Kolędowa opowieść o misjach

ks. Tomasz Lis

publikacja 09.01.2019 18:51

Kolędowa opowieść o misjach Archiwum misjonarza Jasełka w Papui Nowej Gwinei

Ośmiu misjonarzy z naszej diecezji posługuje w pięciu krajach na trzech kontynentach. Dwóch posługuje w Ekwadorze, jeden w afrykańskim kraju Botswana, trzech w Republice Południowej Afryki i pochodzący z Woli Raniżowskiej bp Jan Ozga pełni posługę w Kamerunie. Na misjach posługują także misjonarze świeccy, dwie wolontariuszki z Zarzecza pracują z dziećmi w Ugandzie.

W najbliższą niedzielę w Radomyślu nad Sanem odbędzie się spotkanie kolędników misyjnych, czyli dziecięcych grup jasełkowych, które kultywują bożonarodzeniową tradycję kolędniczą i wspierają misje. Razem z małymi kolędnikami pamiętajmy o naszych misjonarzach.

Gdy u nas nareszcie zima posypała śniegiem w naszej misyjnej wędrówce odwiedzimy ks. Grzegorza Kasprzyckiego, posługującego w dalekiej i tropikalnej Papui Nowej Gwinei.

- Tutaj jedyną przedświąteczną gorączką było gorące i wilgotne tropikalne powietrze. Życie ludzi toczy się zwyczajnym rytmem wschodów i zachodów słońca. W adwencie odwiedziłem wszystkie moje kaplice i mieszkańców wiosek. Parafianie wraz z katechistami i liderami wspólnot budowali bożonarodzeniowe szopki. Jednego, co brakowało to zapach choinki i migocących światełek. Atmosfera jednak jest taka sama, radość z narodzin Zbawiciela. W ciągu bożonarodzeniowej oktawy odwiedziłem ponownie wszystkie wspólnoty z Mszą świętą, podczas których błogosławiłem wszystkie dzieci. Po Mszy św. każde z nich otrzymało świąteczny prezent, czyli słodkości. Pozdrawiam serdecznie wszystkich kolędników misyjnych, którzy odwiedzając rodziny i domu przypominają także o pracy misjonarzy. Dzieci z mojej parafii w Papui Nowej Gwinei w te święta także przygotowały jasełka, łącząc się w ten sposób z każdą kolędniczą grupą - podkreślał ks. Grzegorz Kasprzycki. Jak opowiada, święta spędził z innym polskim misjonarzem, pracującym w pobliskiej parafii.

Papuaskie bezdroża

W Papui Nowej Gwinei wraz z nowym rokiem rozpoczyna się pora deszczowa. Pracujący tam nasz misjonarz ks. Grzegorz Kasprzycki opowiada, że kilkudniowy deszcz o tej porze roku nikogo tutaj nie dziwi, a z drugiej strony jest to zapowiedź dobrych urodzajów. Niestety padający deszcz nie ułatwia pracy misjonarza. Wezbrane potoki a nawet utworzone z nich rwące rzeki utrudniają dotarcie do wielu wiosek, które misjonarz odwiedza z posługą kapłańską.

- Przez pierwszy rok mojej posługi misyjnej w Papui w diecezji Kimbe docierałem do moich wiernych zamieszkujących wioski pieszo. Parafia jest rozciągnięta na 50 km. Do najdalszej wspólnoty mam 20 km. Chodzenie było bardzo wyczerpujące. W czasie przygotowań do świąt Bożego Narodzenia i samych świąt dzięki pieszym wędrówkom „gubiłem” do 20 kg wagi. Doświadczyłem też, że zmęczony misjonarz nie jest dobrym świadkiem Radosnej Nowiny, bo po 10 km marszu, z perspektywą pieszego powrotu, trudno o radość - opowiada misjonarz.

Dzięki dofinansowaniu Miva Polska, Diecezji Sandomierskiej i papuaskim parafianom mógł zakupić samochód terenowy, co ułatwia dotarcie z posługą do najdalszych wiosek.

- Nasza diecezja ma duże problemy komunikacyjne. Zachodnia Nowa Brytania posiada sieć dróg tylko na północnym wybrzeżu południe odcięte jest od świata. Jedynym środkiem transportu jest łódź motorowa. Dodatkowym utrudnieniem są pory roku. W Papui pora sucha i deszczowa występują równocześnie. Gdy na północy wyspy jest słońce to na południu leje obfity deszcz. Chcąc nie chcąc przez pierwszą część dogi mocne słońce a potem deszcz i duże fale, papuańskie rodeo - opowiada ks. Grzegorz.

Siła maryjnej modlitwy

Jak podkreśla misjonarz trudności komunikacyjne są dużo łatwiejsze do rozwiązania niż te duchowe lub między ludzkie konflikty, które w Papui wybuchają bardzo często.

- Jesienią na pograniczu mojej parafii wybuchły lokalne waśnie, których owocem była śmierć jednej osoby, kolejna została postrzelona, a jeszcze inna pocięta maczetą. Wiele osób w obawie przed utratą życia uciekło do sąsiednich wiosek. Sytuacja zrobiła się bardzo poważna, bo miejscowa młodzież obrzuciła kamieniami samochód policji, którym przyjechali stróżowie prawa, by mediować pomiędzy zwaśnionymi. Spłonęły też kolejne domy i walka zaczęła się przenosić na sąsiednie wioski, gdzie schronili się uchodźcy. Razem z innym misjonarzem ks. Jackiem postanowiliśmy zadziałać w inny sposób. Znając papuańską pobożność maryjną i wiarę w Słowo Boże, postanowiliśmy wybrać się z pielgrzymką do zwaśnionych stron. Pielgrzymka wyruszyła z dwóch parafii, do nas kapłanów dołączyły się Siostry Matki Teresy z Kalkuty, duża grupa z Legionu Maryi i wielu innych parafian. Mówiąc szczerze, gdy byliśmy już blisko, zacząłem się obawiać, co spotkamy na miejscu i jak zostaniemy przywitani. Wszystko złożyliśmy w ręce Maryi. Na miejscu czekali już na nas pielgrzymi z sąsiedniej parafii. Mieszkańcy wioski byli bardzo poruszeni naszym przybyciem i wdzięczni za naszą modlitwę. Przeciwnicy przystąpili do negocjacji dotyczących restytucji i pojednania - opowiada ks. Grzegorz.

Uśmiech i radość dziecka najważniejsze

Przy papuaskiej parafii ks. Grzegorza dużo się dzieje. Od kilku lat w pracy ewangelizacyjnej wspomagają go siostry zakonne ze zgromadzenia założonego przez Matkę Teresę z Kalkuty. - Siostry prowadzą zajęcia w przedszkolu, uczą dzieci modlitwy i śpiewu. Podczas świąt Bożego Narodzenia siostry Matki Teresy z Kalkuty zbierały wszystkich ludzi w podeszłym wieku, chorych i przywoziły na Mszę. Po Mszy św. w Boże Narodzenia dzięki pracy sióstr dzieci przygotowały wspaniałe jasełka, które zakończyły się wspólnym posiłkiem - opowiada ks. Grzegorz.

Posługa misyjna wiąże się także często z koniecznością podjęcia przez misjonarza troski o dobra materialne placówki misyjnej. Jedną z obecnych inicjatyw, które ks. Grzegorz prowadzi jest remont przedszkola i budowa placu zabaw z huśtawkami. - Papuasi nie znają pojęcia, co to znaczy ramot. Jest ono, co prawda w słowniku, ale w rzeczywistości swoje domy budują od nowa, gdy stary się rozpada. W mojej misji już wcześniej udało się zrealizować kilka projektów. – Obecnie odbywa się remont budynku przedszkola, które prowadzą siostry. Jak dotąd na jednym budynku zmieniony został dach a kolejny jest w trakcie odbudowy. Wielką radość dla najmłodszej części parafii sprawiło pojawienie się placu zabaw. Nie ma tam wyszukanych przedmiotów do zabawy, ale dla moich maluchów to i tak dużo i całymi popołudniami słychać z terenu placu wesołe pokrzykiwania. Wszystkie te prace są możliwe dzięki wsparciu Diecezji Sandomierskiej, przyjaciół i ludzi dobrej woli. Za tę pomoc chciałbym podziękować - podsumowuje ks. Grzegorz Kasprzycki.