Droga do prostoty

Anna Kwaśnicka, Gość opolski

publikacja 31.08.2018 05:45

Wraz z małymi siostrami i małymi braćmi Jezusa odkrywali dyskretną obecność Boga, który idzie z człowiekiem, ale mu się nie narzuca.

Najpierw droga wiodła przez pola, a ostatniego dnia przez góry. Anna Kwaśnicka /Foto Gość Najpierw droga wiodła przez pola, a ostatniego dnia przez góry.

Piesza pielgrzymka i rekolekcje w ciszy – właśnie to łączy ze sobą doroczny Marsz z bł. Karolem de Foucauld organizowany przez małych braci Jezusa i małe siostry Jezusa. Tym razem przebiegał pod hasłem „Na drogach prostoty” i odbywał się na Opolszczyźnie. Pośród żniw wiódł jakubowym szlakiem Via Regia z Opola przez Dobrzeń Wielki do Skorogoszczy, a następnie Nyską Drogą św. Jakuba aż do Zlatych Hor i sanktuarium Panny Maryi Pomocnej przez Kopice, Pakosławice, Koperniki i Głuchołazy.

Wśród blisko 25 uczestników były osoby w różnym wieku, z różnych stron Polski – m.in. z Białegostoku, Krakowa, Wrocławia, Warszawy, a także ze Słowenii, Niemiec i Francji. Jedni wędrowali po raz pierwszy, inni po raz drugi, trzeci czy siódmy.

Milczenie wyławia najważniejsze słowa

Od początku ważnym elementem tych rekolekcji jest cisza. Zwyczajowo dzień rozpoczyna się godzinną adoracją Najświętszego Sakramentu właśnie w ciszy, wspólnie odmówioną jutrznią i niedługim wprowadzeniem w rekolekcyjny temat dnia. Potem uczestnicy marszu w milczeniu ruszają za krzyżem – w tym roku najczęściej niosła go Ania Skrodzka, która u celu drogi mówiła, że z krzyżem w rękach szło jej się lepiej niż bez niego. Podczas postojów też trwa cisza, aż do popołudniowej przerwy na dzielenie w grupach. – Dzięki ciszy możemy bardziej otwierać się na rzeczywistość wokół nas, na piękno przyrody, przed którym niekiedy można tylko stanąć w niemym zachwycie. Cisza pomaga nam ogałacać się z niepotrzebnych słów czy nawet nawykowej gadaniny, a paradoksalnie poprzez ten brak wyłowić z wnętrza te najważniejsze słowa, otworzyć się na wszystko, co przychodzi. Dzięki temu bardziej zbliżamy się zarówno do samych siebie, jak i do drugiego człowieka. To dlatego, że cisza uczy bardziej słuchać – mówi mały brat Mirek.

– To był mój pierwszy marsz i nie wiedziałem, że cisza jest jego ważnym elementem. Na tradycyjnych pieszych pielgrzymkach do Częstochowy, w których wielokrotnie uczestniczyłem, nieraz właśnie ciszy trochę mi brakowało. To przecież ona pozwala skupić się na tym, co istotne, oraz uczy słuchać drugiego człowieka i przede wszystkim Boga – mówi Jakub Kahul z Krakowa. I dopowiada: – Na co dzień wokół mnie, a także we mnie, jest sporo hałasu, dlatego wejście w ciszę, zwłaszcza w pierwszych dniach naszych rekolekcji, z pewnością nie było dla mnie łatwe. Na szczęście pomagało mi w tym rozpoczynanie dnia godzinną adoracją Najświętszego Sakramentu. – Cisza jest uprzywilejowanym miejscem na spotkanie z Bogiem, a nawet pierwszym językiem Boga, gdyż słowa, pojęcia i rozmyślanie o Nim, które jakoś ciągle kołaczą się w naszych zagonionych, niespokojnych umysłach, są tylko naszą bardzo nieporadną i jakże mizerną próbą przetłumaczenia na nasz złożony język nieskończenie prostej Jego obecności – zauważa mały brat Mirek.

Obecność jest relacyjna

Pierwszy dzień drogi był zaproszeniem do medytowania fragmentu Ewangelii o spotkaniu Jezusa Zmartwychwstałego z uczniami zmierzającymi do Emaus. We wprowadzeniu mały brat Wojtek zachęcał, by dostrzec w tej scenie dyskretną obecność Boga, który idzie z człowiekiem, ale mu się nie narzuca. Kolejne dni prowadziły ku odkrywaniu prostoty Boga, prostoty obecności, prostego i ubogiego Kościoła czy modlitwy prostoty. – Często myślimy, że modlitwa to produkowanie słów. A modlitwa to po prostu stanięcie przed Bogiem i kontemplowanie Go takim, jaki jest. Lubię przyglądać się małym dzieciom, one niesamowicie na mnie patrzą, jakby chciały mnie wchłonąć. Wraz z wiekiem zatraciliśmy taką umiejętność patrzenia – podkreślał mały brat Andrzej w krużgankach drewnianego kościoła św. Rocha w Dobrzeniu Wielkim.

Mała siostra Angelika zachęcała, by swoją relację z Bogiem przeżywać we wzajemnym podarowaniu sobie obecności, by uczyć się tę dyskretną obecność Boga odkrywać – czy to w drugim człowieku, czy to w chwili. Podkreślała, że obecność jest relacyjna, jest dynamiczna, bo otwarta na wspólną drogę dzień za dniem, rok za rokiem. Z kolei mały brat Mirek mówił o kontemplacji. – Ważna jest decyzja, że w tym konkretnym momencie chcę zostawić wszystko. Ważna jest też intencja, nasze pragnienie bycia z Bogiem – podkreślał.

Do Panny Maryi Pomocnej

Pomysł marszu, który na początku nazywany był też „Małą drogą”, zaczerpnięty został z Francji. To tam duchowa rodzina bł. Karola de Foucauld zapoczątkowała marszową tradycję wspólnego pielgrzymowania. Mali bracia Jezusa na co dzień nie prowadzą apostolatu – domów rekolekcyjnych, dni skupienia. Jedyną formą, którą przygotowują raz w roku, są właśnie rekolekcje w drodze do wybranego sanktuarium. Dotąd u celu pieszej wędrówki znalazły się m.in. sanktuarium na Świętym Krzyżu, w Kodniu, w Skrzatuszu, a przed rokiem w Rokitnie.

Tym razem mali bracia wybrali Zlaté Hory w Czechach, kilkanaście kilometrów od granicy z Polską. Zachwyciło ich niewielkie sanktuarium maryjne, położone w środku lasu na stoku góry, które stało się miejscem budowania pojednania między sąsiednimi narodami, niegdyś zwaśnionymi: czeskim, niemieckim i polskim. – Na długo zapamiętam pobyt u celu naszej wędrówki, w sanktuarium Panny Maryi Pomocnej. Ujęło mnie piękno tego miejsca, panujący tam spokój i cisza oraz możliwość modlitwy bez tłumów pielgrzymów w bezpośredniej bliskości cudownego wizerunku Madonny z Dzieciątkiem. Można było poczuć, jakby Maryja mówiła do nas: „Dobrze, że jesteście. Czekałam na was” – opowiada Jakub Kahul.

W pierwszych etapach marszu uczestniczył też mały brat Wolfgang z Duisburga w Niemczech, który urodził się w grudniu 1943 roku w Opolu – wówczas niemieckim, a półtora roku później z mamą i starszą siostrą opuścił miejsce urodzenia i ruszył najpierw do Nysy, a później dalej na zachód. Opowiadając o tamtej drodze, którą zna z opowieści swojej mamy, podkreślał, że te rekolekcje są dla niego drogą pokoju. Od małego brata Wolfganga na pewno można się uczyć uważności na otaczający nas świat przyrody i ludzi. Z radością dostrzegał zmieniające się zapachy, widoki, podmuchy wiatru dające wytchnienie w skwarze. I chętnie dzielił się tym z innymi.

Dotykanie Ewangelii

Każdy wieczór przynosił nowe spotkania, bo każdą noc pielgrzymi spali w gościnie u ludzi – najczęściej w ich domach, czasem w domu parafialnym czy remizie strażackiej. Doświadczali ogromnej hojności, otwartości i głębokich rozmów, dzielenia się życiem i wiarą. Wszystkie spotykane osoby i ich intencje zabierali w dalszą drogę.

Urszula Wicher długo będzie wspominać pana Tadeusza i jego taczkę z napojami. Kiedy w upalny dzień pielgrzymi zatrzymali się przy kaplicy cmentarnej w Mikolinie, w wielu plecakach butelki na wodę były już puste. Najpierw kilka osób poszło prosić mieszkańców pobliskich domów o wodę z kranu, a gdy czas przerwy się skończył i trzeba było ruszać dalej, pojawił się pan, który właśnie na taczce przywiózł całe zgrzewki napoi. Najbliżej stała Ula i to ona w totalnym zaskoczeniu zdążyła spytać o imię dobroczyńcy. Gościnnością zaskoczyły też Sarny Małe i Sarny Wielkie. W tej pierwszej wiosce na pielgrzymów czekał poczęstunek przygotowany zaledwie w kwadrans. Sołtys Stefania Marchwińska i kilku mieszkańców, gdy tylko dowiedzieli się, że za chwilę tuż obok przejdzie pielgrzymka, zastawili stół ogórkami, pomidorami, pieczywem.

Wioskę dalej sołtys Teresa Kociołek czekała na grupę ze świeżo upieczonym ciastem i chłodzącą oranżadą. Koniecznie trzeba wspomnieć sycący krupnik w Skorogoszczy, a także niezaplanowane spotkanie w Wilamowicach Nyskich, gdzie w czasie ulewy pielgrzymi mogli schować się pod dachem tarasu i wypić domowy kompot. – To wszystko było jak dotykanie żywej Ewangelii, a także doświadczenie duchowości Nazaretu, w której tak bardzo istotne są gościnność i otwartość na drugiego człowieka – podsumowuje Jakub Kahul.

TAGI: