziemy się uczyć gotować – śmieje się s. Jola. – Dla niektórych z naszych podopiecznych z pewnością będzie to spore wyzwanie.

Mimo że ośrodek jeszcze formalnie nie rozpoczął działalności i dopiero w tym roku ruszy pełną parą, od dawna dzwonią już chętni, by w nim zamieszkać. Kontaktują się też rodziny osób uzależnionych, wykluczonych, niedostosowanych społecznie, szukając ratunku dla bliskich. – To pokazuje, jak ogromna jest potrzeba, by placówka działała – kwituje pani Małgosia Niemczyk, (kolejna) prawa ręka siostry Joli. Na co dzień zajmuje się też Sklepem Charytatywnym Niebo na warszawskiej Pradze, z którego dochód zasili funkcjonowanie ośrodka.

Pasja życia

Centrum to ukoronowanie ponad 20-letniej pracy s. Joli z osobami wykluczonymi i uzależnionymi. Co łączy ich wszystkich? Wbrew temu, co może się wydawać postronnym, nie chęć autodestrukcji czy „patologia” w wywiadzie. To wielka wrażliwość, ale także… pasja tworzenia, zdolności i talenty, które nie zawsze zostały docenione i odkryte. Albo zostały odkryte, ale wraz z narkotykami i o wiele za późno. – Narkomani, osoby uzależnione to ludzie o wielkiej wrażliwości, czy raczej nadwrażliwości, bardzo doświadczeni przez los, ale i bardzo utalentowani. Dlatego najlepszą terapią i działaniem profilaktycznym jest rozwijanie talentów, pasji. I na tym się będziemy skupiać, bo przecież w ośrodku będzie działać studio nagrań – cieszy się s. Jola. – Ponadto będzie tu wychowanie patriotyczne, przybliżanie do Boga. Profilaktyka najszersza z możliwych. I jednocześnie zapobieganie nawrotom wśród osób uzależnionych.

Siostra Jola przypomina, że narkomania to choroba z nawrotami. – Jeśli uzależniona osoba, nawet po odwyku, nie pracuje nad sobą i się nie rozwija, to nawrót przyjdzie. Nie ma innej możliwości. U nas, pod bezpiecznym parasolem ochronnym, z ciągłą pracą i wsparciem, kontrolą trzeźwości łatwiej nauczyć się od początku dobrych nawyków, ról społecznych, zadań na trzeźwe życie w przyszłości. Będziemy współpracować z firmami, które zatrudnią naszych pełnych pasji i umiejętności podopiecznych po wyjściu z ośrodka – mówi z nadzieją s. Jola.

Sebastian (kolejna prawa ręka s. Joli), terapeuta domu: – Dla mnie ten ośrodek to kwin- tesencja mojej życiowej drogi. Sam doświadczyłem uzależnień i teraz chcę pomóc innym w podobnej sytuacji. Ja ich rozumiem. Wiem, jak ważne jest wyjście z trudności poprzez pasje, jak ważne jest dawanie nadziei, by mogli rozwijać talenty. To, co głęboko zakopane, można u nas odkopać i odnaleźć tego sens.

Anna Sokołowska: – Całe życie marzyłam, by służyć innym. To jest właściwe miejsce. Kocham młodych, a ten ośrodek jest dla młodych. Są fantastyczni, mimo że z problemami. Nasza grupa pomoże w dobrym wzrastaniu…

Iwona Malinowska: – Na górze bezpieczny dom. Na dole praca. Obok kaplica i modlitwa. Będziemy się starać, by nasi podopieczni wchodzili w nowe życie w spokoju i w wewnętrznej równowadze.

– Przed nami wyjątkowy nowy rok. Trudny i piękny. Rok wielkich zmian – podsumowuje s. Jola. Z taką grupą wsparcia, ludzkiego i nie tylko, wszystko musi się udać.