Siostra z Aleppo

Andrzej Kerner

publikacja 12.09.2018 05:45

– Co będzie z pokoleniem straumatyzowanych dzieci, kiedy dorosną…? – martwi się s. Brygida Maniurka FMM.

S. Brygida w Muzeum Diecezjalnym w Opolu. Andrzej Kerner /Foto Gość S. Brygida w Muzeum Diecezjalnym w Opolu.

Wojna w Aleppo się skończyła, ale w dzielnicach peryferyjnych nadal spadają bomby, wybuchają samochody, strzelają snajperzy.

– Odgłosy walk słychać w nocy, kiedy cichnie gwar ulicy, bo to się dzieje daleko od nas. Ludzie stamtąd nie codziennie mogą wyjść z domu albo przedostać się do innej dzielnicy. Wciąż do miasta można dotrzeć tylko jedną drogą, wszystkie inne są kontrolowane przez rebeliantów – mówi s. Brygida Maniurka, franciszkanka misjonarka Maryi.

Miasto

Siostra Brygida pochodzi z Łagiewnik Małych. Zaraz po ślubach wieczystych wyjechała na Bliski Wschód; żyje tam od 30 lat, w tym 23 lata w Syrii, a ostatnie trzy – w Aleppo. Obecnie jest jedyną polską misjonarką w tym mieście – tragicznym symbolu syryjskiej wojny.

– Sytuacja w Aleppo daleka jest od stabilności. To bardzo utrudnia powrót do działalności gospodarczej. Żaden przedsiębiorca nie chce tu inwestować, a bogaci opuścili miasto wcześniej, w czasie wojny. Warzywa i owoce do miasta dowożone są z okolicznych wiosek, często z narażeniem życia. Dlatego ceny żywności są bardzo wysokie. Ludzie żyją w wielkim ubóstwie i są teraz jeszcze bardziej zdesperowani niż pod koniec wojny. Wtedy po wyzwoleniu przez wojska rządowe wschodniego Aleppo zapanował wręcz entuzjazm. Ludzie liczyli, że wreszcie będą mogli stanąć na nogi, wrócić do swoich domów i warsztatów, wrócić do życia po prostu. A teraz widzą, że sytuacja się nie zmienia. Tylko Kościół pomógł im zreperować domy, naprawić dachy, mury – opowiada siostra. – Miasto w 70 procentach jest w ruinach. Państwo niczego nie odbudowuje, bo wojna w kraju jeszcze trwa, głównie w prowincji Idlib, na północy, przy granicy z Turcją. W samym Aleppo jeszcze w lipcu, przed wyjazdem do Polski, widziałam leżące na ulicach bomby beczkowe. Ludzie giną niekiedy podczas odgruzowywania domów, od wybuchu takich bomb – mówi s. Brygida.

Migracje

W 2016 r. wszystkie Kościoły chrześcijańskie policzyły swoich wyznawców, którzy zostali. Przed wojną w dwumilionowym mieście było 250 tysięcy wyznawców Chrystusa – grekokatolików (melchitów), syryjsko-prawosławnych i katolickich, maronitów, Ormian – prawosławnych i katolickich, Asyryjczyków, rzymskich katolików i innych. W 2016 r. zostało ich ok. 20 tysięcy. – Rodzin rzymskokatolickich zostało 800. Obecnie najliczniejsi wśród chrześcijan są Ormianie prawosławni. Natomiast nie wiadomo, ilu jest obecnie muzułmanów, bo nikt ich nie policzył. W każdym razie równowaga społeczna została zachwiana. A ludzie wciąż z miasta uciekają, z kolei powroty są nieliczne – informuje misjonarka. – Wiemy, że część ludzi, którzy walczyli w szeregach ISIS czy innych ugrupowań rebelianckich, żyją teraz wśród nas. Przed wojną chrześcijanie i muzułmanie żyli ze sobą razem, w tych samych dzielnicach. Tak było od pokoleń. Żyli we wzajemnej tolerancji, bez problemów. Teraz to się nieco zmieniło, bo ludzie się przeprowadzają, mieszkają tam, gdzie jest to możliwe. I niektórzy chrześcijanie mówią, że nie wiedzą, kto teraz jest ich sąsiadem. Może bojownik ISIS? Spadło wzajemne zaufanie. Bo były przypadki, że kiedy rabowano mieszkania chrześcijan, ludzie widzieli wśród rabusiów swoich sąsiadów… – opowiada siostra.

W czasie wojny ludzie mogli liczyć tylko na pomoc Kościołów. – Parafie, Jezuicka Służba Uchodźcom (JRS), Caritas: bez nich ludzie by nie przeżyli – podkreśla. JRS w parafii św. Franciszka w Aleppo przy klasztorze sióstr urządziła kuchnię, która codziennie wydaje 8 tysięcy ciepłych posiłków. Dla chrześcijan i muzułmanów.

– Przychodziły też do nas żony i dzieci rebeliantów. Niektórzy chrześcijanie oburzali się: oni na nas bomby zrzucają, a wy ich karmicie. To była okazja, by przejść drogę zmiany myślenia, bo przecież Ewangelia mówi co innego: jeśli przed nami stoi człowiek potrzebujący, to mu pomagamy i nie pytamy, kim on jest. Kiedy w 2016 roku wschodnie Aleppo zamieszkane głównie przez muzułmanów i opanowane przez rebeliantów zostało wyzwolone, to Kościół pierwszy pośpieszył tam z pomocą. Caritas otworzyła swoje biuro, księża i biskupi pojechali zobaczyć, jak można pomóc, i ta pomoc szła. Na przykład JRS otworzył tam swoją kuchnię – mówi misjonarka. Kościół wspomaga w miarę swoich możliwości także gospodarkę Aleppo. Skupuje m.in. ubrania i buty na zimę produkowane w otworzonych teraz zakładach tekstylnych i obuwniczych, w których ludzie wreszcie mogli znaleźć pracę, a potem rozdaje je tym, którzy nie są w stanie ich kupić. Podobnie dzieje się z żywnością.

Opolskie dla Aleppo

Pomoc Kościołów z Aleppo dla mieszkańców miasta nie byłaby możliwa bez wsparcia zewnętrznego. Wielu wiernych i Kościołów lokalnych na całym świecie poruszonych losem Syryjczyków udziela tego wsparcia. Również Kościół opolski. Wystarczy tylko wspomnieć koncert dla Aleppo, znaczące darowizny prywatnych opolskich firm czy inicjatywę biskupa opolskiego Andrzeja Czai „Opolskie dla Aleppo”.

Siostra Brygida podkreśla, że pieniądze, jakie idą z naszego regionu, kierowane są na leczenie dzieci. Trudno tu wyliczać wszystkie rodzaje pomocy niesionej i koordynowanej przez chrześcijan w Aleppo. Sama tylko parafia św. Franciszka w tym mieście prowadzi 36 szeroko zakrojonych programów charytatywnych, pomocowych, edukacyjnych, wsparcia psychologicznego itp. Finansowane są one także ze środków organizacji międzynarodowych – UNICEF czy ONZ. Siostra Brygida prowadzi obszerną korespondencję związaną z realizacją tych programów, zna bowiem kilka języków, m.in. francuski, arabski, angielski. Ale nie chce opowiadać o szczegółach. – Włączam się tylko „punktowo” w załatwianie tych programów właśnie dzięki znajomości języków. Najbardziej skoncentrowałam się jednak na pomocy psychologicznej, głównie dla dzieci. Bo ludzie są tu straumatyzowani, ich psychika stała się bardzo krucha, wrażliwa – mówi.

W tej sprawie współpracuje z o. Firasem Lutfim, franciszkaninem z sąsiedniej parafii, który zakłada ośrodek pomocy dzieciom. Właśnie na jego stworzenie składaliśmy 1 lipca br. przed kościołami ofiary w ramach akcji „Opolskie dla Aleppo”. Wciąż potrzebne są pieniądze na jego rozbudowę i działalność (patrz ramka poniżej), choć pierwsze zajęcia w nim już ruszyły. – Na początek 500 dzieci przeszło przez arteterapię. Chodziło z jednej strony o wychwycenie talentów dzieci, które na tej bazie mogłyby budować swoje poczucie wartości, a nawet wybierać kierunek edukacji, a z drugiej – o „wyłapanie” tych, które mają największe problemy psychiczne, by nieść im pomoc specjalistyczną – mówi siostra z Aleppo.

Trauma: chłopiec, który jest karabinem

Myśl o stworzeniu ośrodka pomocy dla dzieci zrodziła się w o. Firasie, kiedy słuchał spowiedzi dzieci. – Często mówiły, że myślą o samobójstwie, inne, że nawet już próbowały to zrobić. Przed wojną tego nie było. Przejęty tymi dziecięcymi wyznaniami o. Firas zaczął pracować nad tym programem i ośrodkiem pomocy – wyjaśnia s. Brygida. – Ważne jest, żeby interwencja psychologiczna była jak najszybsza. Bo im dłużej trauma trwa, tym bardziej utrwalają się złe mechanizmy. Traumy dziecięce są wielkie. Dzieci mają koszmary nocne, budzą się, krzyczą. Wiele ma kłopoty z koncentracją. Bardzo wzrosła u nas liczba dzieci z autyzmem. Część dzieci, które rozwijały się prawidłowo, na skutek tego, co widziały w czasie wojny, przestało mówić czy w ogóle reagować – zauważa s. Brygida. Dzieci podczas zajęć terapeutycznych mają wyrazić to, co czują. Rysują wojnę: spadające pociski, zburzone domy, ludzi pokawałkowanych po wybuchu. – Kiedyś miały za zadanie narysować autoportret. Pewien jedenastoletni chłopiec narysował z detalami duży karabin. Od małego dziecka miał karabin w ręce, który dawali mu starsi bracia. Tak się utożsamił. Więc przed nami jeszcze dużo pracy. Wielu zadaje sobie trudne pytanie, co będzie z tym pokoleniem dzieci, kiedy dorosną… – mówi misjonarka z Aleppo.

Pokój

Nie zadałem siostrze pytania, jak i dzięki czemu wytrzymuje życie w tak trudnych warunkach. Głupio by mi chyba było pytać. Jest spokojna, opanowana, powiedziałbym nawet – promieniejąca. Są takie rzeczy na świecie, których słowami wyrazić się nie da. Dlatego nie pytam.

Opolskie dla Aleppo

Biskup opolski Andrzej Czaja poparł prośbę franciszkanów z Katowic-Panewnik, którzy gromadzą fundusze na budowę ośrodka pomocy dla dzieci przy parafii franciszkanów w Aleppo. 1 lipca br. przed kościołami diecezji opolskiej przeprowadzono zbiórkę pod hasłem: „Opolskie dla Aleppo”. Do 25 lipca br. na konto Caritas Diecezji Opolskiej wpłynęło 296 tysięcy złotych. Franciszkanie w Aleppo już rozpoczęli budowę ośrodka. Do tej pory wierni archidiecezji katowickiej ofiarowali na jego budowę ponad półtora miliona złotych. Koszt całości wynosi 3,5 miliona złotych.

Osoby lub instytucje, które pragną wesprzeć budowę ośrodka pomocy dla dzieci w Aleppo, mogą przekazać pieniądze na konto Caritas Diecezji Opolskiej nr 66 1240 1633 1111 0000 2651 3092 z dopiskiem „Opolskie dla Aleppo”.