Wolność za kratami

Jacek Dziedzina; GN 51-52/2018

publikacja 18.01.2019 06:00

– Nie pytamy, jak długo i za co siedzą. Niektórzy z nich sami pytają, czy podałbyś rękę mordercy. Po paru tygodniach widzisz, jak zaczynają nowe życie. Z Bogiem… To nie pobożny film. To kurs Alpha w więzieniu.

Wolność za kratami henryk przondziono /foto gość

Jeden z cięższych zakładów karnych w Polsce. Wyroki 15–25 lat. I wyżej. W sobotni poranek grupa 12 osób czeka przed bramą na wejście. Kobiety i mężczyźni. Telefony, większość dokumentów i pieniądze zostają w samochodach. W kieszeniach mają tylko dowody osobiste. Rutynowa, ale konkretna kontrola. Służba więzienna przywykła już, że przez 10–11 tygodni w każdą sobotę pojawia się ekipa z jednorazowymi kubkami i talerzykami. Ciastka i kawę kupuje wcześniej w więziennej kantynie jeden z wychowawców, z zewnątrz nie można niczego wnosić. Do więziennej świetlicy przychodzi około 30 osadzonych. Nie kryją, że nie mogli doczekać się soboty. Witają się „na misia” z prowadzącymi kurs, niektórzy całują kobiety w ręce. Na scenie więzienne trio podłącza sprzęt – krótki występ, autorski tekst i muzyka. Jest coś o pozostawionej na zewnątrz miłości. Trzydziestu facetów z opasłymi aktami spraw sądowych na koncie słucha w całkowitej ciszy i ze skrywanym z trudem wzruszeniem. Podobnie będzie za chwilę, gdy jeden z prowadzących kurs głosi prawdę o Duchu Świętym, który ma moc zerwać kajdany. I o tym, że jest wyjście awaryjne, także dla nich.

Kawa czyni cuda

Na taki „plan ewakuacji” zgadzają się władze więzienia. Widzą, jak kursy Alpha zmieniają osadzonych, jak stają się oni wewnętrznie wolni, mimo że za kratami zostaną jeszcze długo. – Siedzę już 14 lat, zostało 12, ale z Jezusem to już inaczej leci – Grzegorz, choć nawrócił się kilka lat temu, nadal z energią neofity zaraża współwięźniów przy „alphowym” stoliku. Po nawróceniu przyznał się do wszystkich przestępstw. Dostał trzykrotnie wyższy wyrok. Przyjął to jako słuszną karę, którą musi ponieść. Koledzy słuchają go w skupieniu. Może nawet z podziwem. Widać wyraźnie, że jeden z nich mocno ze sobą walczy, by nie wybuchnąć płaczem. Dwa stoliki dalej jeden z uczestników przyznaje, że przygotowuje się do spowiedzi. Chce przyjąć sakrament bierzmowania. Niektórzy wkrótce wyjdą na wolność. Po drugiej stronie murów czekają ze wsparciem ci, którzy przeszli podobną drogę.

Z Dariuszem Herrukiem rozmawiam wcześnie rano, przed jego wyjściem do pracy. Od lutego jest na wolności. – Moja przygoda z Alphą zaczęła się w zakładzie karnym w Trzebini. Nie wiedziałem, co to jest, ale mówili, że jakieś placki dają, kawę – to mnie tam przyciągnęło, nie miałem wcale zamiaru wracać do Boga. A że jestem też muzykiem i piszę teksty, prowadzący kurs zaproponowali mi granie i to mnie wciągnęło. Po paru tygodniach kursu odbyła się modlitwa wstawiennicza, kilka osób modliło się nade mną. To był punkt zwrotny, kiedy coś zaczęło się ze mną dziać. Później była jeszcze druga Alpha w zakładzie, też brałem w niej udział. Gdy wyszedłem z więzienia, uczestniczyłem w „klasycznym” kursie Alpha na wolności, w Oświęcimiu. Zacząłem tam grać w zespole, a podczas wyjazdu do Lanckorony na weekend Alpha kolejny raz poczułem iskrę Bożą. Dzięki temu czasowi rozpocząłem przygotowania do bierzmowania. W kolejną edycję Alphy wszedłem już jako współprowadzący – ciągnie opowieść.

Jak przyznaje Dariusz, nie każdy w jego rodzinnym mieście wierzy, że przeżył tak głęboką zmianę. – Byłem bardzo złym człowiekiem, robiłem dużo złych rzeczy, do których nie chcę nigdy wracać. Spotykam się raczej z krytyką i niedowierzaniem, gdy mówię, że się nawróciłem – oczywiście poza gronem ludzi z Alphy i wierzących, którzy są dla mnie wsparciem. Zerwałem z poprzednim środowiskiem. Wyszedłem z więzienia 2 lutego i od tego momentu tamto życie odkreśliłem grubą kreską. I wszystkim mówię, że warto organizować kursy Alpha, warto iść do zakładów karnych, bo osadzeni naprawdę tego potrzebują – dodaje.

Adam Szczyrba z wodzisławskiej wspólnoty Kahal prowadzi kurs w więzieniu w Raciborzu. Podkreśla, że najbardziej uzdrawiające dla więźniów jest to, co jest obecne w „klasycznej” Alphie: słuchanie drugiego człowieka. – Mamy wśród uczestników Janka. Jest już na drugiej edycji kursu i właśnie zaczął mówić, że ma potężny pokój w sercu. Odkrywa Boga w rozmowie, czytając słowo Boże. Zniknęła w nim wszelka agresja.

Przemyt stulecia

Początki kursów Alpha w więzieniach sięgają roku 1994. W Wielkiej Brytanii kurs „klasyczny” miał już swoją markę, którą wszystkie denominacje – w tym Kościół katolicki – uznały za najbardziej skuteczne narzędzie dzisiejszej ewangelizacji. Zaczyna się od historii prawdziwie kryminalnej. Michael Emmett ze swoim ojcem kręci gruby interes – przemyt narkotyków na międzynarodową skalę. Akcję, w czasie której zostali złapani, okrzyknięto największym przemytem w historii Wielkiej Brytanii. Obaj trafili do więzienia. Wtedy dziewczyna Michaela, która miała za sobą kurs Alpha, opowiedziała mu o tym doświadczeniu. Michael zapytał kapelana więziennego – ten zadzwonił do pastora Nicky’ego Gumbela z kościoła Holy Trinity Brompton w Londynie, gdzie narodziła się Alpha. Nicky wysłał do więzienia Emmy Wilson z ekipą. Praktycznie wszyscy uczestnicy tego kursu nawrócili się i od tego momentu rozpoczęła się niezwykła historia przemiany w więzieniach. Oficjalne statystyki brytyjskich służb penitencjarnych mówią, że wśród osadzonych, którzy przeszli w więzieniu kurs Alpha i po wyjściu na wolność włączyli się w życie Kościoła, współczynnik recydywizmu spadł z 70 do 17 proc. Konkret. Dziś w ponad połowie więzień na Wyspach odbywają się kursy Alpha, prowadzone zarówno przez wspólnoty anglikańskie, katolickie, jak i inne denominacje chrześcijańskie.

Zielone światło

W 2017 roku w polskich więzieniach odbyło się 35 edycji kursu Alpha w 22 zakładach karnych. Uczestniczyło w nich ponad 650 więźniów. W 2018 roku Alpha gościła już w 32 zakładach. W niektórych kursy odbywają się od wielu lat – dwa, nawet trzy razy w roku. Służby penitencjarne są przychylne, bo owoce widać gołym okiem. – Kursy stabilizują zachowanie więźniów, a to przekłada się na bezpieczeństwo zakładu, więc jest oczywiste, że wspieramy takie inicjatywy – mówi ppłk Tomasz Wacławek, dyrektor zakładu karnego w Trzebini. – W trakcie spotkań Alphy wymagam jednak obecności kapłana. Kapelan dociera często tam, gdzie nigdy nie sięgnie wychowawca czy więzienny psycholog. Chcę, by ksiądz nadzorował, co się dzieje w trakcie kursu – dodaje. Warto podkreślić, że dziś pierwszym krokiem każdej wspólnoty, która chce wejść do więzienia z kursem Alpha, jest kontakt z kapelanem. Razem z nim najlepiej umówić się też na pierwsze spotkanie z dyrekcją.

Wychowawcą w Trzebini jest kpt. Grzegorz Chudoba. Nie kryje, że początkowo był wobec kursów nastawiony sceptycznie. – Nie wierzyłem za bardzo, że ludzie związani z Kościołem katolickim, ponadto świeccy, chcą coś takiego robić – przyznaje. – Alpha zaczęła jednak dawać światło, wypełniać duchową pustkę. Skazani postrzegają nas tylko jako pracowników, a tutaj pojawiają się ludzie z zewnątrz, którzy poświęcają dla nich bezinteresownie swój czas – mówi. – Na pierwsze spotkanie przyszło ok. 40 skazanych. Może zrobili to z ciekawości, ale potem też przyszła ta sama grupa i kilku następnych… W sumie 50 osób zaczęło regularnie uczestniczyć w kursie. Teraz odbywa się piąta edycja, skazani sami sobie przekazują, że warto iść. Mimo że mają też inne zajęcia, chcą przychodzić na spotkania związane z wiarą. Takie wsparcie mocnej ekipy z zewnątrz daje także nam umocnienie i powiew czegoś nowego. Więzień też jest człowiekiem potrzebującym. Wiadomo, że społeczeństwo żąda rekompensaty, żeby odpłacił za zło, które wyrządził. Nie można go jednak zostawić samego, bo to człowiek, trzeba mu dać szansę na zmianę – mówi kpt. Chudoba.

„Co oni wam dali?”

Stanisław Cinal, krajowy koordynator kursów Alpha w więzieniu, zaczynał od Alphy „klasycznej”. Intensywne doświadczenie tego, jak szybko rośnie to dzieło, doprowadziło jego wspólnotę do myśli o podjęciu dalszych kroków. – Zaczęliśmy w zakładzie karnym w Wadowicach. Dziś odbywa się tam już siódma edycja, a kapelan tego więzienia o. Ryszard Stolarczyk, karmelita, mówi, że po paru latach to już nie jest ten sam zakład. Widzimy, że Pan Bóg dotyka ludzi, którzy naprawdę doświadczyli głodu. Mają wiele złych rzeczy na sumieniu, ale przychodzą do Pana Boga i On daje im łaskę nawrócenia. Rozmawiałem niedawno z Karolem, koordynatorem Alphy w więzieniu w Polsce północno-wschodniej. Skończyli właśnie kurs w zakładzie karnym. Opowiadał, jak kilku osadzonych należących do więziennej subkultury, widząc przemianę jednego z nich, którego bardzo mocno dotknął Duch Święty, powiedziało do niego: „Nie wiemy, co wam tam dali, ale my chcemy tego samego” – uśmiecha się.

Staszek przywołuje przykład Krzysztofa Kurka, byłego więźnia, który w zakładach karnych przesiedział łącznie 30 lat. Dziś pełni posługę ambasadora Alphy w więzieniu. – Krzysztof dzieli się świadectwem nawrócenia i życia z Bogiem wszędzie tam, gdzie go o to poproszą. Szczególnie na sercu leżą mu pogubieni, poranieni młodzi ludzie. Odwiedza ich w poprawczakach i zakładach wychowawczych. Nawróceni więźniowie zawstydzają nas swoim radykalnym zaufaniem siłą wiary.

Bez zażyłości?

Krzysztof Dzierwa, regionalny koordynator Alphy w więzieniu na Śląsku, podczas szkoleń dla wspólnot, które chcą prowadzić kursy, zwraca m.in. uwagę na konieczne środki ostrożności. Po pierwsze prowadzący nie powinni wchodzić w zbyt zażyłe relacje z więźniami, także po ich wyjściu na wolność. To trudne, bo przecież szczere rozmowy przy stoliku rodzą więzi. – Nie stronimy od kontaktów z osadzonymi. Są przecież przypadki, że byli więźniowie dołączają do nas, innym też pomagamy odnaleźć się na wolności. Na szkoleniach jednak przestrzegamy przed zbytnią poufałością, bo prowadzący czasem zbyt pochopnie nawiązują przyjaźnie. Zdarza się, że ktoś zaczyna opowiadać o swojej rodzinie, pracy, wtedy łatwo go namierzyć. Osadzeni mają swoją przeszłość, nie wiesz, czy rozmawiasz z handlarzem narkotyków, z przestępcą seksualnym czy z mordercą. Z względu na bezpieczeństwo mówimy stanowczo: nie nawiązujemy relacji – mówi Krzysztof. Dodaje jednak: – Jeżeli ktoś autentycznie chce nawiązać relację, to zostawiam wychowawcy swój numer telefonu. Jeśli te osoby pytają o kontakt, wychowawca wie, że może podać mój numer. Są takie przypadki. O wielu osobach oczywiście nie mamy żadnych wieści. Nieraz usłyszymy coś od kapelanów. Jeden opowiadał, że jakiś były więzień przyjechał do niego z drugiego końca Polski i mówił, że dzięki Alphie w więzieniu zmienił swoje życie, przeprosił rodzinę, rodzina mu wybaczyła, przyjęła go. Albo idzie pewnego razu ulicą w Krakowie „po cywilu” i nagle zatrzymuje się przed nim samochód. Kierowca wyskakuje, podbiega do niego i mówi: „Ksiądz był na Alphie w więzieniu, ja też tam byłem i przeżyłem nawrócenie. Wszystkiego dobrego, lecę, bo stoję na światłach awaryjnych!”.

– Ta posługa przemienia nas samych – mówi Stanisław Cinal. – Witek, lider bardzo prężnej wspólnoty, mówił mi, że odkąd rozpoczęli posługę w więzieniu na Alphie, doświadczają nowego otwarcia, nowego błogosławieństwa. Posługa w więzieniu zmienia nas, rewitalizuje nasze wspólnoty, parafie, Kościół. Nawróceni więźniowie sprawiają, że zmienia się samo więzienie, a potem po wyjściu na wolność – społeczeństwo. To, że sądy i trybunały osadziły naszych braci i siostry w więzieniach, często słusznie, nie znaczy, że zabrały im ich godność. Jesteś synem Króla, czeka na ciebie Ojciec, czekają suknia, pierścień i sandały. Więźniowie są w sercu Boga.

TAGI: