“Młodsi bracia” w starej Europie – co ich łączy?

WIARA.PL |

publikacja 23.09.2018 08:07

Co łączy narody środkowoeuropejskie i co znaczymy dla reszty Europy? Jakie są obecnie nasze wspólne wartości? – zastanawiali się uczestnicy dyskusji panelowej “‘Młodsi bracia’ w starej Europie: razem, ale jak?”, która odbyła się w sobotę podczas XI Zjazdu Gnieźnieńskiego.

“Kiedy bracia Rosjanie mówią, że jako Słowianie powinniśmy się trzymać razem, nie jesteśmy pewni, czy to tak powinno wyglądać. Co nas zatem łączy? Jakie sprawy są dla nas wspólne i czy rzeczywiście takie są? Co znaczymy dla reszty Europy? Jakie projekty moglibyśmy podjąć razem?” – zapytał uczestników moderator spotkania Krzysztof Stanowski, b. podsekretarz stanu w MEN i MSZ, obecnie dyrektor Centrum Współpracy Międzynarodowej Miasta Lublin.

Dr Pavol Demeš, słowacki niezależny ekspert w zakresie stosunków międzynarodowych i społeczeństwa obywatelskiego, stwierdził, że jeżeli jest cokolwiek, co zbliża narody środkowoeuropejskie, to jest to strach przed niepewnością oraz dezorientacja. – Jeśli nie będziemy wspólnie rozmawiali na temat projektu Europa, to wówczas na Starym Kontynencie bardzo wiele czynników może spowodować, że przyszłość będzie trudna – dodał słowacki ekspert.

Przyznał, że po upadku muru berlińskiego nadzieje tak Słowaków, jak i innych narodów regionu, wiązały się z Zachodem – pod względem cywilizacyjnym, swobód obywatelskich, dobrobytu gospodarczego. Zachód postawił pewne warunku i wiadomo było, że trzeba je spełnić, jeśli chce się dołączyć do europejskiej rodziny.

Byliśmy na to gotowi, ale nie wiedzieliśmy, że dołączymy do Zachodu wtedy, gdy on zacznie popadać w kryzys finansowy 2008 roku, a potem na skutek wiosny arabskiej nastąpił kryzys migracyjny, który wstrząsnął posadami Unii Europejskiej – mówił Słowak. – Dziś Europa, o dołączeniu do której marzyliśmy, bardzo się zmieniła, a my stanowimy już jej część – przyznał Demeš.

Dr Kai-Olaf Lang, analityk berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka zajmujący się Europą Środkową i Wschodnią, stwierdził, że mamy do czynienia z poważnym konfliktem aksjologicznym w Unii Europejskiej. Wcześniej bywały spory, ale zwykle kwitowało się je stwierdzeniem “znowu chodzi o pieniądze”. Teraz natomiast chodzi o fundamentalne wartości i normy postępowania.

Lang wymienił trzy wartości, które mają dla krajów środkowoeuropejskich najważniejsze znaczenie, gdyż właśnie z nimi na sztandarach wchodziły do Unii Europejskiej: wolność, solidarność i równość. Dla tych krajów owe wartości miały być reprezentowane m.in. przez silne instytucje europejskie i silne unijne prawo.

Wartości te niestety uległy obecnie zmianie lub też są inaczej rozumiane. Viktor Orban mówił np. o wolności, ale miał na myśli raczej wolność kolektywną narodu węgierskiego. W 1989 r. trzeba było otworzyć granice, by uzyskać wolność, w 2016 r natomiast Orban kazał zbudować mur na granicy węgierskiego-serbskiej, aby bronić suwerenności – powiedział Lang.

Również solidarność jest, owszem, dalej uznawana za wartość, ale mówi się już raczej o “solidarności elastycznej” w łonie UE. Z kolei równość jest kwestionowana, gdyż według niektórych krajów faktycznie nie istnieje, a Unią rządzą Niemcy i Francja.

Procesami zakwestionowania dotychczasowego porządku w UE Niemcy są zaskoczone, a nawet obrażone. To odmienne rozumienie unijnych wartości zdaniem Langa wcale nie musi być szkodliwe, jeśli nadal podkreślana będzie agenda jedności Unii i w tym porządku akceptowana różnorodność 27 krajów.

Potrzebne jest za to wzmocnienie na płaszczyźnie handlowej, gdyż np. Niemcy łączą w tym obszarze z Polską więzy o wiele silniejsze niż z wieloma innymi krajami UE.

Problemem pozostaje zainteresowanie sytuacją na Białorusi i Ukrainy. Zeszło to na plan dalszy, bo Unia jest zajęta sama sobą – przyznał niemiecki prelegent.

Dr Alaksandr Milinkiewicz, białoruski polityk i działacz opozycyjny, b. kandydat w wyborach na prezydenta tego kraju nazwał swój kraj najmniej znanym i najbardziej niedemokratycznym krajem w Europie. Białorusini żyją w strachu przed dyktaturą, ale reżim Łukaszenki znalazł sposób, by skutecznie obrzydzać obywatelom wszelkie protesty.

– Jak jesteś lojalny to masz pracę, tak w państwowej, jak i w prywatnej firmie. Jak nie jesteś lojalny, tracisz na tym – mówił Milinkiewicz. Dyktatura postawiła na rozwój infrastrukturalny i ekonomiczny, ale za cenę wolności obywateli i kosztem demokracji. Białoruś to jednak kraj z kulturą i językiem europejskim i trzeba o to walczyć.

“Nasza droga do Europy na pewno nie będzie łatwa” – powiedział Milinkiewicz. Przyznał, że były próby realizacji pokojowej rewolucji, ale nieudane. Na Ukrainie wystarczyło przełamać marazm obywateli. Na Białorusi ludzie po prostu boją się wyjść na ulice, a wszelkie protesty są brutalnie tłumione.

Wyzwaniem jest edukacja elit nastawionych na pracę na rzecz demokratyzacji Białorusi. Większość bowiem młodych kształcących się Białorusinów czyni to w Rosji i z tym krajem wiąże swoją przyszłość.

Dr Marek Prawda, dyplomata, dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, powiedział, że pierwszym poważnym tąpnięciem w łonie UE był ukraiński Majdan. Została wtedy wystawiona na próbę skuteczność działania Trójkąta Weimarskiego, czyli porozumienia Polski, Niemiec i Francji.

Zdaniem dyplomaty, dzisiejsze “razem” Europy tkwi w doświadczeniach z przeszłości i warto po nie sięgać. Dla Europy doświadczeniem roku 1989 jest to, że ludzie mogą zmieniać historię. Myśleliśmy wtedy, że świat się może zmienić tylko wtedy, gdy my coś zrobimy, każdy na swoją miarę – mówił Marek Prawda.

Jak stwierdził, wspólne wartości to wręcz waluta, którą mogliśmy grać przystępując do Unii Europejskiej. Polska dzięki wywalczeniu demokracji była w Europie słuchana, gdyż była poważana za stworzenie drogi innym krajom regionu do wolności.

Ponadto w Europie w pewnym momencie zrozumiano dzięki Polsce, że demokracja prowadzi do gospodarczego dobrobytu, choć “oczywiście różne zamordyzmy mogą mieć sukcesy gospodarcze”.

“Jeśli dziś fundujemy sobie problem z praworządnością, to znaczy, że pozbawiamy się największego atutu, jaki mieliśmy” – stwierdził Marek Prawda.

Oleksyj Panycz, członek ukraińskiego PEN-Clubu pytał, co to znaczy, że jesteśmy braćmi, tym bardziej młodszymi? Podobnego określenia przez lata używali wobec Ukraińców Rosjanie. – A przecież wiemy, że bliskość wobec Europy bardziej byłą widoczna wokół Kijowa niż wokół Moskwy – argumentował Panycz.

W tym sensie – uznał – w przypadku Ukrainy chodzi raczej o powrót do rodziny europejskiej, a nie przybycie do niej po raz pierwszy. Ukraińcy chcą dołączyć do Europy, ale jednocześnie chcą zachować wartości istotne dla swej ojczyzny.

Tym, co może łączyć, jest odpowiednie zrozumienie przeszłości i przyszłości. Na poziomie współżycia sąsiednich państw trzeba dokonać transformacji często sprzecznej przeszłości po to, aby wspólna stała się przyszłość.

TAGI: