Rozstrzelajcie mnie na końcu

Jakub Jałowiczor

publikacja 14.09.2018 05:45

„Jeśli aby wygrać, muszę umrzeć w gwałtowny sposób, przyjmuję śmierć z radością” – pisał z celi ks. Francisco González de Córdova. Niedługo potem padł ofiarą masakry więźniów.

Zakończył się już diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego ks. Francisco Gonzáleza. Zakończył się już diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego ks. Francisco Gonzáleza.

Srebrne gody. Spowiedź na dziedzińcu. Wewnę­trzna radość – notował w 25. rocznicę święceń kapłańskich. Proboszcz z miasteczka Santoña wiedział, że zostanie aresztowany, ale nie chciał uciekać, pozostawiając parafię. W więzieniu martwił się, że musi zamienić sutannę na drelich, i pisał, że burmistrz kazał mu zapłacić tysiąc peset kontrybucji wojennej, a on nie ma nic oprócz długów. Nawet w czasie okrutnego pogromu zachował spokój.

Statek Alfonso Pérez stał się więzieniem i miejscem męczeństwa ks. Gonzáleza.   Statek Alfonso Pérez stał się więzieniem i miejscem męczeństwa ks. Gonzáleza.
Proboszcz z prowincji

Matka ks. Gonzáleza, dwa miesiące po jego śmierci, dostała list. „Najdroższa matko, interesuje mnie tylko niebo i chcę je zdobyć za wszelką cenę – pisał więzień. – Jeśli aby wygrać, muszę umrzeć w gwałtowny sposób, przyjmuję śmierć z radością, jako wielki dar od Boga. Modlę się gorąco do Pana, aby wasze cierpienie stało się radością. Myślę, że będzie ono służyć waszemu zbawieniu”.

Francisco González de Córdova urodził się w Viérnoles w Kantabrii na północy Hiszpanii w 1888 r. Jako 11-latek wstąpił do niższego seminarium. Musiał być dobrym studentem, bo w 1914 r., czyli 3 lata po przyjęciu święceń, został wykładowcą. W 1922 r. objął parafię w Santonii, niewielkim nadmorskim miasteczku. Był gorliwym proboszczem. Założył Bractwo Dziewicy z Portu (patronki kościoła) i wspólnie z 40 katechetami prowadził spotkania, przez które przewinęło się 1,2 tys. dzieci.

Sytuacja w całym kraju zaczęła się jednak komplikować. Po obaleniu w 1931 r. monarchii Hiszpania stała się republiką. Lewicowe władze wprowadzały antykościelne ustawy. Usunięto ze szkół lekcje religii, wypędzono z kraju jezuitów, działalność innych zakonów podporządkowano państwu. Coraz częściej też dochodziło do ataków na duchownych i działaczy katolickich oraz do podpaleń kościołów. W 1936 r. w wielu miejscach Hiszpanii wybuchła anarchistyczna rewolucja.

Zatrzymany do wyjaśnienia

Kantabria uchodziła za konserwatywny region. Jednak i tu w 1936 r. władzę przejęła lewica. Gubernatorem został socjalista Juan Ruiz Olazarán, z zawodu kelner, mający za sobą kryminalną przeszłość. Kierownictwo aparatu bezpieczeństwa objął Manuel Neila Martín. Przed wojną sprzedawca w sklepie, a przy tym mistrz strzelecki, jako policjant okazał się miłośnikiem tortur. Dorobił się też pokaźnego majątku na grabieniu aresztantów. Wojskowi popierający gen. Francisco Franco próbowali wzniecić w Kantabrii powstanie, ale ponieśli szybką klęskę.

Natychmiast po zainstalowaniu marksistowskiego reżimu lokalne władze zaczęły prześladowanie Kościoła. Zabroniono publicznego odprawiania modlitw. Dochodziło do profanacji miejsc kultu i ataków na katolików. Niektóre źródła podają, że zniszczono 54 kościoły. W całym okresie swoich rządów lewica z Santander zabiła 1,7 tys. katolików, frankistów i innych osób. Obiektem prześladowań stał się także ks. González. Zakazano mu odprawiania Mszy św., udzielania chrztów, bicia w dzwony i organizowania procesji. W romańskiej świątyni, gdzie posługiwał, zaczęto wyburzać kaplicę. Normą stały się rekwizycje parafialnego majątku. Pewnej nocy nieznani sprawcy wrzucili do zakrystii butelki z łatwopalnym płynem. 2 września zamknięto kościół. Odtąd proboszcz z Santonii mógł odprawiać Eucharystię jedynie w swoim mieszkaniu. Do potrzebujących wypuszczano go tylko w wyjątkowych wypadkach, a w dodatku za każdym razem wymagana była zgoda burmistrza. Tylko raz udało mu się wydostać bez zezwolenia do umierającego.

16 września wieczorem jeden z parafian ostrzegł ks. Gonzáleza, że idzie po niego milicja. Jakiś czas później taką samą wiadomość przyniosło kilku marynarzy. Chcieli zabrać proboszcza na statek i w ten sposób umożliwić mu ucieczkę do Francji. Naciskali, ale ksiądz nie chciał się zgodzić. Stwierdził, że nie może porzucać parafii. Milicjanci przyjechali do niego o północy. Twierdzili, że z powodu jakiegoś donosu muszą go na krótko zatrzymać. Ks. González trafił do aresztu, potem do zakładu karnego w Santander, a wreszcie, pomimo protestów lekarza, na zamieniony w więzienie statek Alfonso Pérez. W zacumowanej w porcie jednostce przetrzymywano kilkaset osób.

Zastrzelony za twarz księdza

Niedziela 27 grud­nia była wyjątkowo ciepła jak na zimę. Krótko po godz. 13 ogłoszono alarm lotniczy. Było go słychać także na statku Alfonso Pérez. „Nagle rozległ się groźny przeciągły dźwięk syreny – wspominał jeden z więźniów Ramón Bustamante Quijano. – Wszyscy pobiegliśmy na środek pokładu, żeby spojrzeć w błękitne niebo przez otwór włazu”. Na niebie widać było 10 bombowych junkersów Ju-52 i kilka dwupłatowych myśliwców heinkel He-51. Od pewnego czasu samoloty nacjonalistów nadlatywały nad Santander w celach zwiadowczych, dlatego wielu cywilów zlekceważyło alarm i pozostało na ulicach. Junkersy zaatakowały zakłady przemysłowe, ale bomby spadły też na domy i ulice. Zginęło ponad 60 cywilów, a drugie tyle odniosło poważne rany. Wśród zabitych były kobiety i dzieci.

Nalot trwał 15 minut. Zaraz po nim rozwścieczony tłum republikanów ruszył na Alfonsa Peréza, domagając się zemsty. Milicjanci weszli na górny pokład. Zaczęli rzucać w dół granaty i strzelać z pistoletów maszynowych. Okrętowe cele spływały krwią. Więźniowie próbowali chować się w kątach pomieszczeń albo zasłaniać ciałami tych, którzy już zginęli.

Po pewnym czasie napastnicy odeszli, ale to nie był koniec hekatomby. Wkrótce potem przedstawiciele władzy stworzyli doraźny sąd. W jego skład weszli gubernator Olazarán oraz szef bezpieki Neila. Powstały naprędce trybunał orzekł karę śmierci wobec więźniów będących wojskowymi, frankistami lub księżmi. Egzekucje przeprowadzano na podstawie listy, którą miał komendant więziennego statku. Ginęli też ludzie, którzy nie mieli spracowanych rąk. Skazańców wyprowadzano na górny pokład, po czym strzelano im w kark. Trwająca do późnej nocy masakra pochłonęła życie 156 osób, w tym ks. Alejo Pana Lópeza-Mateosa, wybranego na ofiarę, „bo miał twarz księdza”, ks. Alfredo Parte Saiza, a także 22-letniego Joségo Maríę Corbína Ferrera, który umierał z okrzykiem: „Niech żyje Chrystus Król!”.

Święci i uniewinnieni

Ksiądz González pocieszał współwięźniów i zachęcał ich do przyjmowania śmierci ze spokojem. Kiedy jeden z milicjantów zapytał go, czy jest księdzem, spokojnie odparł: – Tak, proboszczem z Santonii. – W takim razie odprawisz Mszę na górze – powiedział funkcjonariusz. – Z przyjemnością – odpowiedział kapłan. – Ale chciałbym, żebyś zostawił mnie na koniec, bym mógł udzielać rozgrzeszenia innym.

Został wyprowadzony na górny pokład i rozstrzelany.

Główni sprawcy pogromu uniknęli odpowiedzialności. Gubernator Olazarán przeżył zdobycie Santander w 1937 r. przez frankistów. Był sądzony przez kolegów partyjnych za defraudację funduszy, ale ostatecznie go uniewinniono. Po wojnie żył na emigracji. Do 1950 r. działał w ruchu socjalistycznym, potem otworzył wydawnictwo. Manuel Neila Martín po wojnie był sądzony we Francji za zabójstwo obywatela tego kraju. Francuzi wypuścili Neilę, który zbiegł do Meksyku.

Ciało ks. Gonzáleza pochowano w zbiorowym grobie. W 1979 r. przeniesiono je do krypty katedry w Santander. W 2002 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny mieszkańców Santander, którzy w czasie wojny domowej oddali życie za wiarę. Diecezjalny etap procesu dotyczącego ks. Francisco Gonzáleza de Córdovy i 79 innych męczenników zakończył się 30 lipca 2018 roku.