Sacrum w profanum

Cały świat jest Boży. Twierdzenie, że są sprawy do których nie powinien mieć dostępu, to w gruncie rzeczy ubóstwianie człowieka.

Sacrum w profanum

Uderzyły mnie w ostatnich dniach telewizyjne reklamy. Część z nich, choć Boże Narodzenie mamy już za sobą, odwołuje się jeszcze do tego wydarzenia. Do choinki, obdarowywania prezentami. Dla mnie to pewne zaskoczenie. Poprzednimi laty miałem wrażenie – powtarzam, to tylko moje wrażenie – że zaraz po świętach zaczynały się reklamy „wyprzedażowo-karnawałowe”. W tym roku jest inaczej. Marketingowy błąd? Nie wiem, nie znam się. Dla mnie to jednak miły akcent. Wszak choć obdarowywanie się prezentami mamy już za sobą, to przecież czas Bożego Narodzenia się nie skończył, prawda? Fajnie, że to dla chrześcijan bardzo ważne wydarzenie upamiętniane jest nie tylko w liturgii, nie tylko przez kultywowanie bożonarodzeniowych zwyczajów, ale także przez odwoływanie się do nich przez świat reklamy. No tak, Drodzy Państwo, nie zamierzam marudzić, że marketing wykorzystuje święta Bożego Narodzenia. Dokładnie odwrotnie: cieszę się z tego.

Bo to znaczy, że fakt narodzenia się Jezusa w Betlejem bardzo mocno osadzony jest w kulturze dzisiejszego świata. Jasne, wielu chciałoby mówić, że to „święta zimowe” „gwiazdka” czy jeszcze jakoś inaczej, ale przecież każdy, kto pyta o sens tych świąt wie co w tych dniach wspominamy. I doskonale rozumieją to chyba różni nauczyciele niechrześcijańskich religii, gdy zżymają się, że ich współwyznawcy włączają się w obchodzenie tych świąt. Tak, we wszystkich tych zwyczajach za mało Chrystusa, ale jednak w nich jest. Huczne obchodzenie tych świąt przez cały niemal świat to swoista ewangelizacja. I od nas, wierzących, w dużej mierze zależy, czy będzie to tylko święto choinki, sianka, śniegu i prezentów, czy jednak wypełnią je także istotniejsze treści.

Pisałem parę dni temu, że Boże Narodzenie to tajemnica Boga, który wchodzi w ludzką rzeczywistość jako jeden z nas; bierze na siebie naszą codzienność i doświadcza wszystkiego, z wyjątkiem grzechu. No, może też prócz starości :) Dziś Święto Świętej Rodziny. Uświadomienie sobie że Jezus dorastał w zwykłej rodzinie, że na ludzki sposób dorastał, dojrzewał, że prowadził zwyczajne rozmowy, że własnymi rękami pracował, że pewnie nieraz uczestniczył w zabawach ukonkretnia prawdę płynącą z tajemnicy Jego wcielenia. Bóg był zaskakująco blisko nas i naszych spraw. Ale to nie tylko czas przeszły i – w nadziei – przyszły. To także teraźniejszość.

Dlaczego Jezus jest dziś wśród nas obecny nie tylko w swoim słowie, w zgromadzeniu „dwóch albo trzech” w Jego imię, w drugim człowieku, zwłaszcza osobie sprawującego sakramenty kapłana, ale także w chlebie i winie? Chleb, pokarm podstawowy i prosty. Kruchy na dodatek, zwłaszcza gdy go łamać. Nie jest do podziwiania i adorowania (choć oczywiście Ciało Pańskie także adorujemy), ale przede wszystkim, po to, żeby jeść. Bóg zostawił samego siebie w znaku do bólu powszednim. A wino? Czyż to nie napój radości i wesela? Czy to nie zaskakujące, że właśnie w tej a nie innej postaci się nam zostawił? Czy to nie docenienie zwyczajnej ludzkiej radości?

Bóg mocno wszedł w naszą codzienność. Bóg mocno tkwi w naszej codzienności. Chyba nie ma co marudzić, że nasza rzeczywistość wydaje się taka mało Boża, taka odarta z sacrum, do bólu zeświecczona. W taką rzeczywistość kiedyś wszedł i dziś ciągle wchodzi Bóg. I tę rzeczywistość sobą przemienia. A my? Na pewno moglibyśmy w tym pomóc. Jak?

Zacząłbym od usunięcia ze swojego sposobu myślenia dzielenia na sacrum i profanum. Tak tak, wiem, że wielu mądrych ludzi w ten sposób postrzega świat, to tego podziału się odwołuje. Ale dla chrześcijanina cały świat, zawsze, w każdej chwili, jest światem Bożym; światem w który wszedł Jezusa Chrystus. Oddzielając sacrum od profanum w gruncie rzeczy akceptujemy styl myślenia, który chciałby Boga wykluczyć z pewnych obszarów ludzkiego życia. I to całkiem sporych obszarów. A dla nas, chrześcijan, całe życie jest przecież życiem z Bogiem i w Bogu, prawda?