Urszulo, bądź dalej naszą katechetką

Przemysław Kucharczak

publikacja 29.08.2018 18:00

Ciało jednej z ostatnich Ślązaczek, które za głoszenie Jezusa były ciągane po salach rozpraw, spoczęło na cmentarzu parafii Radoszowy na granicy Rydułtów i Rybnika.

Urszulo, bądź dalej naszą katechetką Przemysław Kucharczak /Foto Gość Fotografię Urszuli Wieczorek niosła w czasie pogrzebu Basia - wnuczka jej chrześniaczki i przyjaciółki Teresy

Urszula Wieczorek była wyjątkową, obdarzoną iskrą Bożą katechetką. Biskup Herbert Bednorz publicznie powiedział kiedyś o niej: "Pani Urszula jest najlepszą z naszych katechetek". Dzieci słuchały jej, pociągnięte jakby magnetyczną siłą. Przygotowywała także zawsze coś dla rodziców, którzy przyprowadzali dzieci na religię. Oni dzięki tym katechezom też często nawiązywali osobistą relację z Panem Jezusem.

Po usunięciu przez komunistyczne władze w 1961 r. religii ze szkół Kościół przeniósł katechizację do parafii. W 1962 r. za "nielegalne" nauczanie religii pani Urszula była ciągana po salach rozpraw i skazana na grzywnę. Odwiedził ją komornik. Okazało się jednak, że komuniści nie byli w stanie zrobić jej żadnej krzywdy.

Miała 89 lat.

- Tak sobie myślę, że ona teraz na nas patrzy i się uśmiecha. Ale ten jej uśmiech jest, pamiętacie, taki lekko filuterny. Jak się na nią patrzyło, kto ją znał, to się zastanawiał, z czym Urszula wyskoczy - powiedział w czasie homilii na pogrzebie ks. Stefan Czermiński, proboszcz w Katowicach-Zarzeczu. Z Urszulą zaprzyjaźnił się przed laty, gdy jako neoprezbiter został wikarym w Radoszowach. - No i zawsze z czymś wyskoczyła, lubiła niespodzianki. I teraz też wam zrobi taką niespodziankę, bo do was przemówi - powiedział.

Okazało się, że pani Urszula napisała pożegnanie specjalnie na swój pogrzeb. Jedna z przyjaciółek odczytała: "Do domu wracam... Nie pamiętam, kiedy wyszłam. Powiedzieli mi, że było to 7 grudnia XXVIII roku dwudziestego wieku" - padły pierwsze słowa. Obecni w radoszowskim kościele św. Jacka ludzie serdecznie się uśmiechnęli.

Dalej było w tym samym, pełnym humoru stylu. Urszula wspominała, że 37 razy przygotowała dzieci do Pierwszej Komunii Świętej w parafii św. Jacka w Radoszowach. Dni, w których jej wychowankowie przyjmowali Pierwszą Komunię, uważała za najpiękniejsze w swoim życiu. "Po drodze spotkałam też siedmiu chłopców, którzy poszli na służbę do świętego Kościoła i do dziś wiernie służą Panu Bogu" - napisała.

Dodała, że chodziła do siedmiu szkół (polskie, niemieckie i znów polskie), miała siedmiu proboszczów, wizytowało ją siedmiu biskupów i zadziwiało siedmiu papieży. "Fizyczne słabości mogłam naprawiać również w siedmiu szpitalach" - stwierdziła.

Wyliczyła, że pracowała w parafii Radoszowy od 1953 do 2011 roku. "A teraz na Gody Weselne z moim Panem idę, "Do Domu wracam, jak strudzony pielgrzym" - napisała - "Maryję za rękę trzymam, bo sama nie wniosę radości do nieba, z którą tam Jezus czeka na moje niegodne nic" - dodała.

Na pogrzeb śp. pani Urszuli przyjechało dziesięciu księży, w tym jej wychowankowie. - Jak tylko zacząłem dzwonić do ludzi z wiadomością, że Urszula odeszła na tamten świat, to wszyscy się cieszyli - powiedział w homilii ks. Stefan Czermiński, jej przyjaciel i spowiednik.

W czasie zwykłego pogrzebu takie słowa wywołałyby oburzenie bliskich. Ale to nie był zwykły pogrzeb.

Ks. Stefan powiedział, że pod kaplicą przedpogrzebową spotkał mieszkańca Radoszów, który na jego widok obrócił się plecami. Okazało się, że na tych plecach, na koszulce, miał napis "Santa subito". - Zapytał: "Zgadza się?". No zgadza się - śmiał się ks. Stefan. - Tak sobie myślę, że dlatego wszyscy się cieszyli, bo wszyscy czuli, że Urszula żyje tymi słowami świętego Pawła: "Dla mnie żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk" - stwierdził.

Ks. Czermiński przypomniał o dylemacie apostoła, który nie wiedział, co lepsze: zostać z ludźmi i pracować na chwałę Boga czy umrzeć, żeby już być z Bogiem. - Dla Urszuli Pan Jezus wybrał tę pierwszą ewentualność. I dlatego wychowała tyle pokoleń przyjaciół Boga, dla których żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk - powiedział ks Stefan.

Mówił o głębokim życiu duchowym pani Urszuli i o spowiedziach, z których duchowy zysk mieli także spowiednicy. Mówił, że miłością Urszuli przez całe życie była ewangelizacja - nie tylko dzieci. Była moderatorką oazy i wspaniałą moderatorką Dzieci Maryi, była otwarta na nowe, powstające w Kościele ruchy.

Trwało to nawet w jej ostatnich latach, w domu opieki sióstr służebniczek w Chełmie Śląskim. - Opowiedziały mi siostry, że napadała na upatrzoną "zdobycz", zwłaszcza na nowych, żeby ich ewangelizować. Żeby ich złowić dla Chrystusa, z tym swoim charakterystycznym uśmiechem i - kto wiedział, ten wiedział - misternym planem - wspominał.

Kaznodzieja mówił też sporo o maryjności tej niezwykłej katechetki. - Ci, którzy kochają Maryję, nie boją się śmierci, bo wiedzą, że Maryja, jak tylko otworzą oczy po drugiej stronie, już bierze za rękę - powiedział. - Urszulo, bądź dalej naszą katechetką - zakończył.

O niezwykłym życiu Urszuli Wieczorek czytaj w tekście: Kto za nią stoi.