Męska lina ratunkowa

Agata Puścikowska

publikacja 05.11.2018 06:00

Na co dzień zabiegani, zapracowani, oddani swoim pasjom, świadomie znajdują czas na „uczepienie się” Maryi. Dlaczego?

Męska  lina ratunkowa Kamil Piklikiewicz /DDTVN/East News

Modlitwa różańcowa czasem bywa rozumiana i traktowana jako modlitwa kobieca. Kojarzy się wręcz (a to miły, sentymentalny obraz) z babciami w chusteczkach na głowach, względnie dziećmi przygotowującymi się do Pierwszej Komunii, które „muszą” chodzić na nabożeństwa różańcowe. Stop! Zmieniamy stereotypy różańcowe, bo przecież i mężczyźni modlą się na różańcu. Świadomie, dojrzale, z pasją, odkrywają tajemnice po to, by mocniej i konkretniej stąpać po ziemi – patrząc w niebo. I nie wstydzą się czepiać sukni najlepszej z Matek, by Maryja rzuciła ratunkową linę z paciorków. Mężczyźni modlą się, by podołać życiowym wyzwaniom. Różaniec jest męski. A przekonują o tym prawdziwi faceci. Faceci sukcesu.

Marcin Kwaśny:
– Potrzebuję tej modlitwy do wyciszenia się, kontemplacji, rozważania tego, co w życiu najważniejsze. 

Oczywiście modlę się na różańcu. Staram się odmawiać codziennie cały Różaniec, a jeśli z braku czasu mam z tym trudność, odmawiam przynajmniej jedną dziesiątkę. Zobowiązałem się jakiś czas temu do adopcji duchowej dziecka poczętego, która zakłada właśnie taką codzienną modlitwę. Różaniec odmawiam najczęściej w samochodzie, gdy jadę do pracy, na plan zdjęciowy. I nie modlę się wyłącznie dlatego, że Maryja w czasie objawień w Fatimie o to prosiła i przykazała, tylko po prostu czuję, jak bardzo jest mi to potrzebne. Potrzebuję tej modlitwy do wyciszenia się, kontemplacji, rozważania tego, co w życiu najważniejsze. Ładuje moje akumulatory duchowe. Noszę różaniec zawsze ze sobą w kieszeni, to taka moja tajemna broń. Mam zresztą bardzo wiele różańców, ale modlę się na różańcu prostym, sznurkowym, który dostałem od znajomego z mojej wspólnoty. Jest… niezniszczalny, nie zrywa się jak wiele innych mimo częstej modlitwy.

Najbardziej lubię modlić się tajemnicami radosnymi i światła. Mocno na mnie wpływają, wskazują odpowiednią perspektywę życia i działań. A tajemnicą, która chyba najbardziej na mnie wpływa, jest Przemienienie na górze Tabor. Jest w niej wielka moc, przypomina, jak Bóg pokazał swą chwałę. Dzięki rozważaniu tej tajemnicy mam nadzieję i chęć do własnej przemiany, wierzę, że mogę się przemieniać wewnętrznie, dojrzewać w wierze, dążeniu do nieba. Ale moja przemiana może nastąpić nie dzięki własnej sile, a dzięki mocy od Boga.

Dla mnie Różaniec i jego tajemnice to swoiste odkrycie. Przez 18 lat byłem poza Kościołem, nie wierzyłem. 5 lat temu nawróciłem się, czy raczej wciąż się nawracam. Od trzech lat towarzyszy mi modlitwa różańcowa, którą odkryłem podczas pielgrzymki do Medjugorja w 2015 roku. To tam niejako nauczyłem się modlić na różańcu. Od tamtego czasu w jakimś stopniu moja duchowość się kształtuje i jest w dużym stopniu duchowością maryjną. Należę do Rycerstwa Niepokalanej.

Początki modlitwy różańcowej? Przez chwilę ta modlitwa wydawała mi się żmudna, żeby nie powiedzieć – nudna. Potem odkryłem, że poczucie „nudy” to były podszepty Złego. Bo jeśli naprawdę szczerze i głęboko rozważa się tajemnice różańcowe i prosi Ducha Świętego o światło, ta modlitwa okazuje się żywa i fascynująca, i z każdym „Zdrowaś Maryjo” odkrywam coś nowego. Gdy się modlę, rozważam tajemnice różańcowe, coś inspirującego i ważnego przychodzi mi do głowy. Mam też nadzieję, że kiedyś uda mi się dotrwać do końca Nowenny Pompejańskiej. Na razie „poległem” po 21 dniach. Ale będę wracać i próbować, bo modlitwą różańcową można wyprosić wszystko…

Rafał Szałajko:
 – Po różaniec sięgam, gdy jest beznadziejnie i nie wiem, co myśleć. Wtedy po prostu  się modlę.

Na różańcu modlę się codziennie, rano albo późnym wieczorem. Staram się odmówić cały Różaniec, a jeśli akurat nie mam takiej możliwości – przynajmniej jedną tajemnicę. To świetna modlitwa dla całych rodzin, idealna do wspólnej modlitwy z dziećmi. Z synami modlę się wieczorem dziesiątką Różańca – to w sam raz, by im tę modlitwę „zaszczepić” i nie zrazić do niej. Synowie wyraźnie się wyciszają.

Dla mnie Różaniec to pełnia. To cała nasza wiara zawarta w paciorkach, główne punkty wiary nanizane na sznurek. Za każdym paciorkiem odkrywam coś istotnego. Bardzo mnie inspiruje rozważanie tajemnic światła, czyli tajemnic dodanych przez naszego papieża Jana Pawła II. Wraz ze starymi tajemnicami stanowią pełnię, kwintesencję chrześcijaństwa. Różaniec uwielbiam za dostępność, za to, że mogą odmawiać go wszyscy – inteligent i hydraulik, wielki i maluczki, święty i grzesznik. Różaniec jest katolicki, powszechny. To jest taka lina, która łączy nas z niebem. Często to lina ratunkowa, cuma, która trzyma w dobrym porcie. Albo lina, która ciągnie z przepaści. Lina do nieba, w której jest zawarta cała wielkość i mądrość naszej wiary. Nie bez znaczenia jest to, że w jakimś stopniu zostawiła nam go Maryja – czyli człowiek, który jest w niebie, i na tym różańcu nas do nieba wciąga.

Dla mnie Różaniec to forma medytacji, którą można odmawiać w skupieniu, i zawsze warto walczyć o to skupienie. Ale można też odmawiać w rozgardiaszu, w rozpaczy, rozproszeniu. Bardzo po ludzku. I też jest ważny. Kiedyś modliłem się w potrzebie, gdy mój syn ciężko chorował. Odmówiłem Nowennę Pompejańską. Wiluś walczył z rakiem. A choć w moc Różańca nigdy nie wątpiłem, fakt, że syn wyzdrowiał, przekonał mnie ostatecznie do tej modlitwy. Przyznam, że Nowenna Pompejańska była dla mnie wówczas bardzo trudna – bywałem wykończony, zasypiałem trzymając w ręku różaniec. Ale uwaga: świetnie jest zasnąć trzymając różaniec. Po różaniec sięgam, gdy jest beznadziejnie i nie wiem, co myśleć. Wtedy po prostu się modlę. I potem wszystko, jak pisał Tołstoj, się ukształtuje. Ale coraz częściej sięgam też po różaniec i bez intencji: żeby po prostu dziękować i rozmawiać… Warto zawsze nosić go przy sobie. To taki początek. Ale dobrze w końcu modlić się, To bardzo hipsterska, męska modlitwa, z wielką siłą. Daje siłę. 

Krzysztof Skórzyński:
– Warto już w dojrzałym życiu, odkryć Różaniec raz jeszcze, dla siebie i po męsku.

Modlitwy różańcowej nauczyła mnie moja babcia jeszcze w dzieciństwie. Potem odkryłem ją ponownie, gdy zacząłem chodzić na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Wtedy Różaniec stał się niejako codziennością. Modlitwa nadawała rytm marszowi, pomagała w drodze, dochodziło się w rytm tych zdrowasiek na nocleg. Potem, po ślubie, urodziło mi się dziecko i przestałem chodzić na pielgrzymki. Trochę zapomniałem wtedy o Różańcu. Jednak siedem czy osiem lat temu pojechaliśmy z żoną do Częstochowy. Kupiłem tam taki zwykły, metalowy różaniec na palec i noszę go do dziś. Ten różaniec przypomina mi o modlitwie. Widząc go (bo przecież nie da się nie zauważyć), staram się odmówić przynajmniej dziesiątkę dziennie. Wszystkich panów do takiej „metody” namawiam. Ponieważ noszę mój różaniec na lewej ręce (na prawej mam obrączkę), widać go na wizji, gdy gestykuluję. I bywa, że telewidzowie pytają w listach, co to jest. Oczywiście odpowiadam: „To mój różaniec”. Nie wiem, czy to świadectwo. Po prostu odpisuję prawdę.

Jak i kiedy się modlę? Chociażby jadąc do pracy, wtedy po prostu przesuwam palcem po różańcu. Cieszy, że i moje dzieci lubią Różaniec – zwłaszcza syn, który mobilizuje mnie przy wieczornej modlitwie do wspólnej dziesiątki. Zastanawiam się jednak, dlaczego czasem modlitwa różańcowa jest kojarzona z czymś niemodnym, „damskim”, nie dla prawdziwego faceta. Może dzieje się tak (podkreślam, że nie wszyscy mają takie skojarzenia i stereotypowe podejście), że Różaniec kojarzy się nam z pobożnością kobiecą, nieco ludową. Sam przecież nauczyłem się tej modlitwy od babci. Babcia ją kochała – modliła się codziennie całym Różańcem, a ja przy tym wyrastałem. Jednak warto już w dojrzałym życiu, odkryć Różaniec raz jeszcze, dla siebie i po męsku. Korzystając oczywiście z korzeni, z których się wyrosło. Nasz papież Jan Paweł II starał się nauczyć nas rozumienia tej modlitwy. Tak, by była przystępna dla wszystkich. Papież pokazywał również mężczyznom, że warto się nią modlić. Jan Paweł II, mocny, odważny, do końca aktywny, z różańcem się nie rozstawał. Wydaje się, że to nie do końca się udało…

Z drugiej strony jednak wokół Różańca wiele się dzieje. W mojej parafii na przykład działa męska róża różańcowa. To świetna inicjatywa, choć może brakuje odpowiedniej nazwy w męskiej estetyce? Mężczyźni we własnym gronie odkrywają tajemnice różańcowe. I uczą się ich „nie klepać”. Sam ostatecznie nauczyłem się modlić świadomie, właśnie „bez klepania”, gdy trafiłem na księdza, który porównał modlitwę Różańcem do… dziecka przy nodze mamy. Dziecko stoi, trzyma się spódnicy i jęczy: „Mamo, daj jajko z niespodzianką. Mamo, daj jajko z niespodzianką”. I tak w kółko. Świadomie prosi, bo wie, kogo prosi, i wie, czego chce. Za którymś razem w końcu dostanie od niej to jajko, choćby po to, żeby się odczepiło. Trochę tak jest z Różańcem: stajemy przy nodze Mamy, prosimy i prosimy, i prosimy. I w końcu... Ona się nad nami lituje.