Siłę biorę z kolan

Marta Deka; Gość radomski 48/2018

Gość Radomski 48/2018 |

publikacja 14.12.2018 06:00

Rok temu ks. Daniel Glibowski założył dzieło „Przyjaciele Bezdomnych”. Dziś aktywnie działa w nim 40 ochotników. Do tej pory udało im się wyciągnąć z ulicy 12 osób. Cały czas im towarzyszą, by tam nie powrócili.

Bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. Ksiądz Daniel i wolontariusze zapraszają do współpracy.  Marta Deka /Foto Gość Bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. Ksiądz Daniel i wolontariusze zapraszają do współpracy. 

Ksiądz Daniel jest wikariuszem w parafii pw. św. Brata Alberta w Radomiu na os. Prędocinek. Początkowo nie zwracał uwagi na osoby bezdomne. W 2015 roku podpisał Krucjatę Wyzwolenia Człowieka w intencji osób uzależnionych od alkoholu: swoich parafian, rodziców młodzieży, która do niego przychodziła ze swoimi problemami, i tych wszystkich, których poznał. Kilka dni później spotkał osobę bezdomną. – Wtedy zatrzymał mi się świat. Już nie widziałem nic wokół siebie, tylko tego człowieka. Udało mi się, dzięki łasce Bożej, dostrzec w bezdomnym cierpiącego człowieka, cierpiącego Jezusa – mówi.

Wiesław dał nadzieję

W 2015 roku ks. Daniel miał ewangelizować na radomskich ulicach podczas Apelu Młodych. Przechodził, jeszcze bez stroju duchownego, obok jednego z marketów. Zobaczył siedzącego na murku bezdomnego Wiesława. – Przysiadłem się do niego, bo gdzieś w sercu usłyszałem, że będę do takich ludzi podchodził wieczorem w sutannie. Usiedliśmy, pomodliliśmy się. Powiedział, że śpi niedaleko w krzakach. Nie uwierzyłem mu – wspomina. Pana Wiesława ks. Daniel ponownie spotkał parę miesięcy później tuż obok krzaków, w których nocował. Było już dosyć mroźno. Ksiądz się przeraził. Zaczął szukać wsparcia w różnych instytucjach. Usłyszał, że bezdomny musi najpierw pójść na leczenie, ale ten nie chciał się zgodzić. Więc regularnie z wolontariuszką odwiedzali go przez ponad dwa lata na ulicy. Cały czas pytali, czy już chce się leczyć. Rozmawiali z nim, modlili się. Ale nie udało się nic zdziałać.

Na początku 2018 roku zadzwonili do niego z Caritas z informacją, że pan Wiesław jest w szpitalu i potrzeba silnej modlitwy, żeby nie uciekł i chciał się leczyć. – Więc zaczęliśmy szturmować niebo i prosić innych o modlitwę za tego człowieka. W szpitalu pozostał osiem tygodni, później został umieszczony w domu pomocy społecznej i to jest pierwszy człowiek, którego udało nam się wyciągnąć z ulicy dzięki towarzyszeniu mu. Nie było łatwo, bo już pierwszego dnia uciekł i do tej pory uciekał trzy razy, ale zawsze go odnajdywaliśmy na ulicy i przyprowadzaliśmy do jego pokoju. Teraz już nie ucieka. Jest bardzo wdzięczny. Nawet zaprasza wolontariuszy w grudniu na swoje imieniny. Jest tym, który dał nam nadzieję, że możemy pomóc innym – przyznaje ks. Daniel.

Wiem, że nie zbawimy świata

Dzieło „Przyjaciele Bezdomnych” powstało 27 listopada 2017 roku, tydzień po I Światowym Dniu Ubogiego. Początkowo miało się nazywać „Zaadoptuj bezdomnego”, bo wolontariusze chcieli modlić się za te osoby. Po artykule w radomskim dodatku „Gościa Niedzielnego”, który ks. Zbigniew Niemirski zatytułował „Przyjaciele bezdomnego” i w którym opisywał właśnie historię pana Wiesława, ks. Glibowski zdecydował, że zostaną „Przyjaciółmi Bezdomnych”. – Potem spadła na nas lawina e-maili, przez 4 miesiące dostaliśmy ich 600. Ludzie pisali, że chcą się modlić za bezdomnych – wyjaśnia wikariusz. Początkowo wolontariusze nie mieli odwagi wyjść w teren. Ks. Daniel sam wsiadał na rower. Kilka razy w tygodniu był nocą u bezdomnych. Stopniowo dołączały do niego inne osoby. Powoli przełamywali bariery. Rozdawali zupę na Plantach, kawę i herbatę, tam, gdzie przebywają bezdomni. Wolontariuszy przybywało. Dziś aktywnie pracuje około 40 osób.

Marta Pawelczyk od samego początku jest w dziele. – Jestem mamą czwórki dzieci, żoną. Pomyślałam, że skoro mam dużą rodzinę, zajmuję się domem, to jest we mnie miłość, którą potrafię się dzielić. Dzieci już trochę podrosły. Zapragnęłam czegoś więcej. Ksiądz zachęcał, by dołączyć do dzieła, a ja lubię wyzwania. Nawet nie przypuszczałam, że w tym wszystkim tak się spełnię i sprawi mi to taką wielką radość – mówi. W dziele pani Marta odpowiada za sekcję modlitewną, czyli zachęca osoby do modlitwy za bezdomnych.

Za jednego z nich modli się 7 osób, odmawiając każdego dnia dziesiątkę Różańca. – Tej duchowej adopcji bezdomnego może się podjąć każdy. Mamy zgłoszenia od dzieci, które pod nadzorem rodziców odmawiają modlitwę, modlą się całe rodziny, mamy zgłoszenia od wspólnot, od sióstr zakonnych – wylicza. By zmotywować do modlitwy, wolontariuszka na fanpage’u na Facebooku „Przyjaciele Bezdomnych” zamieszcza opowiadania. – Najpierw to były krótkie zachęty, które przerodziły się w krótkie opowiadania, potem w coraz dłuższe, aż zrobiła się z nich książka. Ludzie często nie wierzą w siłę modlitwy, w jej moc, a my, jako przyjaciele bezdomnych, uważamy, że modlitwa może zdziałać więcej niż pomoc na ulicy. To modlitwą trzeba rozbudzić coś w sercu tego człowieka, żeby on zapragnął zmiany. Bo u nas porządek jest taki: najpierw modlitwa rozbudzająca serce, potem stworzenie relacji i dopiero pomoc i prowadzenie bezdomnego dalej – tłumaczy.

Katarzyna Cielecka dołączyła do wspólnoty, bo chciała zrobić coś dobrego. Ma syna i pragnie mu przekazać wartości, jakie wyniosła z rodzinnego domu – Chcę, żeby mój syn wiedział, że nie jest pępkiem świata, że gdzieś obok jest drugi człowiek, któremu czasem trzeba pomóc – wyjaśnia. Zachęca, by jak najwięcej osób stało się przyjaciółmi bezdomnych. – Chcielibyśmy, żeby nas, wolontariuszy, było więcej, bo nie jesteśmy w stanie wszystkim bezdomnym towarzyszyć. Ci ludzie są naprawdę poranieni. My chcemy z nimi być. Nie potrzeba wiele czasu. Wystarczy kilkanaście minut tygodniowo, a im to daje poczucie, że nie są sami. Wiem, że nie zbawimy świata, ale nawet jeśli pomożemy jednemu bezdomnemu, a w tym roku pomogliśmy 12, to warto działać – mówi.

Ksiądz w fartuchu

By mądrze i skutecznie pomagać bezdomnym, ks. Daniel odwiedził różne miejsca w Polsce, w których otrzymują oni konkretną pomoc. Uczestniczył w różnych konferencjach o bezdomności. Zdobyte tam doświadczenie wykorzystuje w Radomiu. Kiedyś wybrali się nocą ze starszym ministrantem do bezdomnego, z którym był umówiony. Zbierało się na burzę. – Pomyślałem, że zdobędę jeszcze większe zaufanie, jeśli przyjadę w taką pogodę. Nie znalazłem bezdomnego w miejscu, w którym się umówiliśmy, być może już się gdzieś schował przed deszczem. Rozpadało się jeszcze mocniej. Ale my pojechaliśmy jeszcze w jedno miejsce. Przyszedł tam taki trochę potłuczony bezdomny. Z ministrantem przesunęliśmy mu kanapę pod wiaduktem, żeby tak bardzo nie zmókł. Siedliśmy z nim na tej kanapie, słuchaliśmy piosenek o Bogu, słuchaliśmy świadectwa nawróconego gangstera, bo nam opowiedział, że był w więzieniu. Wokół nas graffiti, ogromna burza, a my słuchamy pieśni o Jezusie razem z bezdomnym. Dla takich chwil warto żyć. Ten człowiek poszedł potem na odtrucie. W tej chwili widuję go trzeźwego. Próbuje odbudować też relacje ze swoją rodziną – opowiada ks. Daniel.

Jednak jednym z najpiękniejszych dni w jego życiu, jak sam przyznaje, była wizyta w Warszawie. Pojechał tam do TVP na nagranie. Gdy się skończyło, postanowił zajrzeć do sióstr Misjonarek Miłości. Powiedział, że jest księdzem i przyjacielem bezdomnych. Siostry się ucieszyły, w ich kaplicy byli bezdomni, którzy chcieli się wyspowiadać. Poprowadził również rozważanie na adoracji. Siostry zaproponowały też, by pomógł im usługiwać przy stole i rozdawał chleb. Dostał fartuch, miskę z chlebem i każdemu do ręki wkładał po dwie kromki. Jak przyznaje, czuł się jak brat Albert, który rozdawał ubogim chleb. Dla niego wizyta u sióstr była o wiele cenniejsza niż ta w telewizji.

– Mnie Bóg dał łaskę żyć Ewangelią codziennie. Jestem Bogu za to bardzo wdzięczny, bo to jest dar. Dziś dla mnie to coś naturalnego przytulić bezdomnego, pomodlić się z nim, porozmawiać, zapytać go o życie. Mimo że jest brudny – co wiele osób odstrasza – być z nim, czasem posiedzieć na murku czy na krawężniku. Dokądkolwiek pojadę, widzę jakiegoś bezdomnego. Ja już nie potrafię przejść obojętnie. Moja siła bierze się z kolan. Przeżyłem jako ksiądz – tak uważam – bardzo mocne nawrócenie pod koniec 2014 roku. Zacząłem się mocno modlić o pokorę dla siebie. W tej modlitwie trwam już ponad 4 lata. I czuję, że to z tych kolan bierze się siła – mówi ks. Glibowski

Miłość niezatrzymana

Dzieło „Przyjaciele Bezdomnych” swoje 1. urodziny świętowało 18 listopada w Światowy Dzień Ubogich. Podczas każdej Eucharystii ks. Glibowski opowiadał o dziele i o tym, ile dobra dokonało się za jego przyczyną, a wolontariusze dawali świadectwa, dzieląc się tym, co im daje pomoc osobom bezdomnym. Po Mszach św. zapraszali wiernych do kawiarenki, gdzie można było obejrzeć zdjęcia przybliżające działalność wspólnoty i kupić różne gadżety „Przyjaciół Bezdomnych”, a tym samym wesprzeć ich działalność. Kolejnego dnia gościli u siebie ks. Mirosława Toszę z bezdomnymi, którzy w Jaworznie tworzą wspólnotę Betlejem. – To były dla nas bardzo szczególne dni, podczas których dziękowaliśmy Bogu za rozpalenie w nas charyzmatu do ludzi najuboższych – mówi ks. Glibowski.

Proboszcz ks. kan. Marek Janas, dziękując wspólnocie, przytoczył rozmowę z przyjacielem, którego odwiedził w szpitalu. Kiedy zapytał, jak ludzie zareagowali na wieść o jego chorobie, ten odpowiedział, że były trzy reakcje. Jedni zadzwonili raz, wypytywali co mu jest, i już nie dzwonili. Drudzy byli gotowi pomóc, ale nie pytali, czego on potrzebuje. Chcieli zrobić coś, żeby sobie udowodnić, że są dobrzy. Trzecia grupa ludzi weszła w jego sytuację. I to była najmilsza pomoc. – Miłosierdzie to przekraczanie pewnych granic w sobie – powiedział ks. Janas. – Łatwiej przekroczyć materialny wymiar drzwi, trudniej przekroczyć próg serca drugiego człowieka i wyjść z tym, co w sercu, do innych. Kochani, miłość niezatrzymana, ale współcierpiąca, pocieszająca wychodzi przez drzwi serca, aby kochać tych, których prócz Boga nikt nie kocha. I tego wam życzę – tej miłości niezatrzymanej tylko dla siebie, tego otwartego serca. Niech Bóg wam błogosławi!

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.