Pionizowanie

Krzysztof Błażyca

publikacja 21.09.2018 06:00

– Wiara w pracy to nie tylko uczciwość i etyczne postępowanie. Chodzi o rozeznawanie Bożej woli, co robić w konkretnych sytuacjach – mówią Marek i Dorota Maczugowie ze Wspólnoty Chemin Neuf.

Dorota i Marek Maczugowie  ze wspólnoty Chemin Neuf są odpowiedzialni za misję Wiara i Praca. Dorota i Marek Maczugowie ze wspólnoty Chemin Neuf są odpowiedzialni za misję Wiara i Praca.
krzysztof błażyca /foto gość

Czy praca to walka o przetrwanie, czy droga do pełni życia, a nawet powołanie? Jak ma się ona do życia duchowego? Czy Bóg omija korporacje? – To zaczęło się osiem lat temu... – rozpoczyna Marek. – W naszej wspólnocie pojawiło się pragnienie, aby dzielić się tym, co dotyczy pracy. Dziś ludzie spotykają się w małych grupach w kilku rejonach Polski. Są też spotkania weekendowe i rekolekcje dla chętnych. Pojawiają się osoby różnych zawodów, na różnych stanowiskach, w różnym wieku – wymienia.

Marek i Dorota są odpowiedzialni za misję Wiara i Praca prowadzoną przez Chemin Neuf. To jedna z propozycji tej międzynarodowej wspólnoty katolickiej, o powołaniu ekumenicznym, założonej w 1973 r. we Francji przez jezuitę o. Laurenta Fabre’a i kilka małżeństw. Dziś wspólnota liczy prawie 2000 członków w około 30 krajach. W Polsce główny dom znajduje się w Warszawie-Wesołej, gdzie Chemin Neuf prowadzi parafię pw. Opatrzności Bożej.

Trójka dzieci i nic więcej

Marek i Dorota są we wspólnocie od kilkunastu lat. W tym czasie byli zaangażowani m.in. w formację Kana dla małżeństw. – Wiele mówi się o małżeństwie, a brakowało przestrzeni, gdzie moglibyśmy zapraszać Boga do naszej pracy. Ktoś powie, że życie wiary ma swoje zasady, a praca swoje. A przecież praca ma być jednym z miejsc, gdzie żyjemy wiarą – zauważa Marek.

Zanim trafili do wspólnoty, przez 11 lat byli świeckimi misjonarzami na Syberii. – Żyliśmy z dnia na dzień. Po powrocie do Polski musiałem podjąć pracę zarobkową, aby utrzymać rodzinę. Wtedy nie myślałem o pracy jak o powołaniu, ale jako konieczności – opowiada.

– Mieliśmy trójkę dzieci i nic poza tym. Na misjach nie zbija się kapitału – uśmiecha się Dorota. Praca Marka nie wystarczała na utrzymanie. Dorota zajmowała się dziećmi i domem. – Widziałam ciemną plamę, jeśli chodzi o naszą przyszłość zawodową. W tym czasie na rekolekcjach usłyszałam słowo, jak gospodarz powołuje robotników – w różnych porach. I to mnie dotknęło, uwierzyłam, że przyjdzie mój czas – mówi.

Dorota, z wykształcenia psycholog, rozpoczęła szkolenia z psychoterapii. – Powoli otwierały się furtki. To, że dziś pracuję jako psychoterapeuta, jest dla mnie dowodem wierności Pana Boga. Słowo z rekolekcji stało się rzeczywistością – uważa.

Dla Marka kolejne lata też były przełomowe. – Założyłem własną firmę. Zacząłem osiągać sukcesy. Wtedy dotarło do mnie, że praca to zadanie, do którego Bóg mnie powołuje. To było najważniejsze wydarzenie na mojej drodze zawodowej.

Nie zawsze jest łatwo. Marek mówi, że kilka razy doświadczył sytuacji, która wydawała się nie do przejścia. – W pewnej chwili okazało się, że wszystko może być stracone i trzeba znowu zaczynać od zera. Takie sytuacje są zawsze dla mnie czasem pytań: „Czego chcesz mnie nauczyć, Panie?”; „W jaki sposób mnie poprowadzisz?”. W takich momentach zawsze przemawia do mnie słowo Boże.

Co z fakturami?

Dla Marka i Doroty najważniejsze jest nastawienie – do pracy, do sukcesów i porażek. I wiara, że praca jest miejscem obecności Boga w ich życiu. Uważają, że praca nie zawsze musi przynosić dochody. – Nie wszyscy jesteśmy powołani do wielkich zysków. Ani bogactwo nie musi być szczególnym znakiem błogosławieństwa, ani stawanie się bardziej biednym nie musi oznaczać, że lepiej naśladujemy Jezusa – dodaje Marek.

Chodzi zatem o zaufanie. – I słuchanie Boga... – dodają. – To krok dalej niż kwestie etyki czy sprawiedliwości w pracy. Jeśli naśladuję Jezusa, to sam zadaję sobie pytania, czy gdy zatrudniam pracowników, jestem sprawiedliwy w wynagrodzeniu. Nie tylko względem nich, ale również siebie i mojej rodziny. Na to odpowiadasz sobie w sumieniu – uważa Marek.

Te i podobne zagadnienia poruszają w ramach regularnych spotkań Wiara i Praca. – Chodzi o konkrety, gdy rozmawiamy i modlimy się. Komuś spada sprzedaż, ktoś nie wie, jaki system informatyczny kupić, ktoś musi zwolnić pracownika, a komuś nie zapłacili faktur i nie ma jak wypłacić pensji 20 pracownikom. Są tacy, którzy mają sukcesy, o jakich nawet nie marzyli, i tacy, którzy są niemal na dnie. To szczere dzielenie się i szukanie odpowiedzi w wierze na bardzo konkretne sytuacje – podkreśla Marek. Czasem efekt powala największych niedowiarków, przyznaje. Jak w przypadku tych faktur. – Następnego dnia ten, kto zalegał z zapłatą, zadzwonił, przeprosił – mówi.

Marek i Dorota mówią wprost: – Bóg ma realny wpływ na to, co robimy. Po prostu pytamy się: „Co Ty, Panie Boże, o tym myślisz, co zrobić w tej konkretnej sytuacji?”. I Bóg odpowiada w różny sposób. Może nas też prowadzić przez ciemną dolinę. Ale On tam jest. Izraelici spotkali Boga, przechodząc przez Morze Czerwone. To sytuacja, która wydaje się nie do pokonania. A jednak przechodzą. I fale ich nie zalewają – mówią Marek i Dorota.

W Babilonie?

Andrzej pracuje w korporacji, która dynamicznie zdobywa rynek. Tamtego dnia wyjechał o 5 rano do pracy, aby złożyć życzenia świąteczne pracownikom jednego z oddziałów. – Odmawiałem Różaniec za mych pracowników, gdy nagle zdarzył się wypadek na autostradzie. Moje auto odbiło się od kilku samochodów, było całkowicie zniszczone. Ja wyszedłem bez draśnięcia. Wierzę, że to Opatrzność, że Bóg idzie przed nami w naszym życiu zawodowym – mówi.

Od kilku lat co roku spędza tydzień w milczeniu na rekolekcjach w duchu ignacjańskim, prowadzonych przez Chemin Neuf. – Wtedy oczy otwierają się na wiele spraw. Zadaję sobie pytania: „Kiedy rozmawiałem z moim Panem o pracy? Kiedy Go prosiłem o rozwiązanie konkretnego problemu w pracy? Kiedy modliłem się za mojego szefa czy moich podwładnych?” – wylicza. – Wielu czuje się w pracy jak Izrael na wygnaniu w Babilonie. Zastanawiasz się, co robić. A Bóg daje odpowiedź w Księdze Jeremiasza: „Starajcie się o pomyślność kraju, do którego was zesłałem na wygnanie. Módlcie się do Pana za niego, bo od jego pomyślności zależy wasza pomyślność” – cytuje Andrzej. – Miałem dużo trudnych momentów – przyznaje. Jako szef musiał na przykład reorganizować stanowiska pracy, co wiązało się ze zwolnieniami. – Modliłem się za tych ludzi. I choć odbywało się to łagodnie, było nacechowane cierpieniem – mówi. – Nieraz nie rozumiem, dlaczego tak ma być. Oddaję wtedy Bogu to moje niezrozumienie.

Pytany o wartość sukcesu, odwołuje się do przypowieści o cudownym połowie ryb. – To sukces, jaki apostołowie osiągnęli dzięki Jezusowi. I co oni robią? Zostawiają ten sukces, a idą za Mistrzem. Nie przywiązują się do sukcesu, bo wiedzą, komu go zawdzięczają. To jest dla mnie model życia – wyznaje.

Powrót

Marian nie należy do wspólnoty, ale zaangażował się w spotkania Wiara i Praca. Jego droga zawodowa zaczęła się na początku lat 90. – Już wtedy starałem się dowiedzieć, co Kościół mówi o pracy. Wydawało mi się, że jeśli będę ciężko harował, to dużo osiągnę i będę bardziej podobał się Bogu – opowiada. Założył liceum społeczne, ale to nie było zbyt dochodowe. – Wszedłem w marketing i reklamę. Tam łatwo było zapomnieć i o sobie, i o Panu Bogu. Bardzo szybko wiele zdobyłem i bardzo szybko zacząłem wiele tracić. Przede wszystkim zacząłem tracić rodzinę. Potem środowisko wierzących przyjaciół, a w końcu firmę ­– mówi. – To pokazało mi, że jak pędzisz i nie zatrzymujesz się, to w końcu Pan Bóg cię zatrzyma. W rozpaczy człowiek wykonuje krok wiary. I albo zginiesz, robiąc krok w przepaść, albo będzie tam niewidzialna droga. Tylko musisz uwierzyć, że Bóg może cię uratować – dodaje.

Marian zmienił branżę. Wkrótce jednak zaczął znowu ulegać pracoholizmowi. – W 2015 r. doznałem udaru mózgu. Bóg po raz kolejny mnie zatrzymał – wspomina. Stanął na nogi, jak wierzy, dzięki św. Charbelowi. Pół roku po wylewie wrócił do pracy na pełnych obrotach. Problemy też powróciły... – Przestawałem się dogadywać z żoną – przyznaje. W tym okresie Marek zaprosił go na spotkania Wiary i Pracy. – To było jak powrót do początku, gdy zadawałem sobie pytania, jak Pana Boga wprowadzić do mej pracy.

Przyznaje, że Wiara i Praca zmieniły mu perspektywę. Nie ukrywa, że wiele ma w życiu do poukładania. – Wylew spowodował, że w jednej chwili straciłem władzę nad ciałem. Dzięki św. Charbelowi mój człowiek fizyczny powstał na nogi. Dzięki spotkaniom Wiary i Pracy zaczyna powstawać mój człowiek duchowy. Ale do pionu wciąż mi jeszcze brakuje.