Ach, te studenckie czasy

Anna Kwaśnicka; Gość opolski 47/2018

publikacja 11.12.2018 06:00

– Duszpasterstwo akademickie to nie budynek, duszpasterstwo to ludzie, to my – zgodnie przyznają studenci i absolwenci związani z „Xaverianum”.

Ach, te studenckie czasy Anna Kwaśnicka /Foto Gość Studenci, absolwenci i o. Jacek Drabik SJ (pierwszy z lewej) w kaplicy św. Franciszka Ksawerego, patrona duszpasterstwa.

Pół wieku działa w Opolu duszpasterstwo akademickie u ojców jezuitów. Na początku lat 90. XX wieku rozwinęło się w Jezuicki Ośrodek Formacji i Kultury „Xaverianum”, który mieści się przy ul. Czaplaka. I to właśnie od Czaplaka wszystko się zaczęło.

Ojciec Czaplak przyciągał

W 1968 r. do Opola został skierowany młody jezuita, o. Józef Czaplak SJ. – To on tworzył duszpasterstwo akademickie, a jego działalność była solą w oku dla komunistów. Był inwigilowany za to, że „prowadzi działalność wywrotową”. Nas też uczulał, że mogą się nas czepiać – opowiada Zosia, która z jezuickim duszpasterstwem akademickim związana jest od 1975 r. Przedstawia się jako Zosia M. – To tak, żeby zachować tradycję, bo w duszpasterstwie nie znaliśmy swoich nazwisk – wyjaśnia. Opowiada, że o. Józef Czaplak był na każde ich zawołanie, że zawsze można było do niego przyjść.

– Początkowo mieszkał na piętrze, w narożnym pokoju. Ale wydzieraliśmy mu się nocami pod oknem, więc przeprowadził się na parter – wspomina. Tłumaczy, że budynku, w którym mieści się teraz „Xaverianum”, wtedy jeszcze nie było, a spotkania odbywały się w domu zakonnym, w sali, która dziś jest refektarzem. – Na początku przychodziłem tylko w środy na wieczór biblijny, później coraz częściej, a w końcu byłem tu codziennie. Ojciec Czaplak przyciągał – przyznaje Zbigniew Wiktorowski, który do duszpasterstwa trafił w 1986 r.

– Znaczące było pierwsze zaproszenie na wyjazd wakacyjny. Wtedy nie ogłaszało się wyjazdów z ambony, nie drukowało plakatów. Ojciec podchodził i indywidualnie zapraszał. To był znak, że dołącza kogoś do grona osób zaufanych – wspomina. A Zosia dodaje, że w tajemnicy trzymane było też miejsce obozu, że każdy dojeżdżał indywidualnie na wyznaczoną zbiórkę. Spali na siennikach czy materacach, ale byli razem – i to było najważniejsze. – Oczywiście jechało się z kartkami na żywność. Ale ojciec też dostawał paczki, zawsze był świniak. Tak naprawdę jedzenia było mnóstwo – opowiadają absolwenci. Mieli też tzw. majówki i październikówki. To były wyjazdy, które łączyły rozrywkę z modlitwą i krótką konferencją.

Drzwi do wartościowego świata

– Dla nas duszpasterstwo było azylem, gdzie czuliśmy się bezpiecznie. Tu pogłębialiśmy swoją wiarę, nawiązywaliśmy relacje – opowiada Zosia. – Jedyną alternatywą było kino, harcerstwo albo „piżama party” w akademiku. Tymczasem w duszpasterstwie otwierał się przed nami wartościowy świat. Tu odbywały się spotkania z ciekawymi ludźmi, organizowano bale i dyskoteki. Ojciec Czaplak miał magnetowid i oglądaliśmy takie filmy, których w kinie nie było – wspomina Zbigniew. Ojciec Józef Czaplak zmarł pod koniec 1993 r., ale stworzone przez niego duszpasterstwo akademickie trwa po dziś dzień i rozwija się w budynku, który wraz ze studentami i absolwentami kapłan specjalnie na ten cel wybudował.

Edyta i Stanisław Koziccy poznali się w „Xaverianum”. Trafili tu już po śmierci o. Czaplaka. Stanisław przyjechał na studia do Opola aż z Podkarpacia. Nikogo tu nie znał, nie miał żadnego kolegi, więc szukał osób, z którymi mógłby spędzać wolny czas, zwłaszcza weekendy. – Kiedy przyjechałem we wrześniu na rekonesans, żeby znaleźć pokój do wynajęcia, dobijałem się w drzwi „Xaverianum”, ale nie wiedziałem, że wtedy trwał obóz adaptacyjny i nikogo tutaj nie było. Już w trakcie roku akademickiego przyszedłem do o. Pawła Kosińskiego i poinformowałem go, że będę przychodził do duszpasterstwa. Twierdził, że pierwszy raz przytrafił mu się taki delikwent – opowiada Stanisław. – „Xaverianum” to była szkoła życia. Tu nauczyłam się robienia większych zakupów, gotowania dla kilku osób, organizowania imprez – wylicza Edyta.

– Były też „misie”. Wcześniej, jak byłem w internacie, to normą były antyserdeczności i jeszcze trzeba było „falę” przejść. A tu od samego początku zostałem zbombardowany serdecznymi przytuleniami – „misiami”. Urzekło mnie to – przyznaje Stanisław. I dodaje: – Wcześniej w moim życiu wszystko było „ja” i „moje”, ale ojcowie jezuici nauczyli mnie tego, że ma być „my” i „nasze”. Choć studia skończyli kilka dekad temu, nadal czują się związani z duszpasterstwem, w którym mieli swój azyl, w którym się rozwijali duchowo i które przyniosło im więzi trwające do dziś. Raz do roku mają swój Dzień Absolwenta, odwiedzają się, a co niedzielę spotykają się po Mszy św. o 9.30. – To spotkania otwarte dla wszystkich absolwentów, ale też dla obecnych studentów z „Xaverianum” – serdecznie zaprasza Zosia.

Bezpieczna przystań

Z entuzjazmem o duszpasterstwie opowiadają zarówno ci, którzy studiowali w latach 70., 80. i 90. XX wieku, jak i ci, którzy studiują obecnie czy właśnie absolwentami zostali. – „Xaverianum” przygotowało mnie do dorosłego życia, pomogło mi w odnalezieniu drogi do Boga i drugiego człowieka, pozwoliło poznać samą siebie. W troszkę szalonym życiu studenckim, w którym niekoniecznie jest miejsce dla Pana Boga, chciałam odnaleźć osoby patrzące na świat tak jak ja – mówi Anna Pawełczak, która do duszpasterstwa trafiła w 2011 roku i dziś już jest absolwentką. – To miejsce to moja bezpieczna przystań, drugi dom. Mimo że skończyłam studia, wiem, że mogę zawsze tutaj wrócić – przyznaje jej siostra, Monika Pawełczak.

– Idąc do Opola na studia, miałem potrzebę znalezienia miejsca, które będzie bliskie moim wartościom – i znalazłem „Xaverianum” – podkreśla Sebastian Borowy, też związany z duszpasterstwem od 2011 r. - Czas tutaj przeżyty ukształtował mnie. Ważne były rekolekcje ignacjańskie, które pozwoliły mi głębiej poznać siebie. Odbyło się tu wiele cennych spotkań z wartościowymi ludźmi, którzy mnie inspirowali. Tu zawarłem prawdziwe przyjaźnie, tu poznałem swoją narzeczoną, ale też tu rozwijałem różne umiejętności, na przykład przy organizacji koncertów podczas Dni Xaverianum. Ważne są też dla mnie relacje z absolwentami, którzy mają ode mnie większe doświadczenie. Na ich spotkania zacząłem przychodzić od III roku studiów – dopowiada.

– Tych doświadczeń i tego miejsca nikt nie zatrzymuje dla siebie. To naturalne, że po Mszach akademickich biegniemy przed kościół i zachęcamy do wejścia do „Xaverianum – podkreśla Ania. – A na spotkaniach podchodzimy do nowych osób, rozmawiamy z nimi. Nikt nie czułby się dobrze sam w nowym dla siebie towarzystwie – uzupełnia Sebastian.

Razem być, rozwijać się i dawać

– Duszpasterstwo od czasów ojca Czaplaka zmieniło się. Potrzebna była nowa struktura, która jest dużą pomocą w codziennym prowadzeniu „Xaverianum”. Powstała rada duszpasterstwa, są wyznaczeni odpowiedzialni, od niedawna działa też tzw. mała rada, która zajmuje się bieżącymi sprawami. Wszystko działa jak naczynia połączone – mówi o. Jacek Drabik, duszpasterz akademicki. Zaangażowanie w duszpasterstwo akademickie można podzielić na kilka sfer. Pierwsza z nich to po prostu wspólne bycie razem – dobra zabawa, rozmowy przy śniadaniu czy kolacji, wyjazdy rekreacyjne, bale, oglądanie filmów.

Druga sfera to rozwijanie ducha. – Zależy mi na tym, by nasze duszpasterstwo miało szczególny rys jezuicki. Stąd w ciągu roku akademickiego odbywa się przynajmniej jeden cykl spotkań, który wprowadza w duchowość ignacjańską i prowadzi do wyjazdu na rekolekcje w ciszy. Obecnie taki cykl to Apteka Duchowa – opowiada o. J. Drabik. – Wprowadziliśmy też elementy spotkania z Biblią czy to w formie bibliodramy, czy kręgu biblijnego. Te spotkania prowadzą siostry służebniczki – s. Amata i s. Damiana – dopowiada.

Obok wspólnego spędzania czasu, rozwijania relacji z Bogiem jest i trzecia sfera – jak podkreśla o. Drabik – niezbędna. Chodzi o to, by z owocami wyjść do świata. – Formujemy się, kształtujemy, ale owoce trzeba roznieść, dlatego widzę potrzebę rozwinięcia sfery wolontariatu. Na razie w formie wielkopostnej inicjatywy „Bułka z masłem”, która ma prowadzić do rozmowy z drugim człowiekiem – ubogim, bezdomnym – i nawiązania z nim relacji – wyjaśnia. – Rozwijamy nie tylko ducha, ale też talenty. Jest zespół muzyczny, grupa fotograficzna, jest kurs tańca, wspólne gotowanie – wylicza Sebastian.

– Cenne jest też to, że dostajemy odpowiedzialność za jakąś działkę. Ja byłam odpowiedzialna za wolontariat, a teraz jestem szefową rady. Wiele dzięki temu się uczę. Zarówno tego, że jeśli czegoś nie potrafię, to obok znajdzie się ktoś, kto to potrafi. Ale też choćby tego, ile jajek trzeba kupić na jajecznicę dla uczestników obozu – opowiada Weronika Gebauer.

Szefowa rady jest jedną z czterech osób, które obecnie mieszkają w „Xaverianum”. – Wzięcie odpowiedzialności rozwija młodego człowieka, otwiera go na nowe przestrzenie w życiu, pozwala mu zmierzyć się z sukcesem i z porażką, bo nie wszystko wychodzi, ale z wszystkiego można wyciągnąć lekcję – podkreśla duszpasterz akademicki.

Tajny kod

Studenci mają kod do drzwi wejściowych, którego używają o każdej porze dnia. Mogą pójść do kaplicy, skorzystać z kuchni, pograć na fortepianie. – W poniedziałek po inauguracji nowego roku akademickiego, kiedy zszedłem do kuchni, usłyszałem, że ktoś się tam krząta. Pomyślałem, że to któryś z naszych studentów, a okazało się, że to Patryk, którego poznałem dzień wcześniej – opowiada o. Jacek Drabik.

– Przyjeżdżając do Opola na studia, chciałem być w duszpasterstwie akademickim. Znalazłam informację w internecie, przyszedłem na Mszę św., a po niej dostałem zaproszenie na herbatę. Od samego początku doświadczyłem otwartości i zaufania, dostałem też kod do drzwi. A że miałem z domu słoiki z obiadem, to przyszedłem je podgrzać w mikrofalówce – wyjaśnia Patryk Bończyk. Podkreśla, że bardzo dobrze tu się czuje i że to miejsce, po wyrwaniu się ze środowiska rodzinnego, pomaga mu oswoić się z nowym miastem. – Patryk stał się bohaterem kilku kazań. Bo to jest sedno tego miejsca, żeby człowiek czuł się tutaj dobrze, żeby czuł się jak u siebie – dopowiada duszpasterz. I mówi: – Szkoda, że niektórzy odkrywają to miejsce za późno, czasem dopiero rok przed skończeniem studiów. Potem sobie wyrzucają, że mogli trafić tu szybciej...