Znajdź mi inną robotę!

Aleksandra Pietryga

publikacja 28.09.2018 06:00

Kiedy przełożeni zgromadzenia zapytali siostrę Katarzynę, czy chce pojechać na studia do Polski, zdziwiła się: „Do Polski?! A gdzie to niby jest?”.

Katedra w Xian. Kościół katolicki w Chinach nadal jest prześladowany. W wielu prowincjach istnieje zakaz katechizacji dzieci, a nawet zabierania ich na Mszę. Zakazana jest też sprzedaż Biblii. Roman Koszowski /Foto Gość Katedra w Xian. Kościół katolicki w Chinach nadal jest prześladowany. W wielu prowincjach istnieje zakaz katechizacji dzieci, a nawet zabierania ich na Mszę. Zakazana jest też sprzedaż Biblii.

Nie miałam pojęcia, że taki kraj istnieje – śmieje się dzisiaj. – Otwarłam mapę i zobaczyłam takie maleństwo w Europie... W Chinach są wioski tej wielkości – uśmiecha się, mrużąc łobuzersko migdałowe oczy. Spotykamy się w Domu Formacyjnym Ruchu Światło–Życie w Wiśle-Jaworniku. Trwają rekolekcje dla animatorów. Młodzi ludzie, głównie studenci, w skupieniu słuchają ks. Waldka Maciejewskiego, diecezjalnego moderatora oazy. Wśród nich wyróżniają się twarze pięciu osób – nieco starsze, skośnookie. Jeden ksiądz, dwie zakonnice, dwie mamy. Przyjechali z dalekich Chin do Polski, bo pewnego dnia poznali drogę duchową niezwykłego Ślązaka, sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, i zachwycili się nią.

To nie mój problem

Siostra Katarzyna jest niewielkiego wzrostu. Szary welon zasłania do połowy czarne włosy. Na szarym habicie nosi metalowy znaczek z Duchem Świętym.

– Nasze zgromadzenie nosi nazwę Franciszkanki Ducha Świętego Pocieszyciela – tłumaczy. – Zostało założone w 1932 roku w Chinach. Kiedy nasz założyciel spotkał się w Rzymie z Piusem XI, ten zapytał, czego potrzebuje: pieniędzy czy misjonarzy. Nasz założyciel odpowiedział: „Tylko Ducha Świętego”. W latach 50. ub. wieku, gdy władze komunistyczne zintensyfikowały prześladowania Kościoła w Chinach, zgromadzenie oficjalnie zniknęło z mapy duchowej Państwa Środka (Zhōngguó – tak sami Chińczycy najczęściej nazywają swój kraj). Zostało reaktywowane dopiero w 1988 roku. Wtedy też rozpoczął się boom powołaniowy. Siostry w Chinach dziwią się, kiedy słyszą o kryzysie powołań zakonnych w Kościele zachodnim. One nie mieszczą się w klasztorach, w których mieszkają. Zresztą wiele z nich żyje w domach czy mieszkaniach prywatnych. – Kiedy wstąpiłam do zgromadzenia, przełożeni zlecili mi katechizację – opowiada siostra Katarzyna.

– Ja nie miałam nigdy możliwości systematycznej nauki religii. Pochodzę z rodziny katolickiej, więc wiedzę religijną miałam taką, jaką przekazali mi rodzice. Same podstawy. Choć z radością głosiłam Pana Jezusa i widziałam, jakie to przynosi owoce, było mi coraz trudniej sprostać oczekiwaniom i wymaganiom, jakie mi stawiano. Przed każdą katechezą szłam do Pana Jezusa i prosiłam: „Mów Ty za mnie, bo ja sama nic nie wiem”. I On mówił. Ale mnie było coraz trudniej i trudniej. Spalałam się. Poszłam do przełożonej i poprosiłam ją, żeby przydzieliła mnie do innej pracy, bo ja nie nadaję się do nauczania. A ona mi na to: „Co ty mówisz?! Kiedy oni wszyscy proszą, żebyś to właśnie ty ich uczyła”. Co miałam robić... Poszłam znowu do Pana Jezusa i płacząc, kłóciłam się z Nim: „Przełożona mnie nie zna. Ale Ty przecież wiesz o mnie wszystko! Znasz moje serce. Znajdź mi inną robotę!... albo daj możliwość pogłębienia wiedzy teologicznej” – szantażowałam Pana Boga, pewna, że to jest i tak niemożliwe. Jakież było jej zdziwienie, kiedy niedługo potem przełożeni powiedzieli, żeby przygotowała paszport, bo zaczyna studia teologiczne w kraju, o którym nigdy nawet nie słyszała. I w ten sposób siostra Katarzyna została studentką Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Dziś pisze już doktorat z biblistyki, co ze względów językowych jest nie lada wyczynem. – Wcale nie jest łatwo – zastrzega. – Ale ciągle mówię Panu Bogu: „To jest Twój pomysł, Twoja sprawa. Sam się tym zajmij”.

240 dla Jezusa

Co będzie robić, kiedy już skończy studia w Polsce? – Nie wiem, to też Jego sprawa – odpowiada. – Chciałabym wrócić do Chin i tam służyć Kościołowi... i ludziom. Czy wierzy, że odnowa chrześcijaństwa w trzecim tysiącleciu należy do Azji? Tak! Przecież na własne oczy widziała, jak wielu Chińczyków co roku przyjmuje chrzest, jak bardzo spragnieni są Boga. Dlaczego? – Bo serce nie znosi pustki – odpowiada z uśmiechem mieszkanka państwa, w którym żyje prawie półtora miliarda ludzi. Sekularyzacja, coraz większy kult pieniądza, nienawiść i lęk – to wszystko zdaniem zakonnicy sprawia, że ludzie w Chinach tracą grunt pod nogami i pytają, co dalej, czy jest coś więcej. Każdego roku kilkadziesiąt tysięcy Chińczyków wybiera Jezusa.

– Kiedy przed przyjazdem do Polski głosiłam katechezy, owocem tego czasu było aż 240 chrztów! – wspomina z radością siostra Katarzyna. – Dobrą robotę dla Pana Boga wykonują też osoby świeckie. Znam wielu ludzi, którzy głoszą Ewangelię nie tylko słowem, ale przede wszystkim czynami pełnymi miłosierdzia. Poświęcają swój wolny czas, wieczory, niedziele na pomoc potrzebującym, opuszczonym. Odwiedzają chorych, których wcześniej nie znali, przychodzą do przytułków, sierocińców, grzebią umarłych... To coś, co w Chinach musi budzić zdziwienie! Ludzie zaczynają się zastanawiać. Pytają: „Dlaczego mi pomagasz? Przecież nie jestem dla ciebie nikim ważnym”. A oni odpowiadają: „Jesteś moim bratem”. Jak to?! I wtedy mogą opowiedzieć o Chrystusie, o tym, że w Nim jesteśmy rodziną, bo On za nas wszystkich umarł i dla wszystkich przygotował swoje królestwo. Czego życzy dziś swoim rodakom? – Wolności! – odpowiada. – I tego, by wszyscy poznali Jezusa, bo tylko wtedy ich życie nabierze sensu. Tak będzie! – zapewnia z mocą. – Nie wiem, czy ja to zobaczę w swoim życiu, ale kiedyś tak właśnie będzie.