Od Afryki możemy się uczyć

Monika Łącka; Gość krakowski 46/2018

publikacja 03.12.2018 06:00

Każdy, kto choć raz pomyślał, że 55 minut Eucharystii to za długo, może się zawstydzić. W Kenii Msza trwa nawet cztery godziny. – Nikomu się nie spieszy i nikt Bogu czasu nie liczy – mówi Ewa Korbut, oazowiczka, która pokochała Czarny Ląd.

Od Afryki możemy się uczyć Archiwum Ewy Korbut – Kiedy Kenijczycy dziękowali na modlitwie za ks. Franciszka Blachnickiego i Ruch Światło–Życie, wiedziałam, po co tam jestem – mówi E. Korbut.

Szlak łączący ten kraj z Polską przetarły w 2014 roku Judyta Sowa i Izabela Ostrowska z Ruchu Światło–Życie archidiecezji krakowskiej. Iza pracowała wtedy w Londynie i podczas uwielbienia prosiła Boga o znak, co ma dalej robić w życiu. Kilka godzin późnej zobaczyła wiadomość od kolegi, który pisał, że leci do Afryki. Judyta miała natomiast wrażenie, że wszystko w jej życiu się sypie, i z utęsknieniem czekała na powrót przyjaciółki (Izy) z Wielkiej Brytanii. Ta jednak napisała, że nie wybiera się do Polski, tylko… do Afryki. – Nie namawiała mnie do tego samego, choć powiedziała, że może mi pożyczyć pieniądze na bilet. Zastanawiałam się, czy na pewno mam powołanie do wyjazdu. W końcu poczułam, że Bóg mnie tam wzywa, ale nie chciałam jechać na miesiąc, tylko na co najmniej pół roku – wspomina J. Sowa. Ostatecznie Judyta spędziła na Czarnym Lądzie siedem miesięcy, a Iza – dziewięć. Pojechały w ciemno, lecz okazało się, że Bóg o wszystko się zatroszczył.

Otwieranie oczu

Dziewczyny pracowały jako wolontariuszki i każdego dnia miały pełne ręce roboty – działały m.in. w szkole i domu dziecka. Pewnego dnia do Izy zgłosili się Kenijczycy, którzy w 2010 roku byli w Polsce na rekolekcjach oazowych. Spodobały się im. – Nawiązałyśmy więc kontakt z Diakonią Misyjną Ruchu Światło–Życie i dostałyśmy potrzebne materiały, a nasza działalność stała się bardziej duszpasterska. Bo skoro zostałyśmy obdarowane wiarą, to chciałyśmy się dzielić Chrystusem. W Afryce widziałyśmy zachwyt Bogiem i żywą wiarę, ale też brak formacji i duży wpływ najróżniejszych Kościołów protestanckich na katolicyzm – opowiada Judyta.

Katechizując młodzież i dorosłych, napisały w końcu do centrali Ruchu, do Krościenka, i dostały zgodę na poprowadzenie w Kenii pierwszych oazowych rekolekcji I stopnia. Owoce tego przedsięwzięcia były wielkie i stało się jasne, że na tym nie może się skończyć. Wkrótce Judyta, pracująca w komitecie organizacyjnym ŚDM Kraków 2016, została koordynatorką oazy w Kenii i w 2015 roku poleciało tam już 20 osób, w tym dwóch księży. Wszyscy zgłaszali się za sprawą Bożych przypadków, przez które Jezus potwierdzał, że chce tego dzieła. Wtedy udało się już przeprowadzić rekolekcje I i II stopnia, a rok później – także rekolekcje dziesięciu kroków, oparte na całorocznej formacji oazowej. W 2017 roku sytuacja polityczna w Kenii sprawiła, że Polacy zabrali Kenijczyków na rekolekcje do Tanzanii, gdzie pracuje zaprzyjaźniona świecka misjonarka. W tym roku do Kenii oraz do Tanzanii znów poleciało kilka grup animatorów, żeby poprowadzić cztery turnusy rekolekcji dla 300 osób. Zaproponowano też uczestnikom, przyzwyczajonym do żywiołowego przeżywania wiary, coś więcej…

– Obserwowałam, jak otworzyły się im oczy na modlitwę w ciszy, spotkanie z Jezusem podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Mocno dotknęła ich też Szkoła Modlitwy, gdy wraz z animatorką Anną Kruczyńską wyjaśniałam – krok po kroku – o co chodzi w „Ojcze nasz”. Chłonęli też idee ruchu abstynenckiego, czyli Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Gdy usłyszeli historię osoby, która walczy z alkoholizmem – od kilku lat jest już trzeźwa, a ja modlę się za nią – zadeklarowali włączenie się w Krucjatę – wspomina Ewa Korbut z Diakonii Misyjnej Ruchu Światło–Życie archidiecezji krakowskiej. W Kenii spędziła w tym roku sześć tygodni, ale to wystarczyło, by na Czarnym Lądzie (który nie zawsze jest tak gorący, jak nam się wydaje – nocami było ok. 6 stopni) zostawić duży kawałek serca. Wierzy też, że wszystko, czego doświadczyła, było po to, aby coś w niej zmienić, nauczyć misyjności Kościoła. – Nadal czuję się odpowiedzialna za ludzi, których spotkałam. Po powrocie do Polski przez sześć tygodni pościłam i każdego dnia uczestniczyłam we Mszy św., bo to najlepsze, co mogę im dać. Chciałabym tam wrócić i proszę Boga o rozeznanie, czy tak ma się stać – wyznaje Ewa.

Wasza liturgia jest smutna!

Ewa, podobnie jak Judyta i Iza, pracowała w KO ŚDM Kraków 2016 i to właśnie od nich po raz pierwszy usłyszała o kenijskich misjach. Ziarno zostało zasiane, ale musiało minąć trochę czasu, nim zdecydowała się jechać. – W tym roku ta myśl mocno pracowała w moim sercu i po przemodleniu sprawy klamka zapadła. A skoro dostałam w pracy urlop bezpłatny, to nie było już odwrotu. Choć gdybym go nie dostała, to też bym poleciała – śmieje się Ewa. Jak dodaje, myślała, że jedzie, by dawać, a okazało się, że dostała dużo więcej. – Świadectwo wiary ludzi, którzy mają niewiele albo nie mają nic, było przejmujące. Choć w Polsce jesteśmy bogaci – nie tylko materialnie, ale przede wszystkim duchowo, bo Kościół daje nam wiele możliwości, to zrozumiałam, że od mieszkańców Afryki możemy uczyć się przeżywania wiary w codzienności, zaangażowania w Kościół, parafię. Każdy, kto choć raz pomyślał, że nasza, polska Msza św. zabiera za dużo czasu albo kazanie jest za długie, może się zawstydzić. W Kenii, w Naivashy, normą jest Msza św. trwająca nawet cztery godziny! I nikt Bogu czasu nie liczy – zapewnia.

Nikt też nie patrzy na zegarek, gdy ksiądz mówi kazanie przez godzinę (ogłoszenia trwają drugie tyle), bo dla wielu osób mieszkających w wioskach to jedyna okazja, by zaczerpnąć ze źródła nauki Kościoła. – Usłyszałam, że europejska liturgia jest smutna, bo tylko stoimy albo siedzimy ze złożonymi rękami – opowiada Ewa. Kenijczycy natomiast cieszą się, dużo i radośnie śpiewają oraz tańczą – podczas procesji: wejścia, z darami (każdy niesie kosz pomidorów, ziemniaków, a nawet papieru toaletowego, bo w parafii nie może niczego zabraknąć), idąc do Komunii, uwielbiając Boga po niej. Także ze składką wszyscy, bez wyjątku, maszerują do koszyka, który jest ustawiony przy ołtarzu. – Oni czują się odpowiedzialni za wspólnotę, nawet w slumsach, które też odwiedziliśmy. Tak jak młoda dziewczyna, którą tam spotkaliśmy – bez wykształcenia, z jednym dzieckiem, przygarnęła czworo dzieci swego brata, który je zostawił. Nie obrażają się też na Boga, że nie mają wiele – nawet wody. Wszystko Mu zawierzają – mówi E. Korbut.

Jest w tym wola Boża

Wiedząc, jak wielkie są potrzeby ludzi, do których jedzie, Ewa postanowiła, że oazowicze będą pomagać, jak tylko się da. Na ten cel w swojej parafii (MB Różańcowej na Piaskach Nowych) kwestowała w jedną niedzielę lipca. W puszce znalazło się aż 7 tys. zł. Kolejne 2 tys. zł zebrała dzięki gościnności oo. trynitarzy, u których wraz z przyjaciółmi sprzedawała ciasta i opowiadała o planowanych misjach. Bezcenne złotówki (blisko 3,5 tys. zł) gromadziła także poprzez internetową zbiórkę pod hasłem „Dobro dla Kenii”. W efekcie udało się zrobić zakupy dla najuboższych mieszkańców slumsów, dofinansować leczenie pewnej dziewczyny, zorganizować wyjazd nad jezioro z rejsem statkiem dla uczestników rekolekcji oraz wesprzeć organizację prowadzącą zajęcia plastyczne dla dzieci w slumsach (Ewa zawiozła im 2 kg farbek, bloków, pędzelków itp.). O pomoc poprosił też dyrektor jednej ze szkół, w której pomoce naukowe haftowane są na rozwieszonych na ścianach workach, a dzieci siedzą na podłodze. – Z pieniędzy zebranych przez diakonię i naszych przyjaciół animatorów udało się dofinansować zakup ławek dla najmłodszych i książek do jednej z klas – opowiada Ewa.

Oprócz niej i Judyty rekolekcje prowadziło w tym roku jeszcze kilka osób z naszej diecezji, m.in. Piotr Stopa, który do Kenii jeździ od 2015 roku. – Za każdym razem mam poczucie, że w tych wyjazdach jest wola Boża. Widzę też, że Ruch Światło–Życie ma tam swoje miejsce, a ja coraz bardziej czuję się odpowiedzialny za to dzieło – za powstające i rozwijające się wspólnoty – zapewnia Piotr. Ewa dodaje, że w naszych, polskich rękach jest to, co dalej będzie z misjami. – Przyjmując dziś Komunię, pomyśl, że właśnie jednoczysz się z całym Kościołem – także tym w Afryce. Pomódl się też za tamtejszych biskupów, bo i oni są zwierzchnikami naszego Kościoła – zachęca. Apeluje również, by kapłani chcieli wyjeżdżać na misje, bo wciąż są tam miejsca, gdzie ludzie marzą o Mszy św. w każdą niedzielę i o spowiedzi.

Więcej o Kenii Ewa Korbut opowie podczas spotkania, na które zaprasza 24 listopada o godz. 19 do parafii Matki Bożej Różańcowej na Piaskach Nowych. Będzie ono też podziękowaniem dla wszystkich, którzy wsparli jej pobyt w Afryce.

Oazy w Afryce można wesprzeć, m.in. wpłacając pieniądze na konto Stowarzyszenia „Diakonia Ruchu Światło–Życie” z dopiskiem: „Cele statutowe – misje Kenia i Tanzania”. Szczegóły na krakow.oaza.pl.