Myśleli, że Polska to dziki kraj

Agnieszka Gieroba

Gość Lubelski 2/2019 |

publikacja 28.01.2019 06:00

Kiedy bp Karol Lavigerie przybył do Algierii, był pewien jednego − trzeba zgromadzenia, które będzie pracować na rzecz Afryki. Przez 150 lat do tej pracy dołączyli ludzie z różnych stron świata. Także z Polski z Lublina.

Siostry Małgorzata Popławska i Anafrida Biro z lubelskiego zakonu. Agnieszka Gieroba /Foto Gość Siostry Małgorzata Popławska i Anafrida Biro z lubelskiego zakonu.

W XIX wieku Algieria była francuską kolonią, dlatego zgromadzenia, które w tym czasie pracowały na terenie tego kraju, swoją działalność prowadziły na rzecz mieszkających tam Francuzów. Nie było żadnej wspólnoty, która niosłaby Chrystusa Algierczykom czy innym mieszkańcom Afryki. Ponadto w 1867 roku straszliwy głód i towarzyszące mu epidemie zdziesiątkowały ludność. Setki sierot przynoszono samemu arcybiskupowi, który przyjął je wszystkie i powierzył opiece księży i sióstr. Dlatego w roku 1868 powołał Zgromadzenie Misjonarzy Afryki, a zaraz potem Sióstr Misjonarek NMP Królowej Afryki.

Potrzebna kobieta

− Chodziło o to, by pójść do ludzi i z nimi być. Najpierw ojcowie biali szli do Algierczyków, ale szybko okazało się, że w kraju muzułmańskim mężczyzna nie może wejść do domu, gdzie mieszkają niezamężne kobiety, a tym bardziej z nimi rozmawiać. Stało się jasne, że potrzeba kobiet. Sam Karol Lavigerie miał doświadczenie, ile znaczy obecność wierzącej kobiety. Pochodził z niewierzącej rodziny, ale miał wierzącą nianię, która tak zachwyciła go Jezusem, że został kapłanem. Zaprosił więc do Algierii chętne do pracy na misjach dziewczęta, które miały zająć się sierotami, prowadzić szkoły, uczyć kobiety szycia czy innych czynności pozwalających się im utrzymać − opowiada s. Małgorzata Popławska, od 2009 roku posługująca w zgromadzeniu sióstr białych.

Czas pokazał, że spełniły się słowa bp Lavigerie, który mówił: „Algieria jest bramą otwartą przez Opatrzność na kontynent dwustu milionów dusz. I to tu przede wszystkim trzeba wypełniać apostolat katolicki”.

− Początki nie były łatwe. Osiem dziewcząt, które przyjechały z Francji, myślało, że dołączają do jakiegoś już istniejącego zgromadzenia. Na ich pytanie, gdzie są inne siostry, usłyszały, że one są pierwsze. Czekała je niezwykle ciężka praca, ubóstwo i niewygody. Wieść o nowych misjonarkach szybko jednak rozniosła się po Europie i do Algierii zaczęły przyjeżdżać dziewczęta z różnych krajów, by dołączyć do wspólnoty – opowiada s. Małgorzata.

Ojcowie i siostry rozeszli się po różnych krajach afrykańskich, niosąc pomoc ich mieszkańcom. Oprócz placówek w Afryce zgromadzenie ma domy także w Europie. Są to centra powołań na rzecz Afryki. W Polsce swój dom zarówno ojcowie, jak i siostry białe, mają w Lublinie.

Z Tanzanii do Polski

Siostra Anafrida Biro pochodzi z Tanzanii. Jest siostrą białą misjonarką Afryki. Od 2010 roku mieszka w Polsce, dając świadectwo o potrzebie głoszenia Chrystusa w jej rodzinnych stronach. −

Pierwszy raz spotkałam siostry, mając 12 lat. Byłam chora i leżałam w szpitalu, gdzie posługiwały. To wtedy pomyślałam, że chciałabym być taka jak one, ale nie było to nic konkretnego. Po kilku latach do naszej szkoły została zaproszona misjonarka Afryki. Opowiadała o zgromadzeniu i pracy sióstr. Kiedy tego słuchałam, miałam jasne odczucie, że to jest moje miejsce – opowiada s. Anafrida.

Po maturze pojechała do Arusha – miasta w Tanzanii, gdzie znajduje się dom dla postulantek i nowicjat. – Po rozmowie z siostrami wiedziałam, że chcę wstąpić do zgromadzenia, ale postanowiłam najpierw skończyć studia. Zostałam nauczycielką biologii i chemii, a że nasze zgromadzenie prowadzi w Afryce także szkoły, mogłam wykorzystać swój zawód – opowiada siostra.

Po złożeniu ślubów skierowano ją do pracy w Mauretanii. – W pierwszej chwili musiałam zajrzeć do atlasu, by sprawdzić, gdzie to jest. Potem przyszło zaskoczenie, bo tam mówi się po francusku, a ja znałam tylko angielski, ale spakowałam się i byłam gotowa do drogi. Nauczyłam się języka i przez pięć lat pracowałam wśród muzułmanek, które do nas, sióstr katolickich, mają ogromne zaufanie i przychodzą z różnymi swoimi problemami. Któregoś dnia dostałam jednak list, w którym znajdowała się propozycja matki przełożonej, bym pojechała do Polski. Znów musiałam wziąć atlas, by sprawdzić, gdzie to jest. Nigdy nie miałam ambicji, by wyjechać do Europy. Chciałam pracować w Afryce dla Afryki, ale zrozumiałam, że tu w Europie też mogę pracować dla Afryki, pomagając dziewczętom w odczytywaniu misyjnego powołania – opowiada.

Kiedy rodzina Anafridy dowiedziała się, że jedzie do Polski, była przerażona. – To był kwiecień 2010 roku, kiedy nastąpiła katastrofa smoleńska. Moja mama była przekonana, że Polska to dziki kraj, gdzie zabija się ludzi w samolotach. Myślała, że jak tu przyjadę, to nie wrócę żywa. Musiało upłynąć dużo czasu, żeby przekonali się, że Polska jest bezpieczna, a mnie nic nie grozi. Dziś wszyscy w mojej rodzinie w Tanzanii są wielbicielami Polski, a gdy ostatnio Polacy przegrali jakiś ważny mecz, mój siostrzeniec tak płakał, że wszyscy myśleli, że znów wydarzyła się jakaś katastrofa – opowiada s. Anafrida.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.