Problem nr 1

Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny

publikacja 09.04.2010 07:27

Odtajnione niedawno przez IPN materiały wywiadu PRL dobitnie pokazują, jakim zagrożeniem dla sowieckiego imperium był pontyfikat Jana Pawła II.

Problem nr 1 Archiwum Gościa Niedzielnego Jan Paweł II

W czasach, gdy „realizm polityczny” nakazywał zachodnim politykom pełną akceptację dla zdobyczy sowieckiego imperializmu i jego panowania nad rozległymi terenami Europy, Azji i Afryki, papieskie wezwanie, aby Kościół przekraczał istniejące granice, oddychał dwoma płucami – wschodnim i zachodnim, miało siłę prorockiego przesłania.

 

Alarm na Kremlu

W Moskwie szybko odczytano zagrożenia. W notatce, sporządzonej po spotkaniu kierownictwa polskiego Urzędu ds. Wyznań z Radą ds. Religii przy Radzie Ministrów ZSRR, które odbyło się w Moskwie od 19 do 21 lutego 1979 r., odnotowano ogromny niepokój strony sowieckiej alarmującej, że wybór Jana Pawła II „wzbudził w kręgach religijnych ZSRR nadzieję na przetrwanie i rozwój”. Na Litwie i Białorusi środowiska katolickie zaczęły tworzyć grupy domagające się przywrócenia nauki religii. Niepokoiła sytuacja na Ukrainie, gdzie widoczna stała się „aktywizacja środowisk unickich, inspirowanych przez  kard. Slipyja”. Z troską odnotowano, że po tym pontyfikacie „można oczekiwać walki z krajami socjalistycznymi pod sztandarem praw człowieka, wolności jednostki, z usiłowaniem oddziaływania zwłaszcza na młodzież”.

13 listopada 1979 r. sekretariat KC KPZR, a więc kierownicze gremium sowieckiej partii komunistycznej, zaakceptował składające się z sześciu punktów „Wytyczne do działań przeciwko polityce Watykanu w stosunku do krajów socjalistycznych”. Dokument został opracowany przez szefa tajnej policji politycznej KGB Jurija Andropowa i jego zastępcę Wiktora Czebrikowa. Była to polityczna dyrektywa, zobowiązująca instytucje państwowe do działań przeciwko Janowi Pawłowi II. Przeciwko papieżowi rzucono również potężną machinę wpływów sowieckiego imperium na Zachodzie – skorumpowanych polityków, usłużnych przedstawicieli świata mediów i kultury.

Papież Słowianin, bez przerwy wzywający do poszanowania wolności religii oraz prawa wszystkich narodów do suwerennego bytu, stanowił ogromne zagrożenie dla ateistycznego imperium. Sowieckich dostojników przerażała zwłaszcza rosnąca w czasie pontyfikatu Jana Pawła II aktywność Kościoła unickiego na Ukrainie, działającego do tej pory w katakumbach. Obawiali się, że działania unitów sprzyjać będą odradzaniu się ukraińskiego nacjonalizmu. Zwłaszcza szef KGB Andropow wiedział, że dzień, w którym Ukraina upomni się o swój byt państwowy, będzie ostatnim dniem Związku Sowieckiego. Dlatego w tajnym dokumencie nr 184, przygotowanym przez Sekretariat KC KPZR, oceniano, że nie potęga zbrojna czy gospodarcza Zachodu, ale „polityka Watykanu” stanowi największe zagrożenie dla wspólnoty krajów socjalistycznych. Przywódcy sowieccy nie bali się rakiet NATO, gdyż wiedzieli, że nie zostaną użyte. Byli przekonani, że społeczeństwa zachodnie, rozkładane od środka, pozbawione są woli obrony. Bardziej niepokoiły ich coraz bardziej widoczne oznaki ożywienia katolicyzmu w wielu regionach Związku Sowieckiego, przede wszystkim na Litwie, Łotwie, Zachodniej Ukrainie i na Białorusi. Dlatego instytucje państwowe wezwano do zwalczania skutków „papieskiej ofensywy” zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Być może dlatego bułgarskie służby specjalne, znajdujące się pod całkowitą kontrolą operacyjną KGB, rozpoczęły latem 1980 r. intensywny dialog z tureckim terrorystą Ali Agcą, który 13 maja 1981 r. spróbował przerwać ten pontyfikat i zmienić historię świata.

 

Antypapieska „Baszta”

Sowieckie służby miały w tych działaniach wsparcie ze strony organów bezpieczeństwa pozostałych państw komunistycznych, także PRL. 16 czerwca 1980 r. warszawska rezydentura KGB meldowała Centrali: „Nasi przyjaciele (SB) dysponują silną pozycją operacyjną (agenturą) w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni dostęp do papieża i do kongregacji rzymskiej. Oprócz doświadczonych agentów, do których Jan Paweł II jest osobiście dobrze nastawiony i którzy mogą uzyskać audiencję w dowolnym momencie, nasi przyjaciele pozyskali zasoby agenturalne wśród przywódców katolickiego ruchu studenckiego, którzy są w stałych kontaktach z kołami watykańskimi i mają możliwości operacyjne w Radiu Watykańskim oraz w sekretariacie papieskim”.

Wybór kard. Karola Wojtyły na papieża sprawił, że kierunek watykański stał się priorytetem dla peerowskiego wywiadu. Z dokumentów wytworzonych w związku z pracą rzymskiej rezydentury wywiadu PRL, noszącej kryptonim „Baszta”, przebija cynizm i obłuda kierowniczych elit PRL. Gdy oficjalna propaganda głosiła hasła o narodowej dumie z powodu historycznej misji Papieża Polaka, w tajnych dokumentach, które nigdy nie miały zostać ujawnione, kreślono plany walki z nim. W tym okresie rzymską rezydenturą, czyli placówką wywiadu działającą pod dyplomatycznym przykryciem na terenie ambasady PRL w Rzymie, kierowali doświadczeni oficerowie wywiadu PRL:  Fabian Dmowski, ps. „Canto” (1975–1980), Jerzy Porowski, ps. „Bralski” ( 1980–1984), Maciej Dubiel ps. „Dis” (1984–1988) oraz Aleksander Makowski ps. „Irt” (1988–1990). Zadania rezydentury rzymskiej nie ograniczały się jedynie do tematyki watykańskiej (pion I), ale obejmowały także zadania dotyczące wywiadu politycznego (pion R), prowadzonego przede wszystkim wobec znajdujących się we Włoszech instytucji NATO, czy wywiadu gospodarczego (pion G). Jednak od października 1978 r. kierunek watykański otrzymał całkowity priorytet. Jak ujął gen. Jan Słowikowski, dyrektor Departamentu I, czyli szef wywiadu PRL, a jednocześnie oficer łącznikowy KGB w czasie odprawy rezydenta w Rzymie płk. Jerzego Porowskiego, „w pracy rezydentury problemem nr 1 jest Watykan”.

Celem działań operacyjnych było zdobycie dokumentów i wyprzedzających informacji dotyczących działań Jana Pawła II wobec Polski i krajów komunistycznych. Miało to ułatwić walkę z Kościołem i papieżem zarówno w relacjach z władzami PRL, jak i na płaszczyźnie międzynarodowej. Materiałami dzielono się z Moskwą. Rezydentura miała także nawiązać kontakty z watykanistami, czyli dziennikarzami włoskimi, specjalizującymi się w tematyce watykańskiej „w celu typowania i opracowania kandydatów do werbunku”. W latach 80. w siatce informacyjnej wywiadu PRL znajdowały się zarejestrowane w różnych kategoriach operacyjnych, niektóre osoby, głównie polscy duchowni, zatrudnieni w instytucjach Stolicy Apostolskiej lub innych kościelnych. Byli wśród nich szkodliwi agenci, jak duchowny zwerbowany jeszcze w kraju, a później ulokowany w ważnych instytucjach kościelnych w Rzymie, występujący pod dwoma pseudonimami „Potenza” i „Tevere”, czy zakonnik występujący pod pseudonimem „Konrado”. Swą agenturalną działalność rozpoczął już w czasach pontyfikatu papieża Pawła VI. Z pewnością jednak wielu z nich nie miało świadomości, że ich oficjalne bądź towarzyskie kontakty z działającymi pod dyplomatycznym przykryciem oficerami wywiadu PRL są wykorzystywane dla zdobywania ważnych informacji wywiadowczych. W siatce peerelowskiego wywiadu

były osoby różnych narodowości nie wykluczając  Włochów, m.in. bardzo wpływowy i znakomicie zorientowany w realiach instytucji Stolicy Apostolskiej agent, występujący pod pseudonimem „Prorok”. Wiele materiałów zostało zniszczonych, ale do zbadania są setki zachowanych dokumentów operacyjnych, czasem dużej wartości poznawczej. Cała ta kwestia powinna być rzetelnie i gruntownie zbadana przez odpowiednie kościelne komisje historyczne, które do tej pory praktycznie w ogóle nie korzystały z dokumentacji wytworzonej przez wywiad PRL.

Człowiek w białej szacie

Wszystkie działania komunistów obliczone na zdyskredytowanie Jana Pawła II, sparaliżowanie jego aktywności, nie przyniosły skutków. Jesienią 1989 r. waliły się kolejne reżimy komunistyczne w Europie Wschodniej, a najbardziej niezwykłym rysem tych wydarzeń było, że dokonywały się bez użycia siły, zgodnie z papieskim wezwaniem o przemianę serc, ale i przebaczenie, i pojednanie.  Witając wiosną 1990 r. papieża w Pradze, wzruszony prezydent Czechosłowacji, intelektualista i agnostyk, Vaclav Havel, który jeszcze rok wcześniej siedział w więzieniu, powiedział: „ Ojcze Święty. Nie wiem, czy wiem, co to jest cud. Mimo to ośmielam się powiedzieć, że jestem w tej chwili uczestnikiem cudu”. Jeden z amerykańskich biografów Jana Pawła II tak określił naturę tego cudu: „Fakty niezbicie dowodzą, że długiej wojny z komunizmem nie wygrali panowie w czarnych garniturach, dowodzący uzbrojonymi po zęby wojskiem, ale jeden człowiek w białej szacie i jego ochotnicza armia ludzi, którzy w swoich działaniach wyrzekli się przemocy”.