Cadillac króla Dawida

publikacja 05.09.2018 05:45

Grzegorz Fels, publicysta i katecheta z Rudy Śląskiej, opowiada o ostracyzmie, zapowiadanych końcach świata i rozmowach ze Świadkami Jehowy.

Grzegorz Fels ze swoją nową książką o Świadkach Jehowy. Przemysław Kucharczak /Foto Gość Grzegorz Fels ze swoją nową książką o Świadkach Jehowy.

Przemysław Kucharczak: Świadkowie Jehowy modlą się, czytają Pismo Święte. Może – przynajmniej w przypadku tych z nich, którzy wcześniej nie wierzyli w Boga – ma to wartość?

Grzegorz Fels: Znam wielu Świadków Jehowy, między innymi wśród uczniów w szkole średniej, w której jestem katechetą. Niektórzy przychodzą do mnie na katechezę jako wolni słuchacze. Są mili, sympatyczni i bardzo ich lubię. Starają się żyć według swojego rozumienia Pisma Świętego. Bywa, że pod wpływem tego, jak słowo Boże rozumieją, zmienili swoje życie na lepsze. Mogą więc być plusy – ale minusów w tej organizacji jest znacznie więcej.

Jakich?

Ciekawie mówił o tym Raymond Franz, były członek Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy, usunięty z organizacji. Przyznał, że przez większość swojego życia wierzył w mit. I że przekonujący mit może być większym wrogiem prawdy niż kłamstwo. Ogromnym minusem jest też to, w jaki sposób ta organizacja każe traktować ludzi, którzy z niej odchodzą.

To znaczy?

To jest totalny ostracyzm. Świadek Jehowy musi się całkowicie odizolować od „odstępcy”, nawet jeśli to jest jego własny syn czy własna córka. Nie wolno z nimi nawet rozmawiać. Ludzie, którzy odeszli z tej organizacji, mówili mi, że aktualni Świadkowie Jehowy na ich widok wysiadają z tramwaju albo przechodzą na drugą stronę ulicy. Ci, którzy zdecydowali się odejść, tracą nagle kontakt z całą rodziną i ludźmi, z którymi przez lata się przyjaźnili. Z tego powodu często się zdarza, że wpadają w depresję i korzystają ze wsparcia psychologów. Odejścia z sekty nie są takie proste. Minusem jest też na przykład podejście do sprawy transfuzji krwi.

Czyli jej zakaz?

Tak. Są ludzie, którzy z powodu zakazu przetaczania krwi umarli, bo wydawało im się, że Bóg tego chce. Podejście Świadków Jehowy do transfuzji jest tym dziwniejsze, że w latach 30. XX wieku oficjalnie w swych publikacjach bardzo ją chwalili, chociaż wtedy nie była jeszcze tak bezpieczna, jak dzisiaj. Wszystko więc było z transfuzją OK do 1945 roku, kiedy nagle stała się zła. A dopiero od 1961 roku zabroniono jej pod groźbą wykluczenia.

Jak zarząd Towarzystwa Strażnica to uzasadnia? Doszukał się zakazu przetaczania krwi w Biblii?

Pismo Święte nie mówi w ogóle o transfuzji, bo wtedy jeszcze nie była znana. Ze strony Świadków Jehowy jest to nadinterpretacja biblijnego zakazu spożywania krwi. Uważają, że skoro nie wolno spożywać krwi, to nie wolno też jej przetaczać. Jednak transfuzja jest transplantacją płynu ustrojowego i nie ma nic wspólnego z konsumpcją. Inna rzecz, że obowiązujący Żydów zakaz spożywania krwi został w Nowym Testamencie zniesiony. Między innymi św. Piotr w słynnym widzeniu dostał nakaz jedzenia „nieczystych” zwierząt (por. Dz 10,9-16). Można zatem jeść wszystko. Świadkowie Jehowy nie chcą brać tego pod uwagę.

Ci Świadkowie Jehowy, którzy odeszli, zaczęli ostatnio się organizować. W zeszłym roku zrobili pikiety przed „Salami Królestwa” m.in. we Wrocławiu, Warszawie, Sosnowcu...

W czerwcu tego roku mała pikieta odbyła się też na rynku w Gliwicach. Byli członkowie organizacji mieli ze sobą wózek, stylizowany na taki, z jakimi stoją Świadkowie Jehowy. Z tym że w wózku była literatura, która demaskuje błędne nauki Świadków. Byłem tam, podobnie jak wcześniej we Wrocławiu.

Podchodzili do was aktualni Świadkowie Jehowy?

Podchodzili tacy aktualni Świadkowie, którzy po cichu nam się zwierzali, że wycofali się z czynnej działalności. Dodawali jednak, że boją się całkiem zrezygnować, bo ich rodziny i wieloletni przyjaciele nadal są w organizacji. Nie są jeszcze gotowi na zerwanie z nimi kontaktu.

Co więc radziłby Pan tym Świadkom Jehowy, którzy noszą się z zamiarem odejścia?

Przede wszystkim doradzałbym im modlitwę. W lepszej sytuacji są ci z nich, którzy odchodzą z całą rodziną. Znam małżonków, którzy odeszli razem, i dlatego było im trochę łatwiej; w mojej książce cytuję ich świadectwa. Jeśli komuś na razie brakuje odwagi, żeby odejść, a chce to zrobić, warto, żeby zaczął powoli przekonywać swoich bliskich. Może w formie pytań na temat jakiejś książki czy znalezionego w internecie artykułu – „Dał mi do myślenia. Co o tym sądzisz?”.

W swojej nowej książce „Byliśmy ofiarami ofiar” wylicza Pan wszystkie dotychczasowe końce świata, które wyznaczyło kierownictwo Świadków Jehowy. Było ich już 19... Jak organizacja tłumaczy się z tych seryjnych wpadek?

Koniec świata miał nastąpić w latach: 1874, 1878, 1881, 1914, 1915, 1918, 1925, 1931, 1932, 1935, 1942, 1948, 1954, 1960, 1961, 1972, 1975, później w okresie pomiędzy rokiem 1984 a 1994, a także przed końcem XX wieku. Świadkowie Jehowy nie chcą w to wierzyć albo bagatelizują sprawę. Mówią, że to była pewna niecierpliwość niektórych wyznawców w oczekiwaniu na przyjście Jezusa. Jednak była to oficjalna i obowiązująca wszystkich nauka. Ale nie wszystko, co Świadkowie głoszą, jest z zasady fałszywe.

Zamieniam się w słuch.

Na przykład w „Strażnicy” z 1 maja 1997 roku napisali znamienne słowa: „Jehowa Bóg pozwala rozpoznać swych prawdziwych posłańców. Czyni to, gdy urzeczywistnia orędzia, które przez nich przekazuje. Potrafi też zdemaskować fałszywych posłańców. Jak tego dokonuje? Ich znaki i przepowiednie obraca wniwecz, czym dowodzi, że są samozwańczymi wieszczami, których orędzia w gruncie rzeczy opierają się na fałszywym rozumowaniu, głupocie i cielesnym sposobie myślenia”.

W swojej książce załącza Pan zdjęcia „Strażnic” z datami kolejnych końców świata. Moją uwagę najbardziej przykuło jednak zdjęcie willi i samochodu, który Świadkowie kupili dla króla Dawida, mającego zmartwychwstać w roku 1925.

To był luksusowy cadillac V-16. Świadkowie w 1925 r. kupili dla króla Dawida aż dwa takie samochody. Takim samym w Stanach jeździł m.in. Al Capone. W całej Polsce było podobno tylko jedno auto tej marki (model Fleetwood V8). Jeździł nim marszałek Piłsudski, a po jego śmierci prezydent Mościcki. Ówczesny prezes Towarzystwa Strażnica Joseph Rutherford twierdził w wydanej w 1920 r. książce pt. „Miliony ludzi z obecnie żyjących nie umrą!”, że w 1925 r., oprócz Dawida, zmartwychwstaną też Abraham, Izaak i Jakub, prorocy Starego Testamentu, a nawet Sokrates. Prorocy mieli zarządzać światem i kierować kolejnością zmartwychwstania innych ludzi.

Znalazł Pan nawet taki cytat z Rutherforda: „Dzwonisz wtedy do książąt w Jeruzalem, przedstawiasz im swoją sprawę i prosisz, aby twój ojciec i matka mogli być wzbudzeni”...

Tak. Prorocy mieli też występować w radio i telewizji.

Co się stało z willą i autami?

Joseph Rutherford miał problemy z alkoholem, więc jego współpracownicy dali mu tę willę, żeby go odsunąć na ubocze. Kiedy w 1942 r. zmarł, willę oraz samochody po kilku latach sprzedano i śladu po nich nie ma, poza zdjęciami i artykułami w kilku przedwojennych gazetach, oraz w ich ówczesnym piśmie „Złoty Wiek” z 15 kwietnia 1931 roku.

Czy zdarzyło się Panu przekonać Świadków Jehowy, że nie mają racji?

Jednym z moich ulubionych tematów do dyskusji z nimi jest Duch Święty. Jeśli się przygotujemy, to w miarę łatwo jest im udowodnić, że Duch Święty jest Osobą Boską. Oni uważają, że jest On tylko mocą Boga, która bez Boga nie istnieje. Pamiętam, jak przed laty umówiłem się z nimi na rozmowę o Duchu Świętym. Mówię, jak opisuje Go Pismo Święte, a moi rozmówcy: „A Jezus...”. Ja na to: „Przepraszam bardzo, ale o Jezusie możemy porozmawiać następnym razem”. Kiedy znowu brakowało im argumentów, zaczęli: „A Maryja...”. Odpowiedziałem, że nie ma sprawy, mogę mówić i o Maryi, ale kiedy indziej. Na koniec przyznali: „Wbił pan nam klina z tym Duchem Świętym. Jak zapytamy starszych, to panu od razu odpowiemy”. To było z ćwierć wieku temu, od tej pory ich nie widziałem, więc starsi chyba jeszcze o tym myślą.

Więc przekonać ich jest trudno?

Podsunąłem kiedyś książkę Włodzimierza Bednarskiego „W obronie wiary. Pismo święte a nauka Świadków Jehowy” rodzicom mojego ucznia, którzy zamierzali przejść do Świadków Jehowy. Dzięki tej książce pozostali w Kościele katolickim, a jego matka mówiła: „Dzięki Ci, Boże, że tego kroku nie zrobiliśmy”. Okazało się, że nosili się z tym zamiarem ze względu na kłopoty finansowe. Na szczęście wszystko się odwróciło. Gdy ktoś już jest Świadkiem Jehowy, trudniej go przekonać, bo oni mają kategoryczny zakaz czytania jakichkolwiek publikacji, które przedstawiają ich w sposób krytyczny. Myślę jednak, że dostępność takich materiałów w internecie będzie robiła swoje.

Co Pan radzi: rozmawiać z odwiedzającymi nas Świadkami Jehowy czy nie?

Jeśli ktoś się czuje na siłach, to można. Z doświadczenia jednak wiem, że trzeba się umówić na jeden temat. Jeśli miałoby to być skakanie po tematach, to szkoda czasu. Warto też pamiętać, że oni nie chcą rozmawiać, oni chcą nawracać. Nieraz jeden udaje, że słucha, a drugi już szuka kolejnego wątku do poruszenia. Oni to wcześniej ćwiczą. Może jednak jakiś nasz argument da im do myślenia.

Grzegorz Fels, „Byliśmy ofiarami ofiar. Byli Świadkowie Jehowy przerywają milczenie”, Wydawnictwo Monumen, 2018.