Na pustyni zniechęcenia

o. Jerzy Zieliński OCD

publikacja 03.08.2007 12:04

Idąc przez życie, sami wybieramy ścieżki i sposoby zdobywania świętości. W swoich sercach stawiamy lustra i sprawdzamy, czy pasujemy do obrazu świętości, który sobie nakreśliliśmy. Nawet nie dostrzegamy, że w tych lustrach odbija się karykatura nas samych. To wciąż jest dzieło człowieka. List, 10/2006

Na pustyni zniechęcenia

W cierpieniu Bóg przeobraża serce człowieka. W tym celu wprowadza je w doświadczenie pustyni, które polega na przejściu przez sytuacje dotąd nieznane, utrapienie, głód oraz własną nędzę. Ta specyficzna forma cierpienia wiedzie do poznania tajemnic własnego serca. Proces ten przechodzą wszyscy biblijni przyjaciele Boga. Nie był on oszczędzony nawet tak wielkiemu prorokowi jak Eliasz.

Nie wiemy, w jaki sposób Eliasz został powołany ani jakie były początki jego działalności. Pismo Święte podaje jedynie, że urodził się w Tiszbe w Gileadzie. Poznajemy go w chwili, kiedy w groźnych słowach przepowiada królowi Achabowi długotrwałą suszę. Już jego imię, Elijahu – „Bogiem moim jest Jahwe”, nasuwa myśl, że za jego słowami krył się Boży nakaz. Prorocka misja Eliasza przypada na IX w. przed Chrystusem, kiedy to na skutek działalności Jezabel, fenickiej małżonki króla izraelskiego Achaba, w życiu narodu wybranego zaczyna dochodzić do głosu kult Baala, fenickiego bóstwa płodności. Achab postawił bóstwu świątynię w Samarii i za namową żony uśmiercił setki proroków Boga Jahwe. Ocalał jedynie Eliasz. „Sprowadzona” przez niego dwuletnia susza była karą za odstępstwo Izraela.

Konfrontacja nowego kultu z wiarą w jednego Boga osiąga swoje apogeum podczas próby na wzgórzu Karmel. Wydarzenia te barwnie opisuje pierwsza Księga Królewska w rozdziale osiemnastym. Na rozkaz króla cały lud zgromadził się na szczycie góry, aby być świadkiem swoistego pojedynku między Eliaszem a wyznawcami fenickiego bóstwa. Przygotowano dwa ołtarze ofiarne – jeden dla Baala, drugi dla Jahwe. Czterystu pięćdziesięciu proroków Baala przez kilka godzin bezskutecznie wzywało imienia swojego bóstwa, aby odpowiedziało ogniem, podpalając drewno na swoim ołtarzu. Tymczasem po modlitwie Eliasza „spadł ogień od Pana”; zapłonęło nie tylko drewno na ołtarzu Boga Jahwe, ale też trawa i kamienie wokół niego. Uniesiony zwycięstwem Eliasz wytracił wszystkich proroków Baala, następnie – przekonany o końcu swej misji – „otworzył niebo”, aby wreszcie spadł deszcz.

Ucieczka
Chociaż Eliasz wykazał podczas tej próby, że to Jahwe jest Bogiem prawdziwym, okazało się, że musi uciekać przed zemstą królowej Jezabel. Gdy dowiedział się, że pragnie ona jego śmierci, przestraszył się. Kiedy zaś, przez wyrok królewski, stał się człowiekiem wyjętym spod prawa, nie pozostało mu nic innego, jak szukać schronienia na pustyni. Uciekł nie tylko od królowej Jezabel, ale także od swej prorockiej misji, od odpowiedzialności za swój naród.

Porzucił nawet swego sługę, myśląc, że ten nie będzie mu już potrzebny. Wyczerpany całodzienną wędrówką siadł pod janowcem i żalił się Bogu. Do tej pory wszystko wydawało się w jego życiu iść właściwym torem. Był bohaterem Izraela, prorokiem Boga żywego, dokonywał dla Niego wielkich dzieł. A tu niespodziewanie, w momencie największego powodzenia, harmonia i pokój jego życia zostały doszczętnie zniszczone. Eliasz nie tylko zrezygnował z misji – prosił także Boga o śmierć. Wielki prorok, który słowem zamknął niebo, by nie dawało deszczu, który sprowadził na ziemię ogień, w jednej chwili zmienił się w zwykłego, przerażonego człowieka... Oto potęga ludzkiej słabości.

Rezygnacja
Ogarnięty zwątpieniem i zniechęceniem Eliasz ułożył się pod janowcem i zasnął. Wtedy nad swoim zdesperowanym prorokiem pochylił się Bóg. Pojawił się Jego posłaniec – anioł, który przyniósł pożywienie i nakazał prorokowi, by powstał, jadł i pił. Bóg nakazał mu dalej żyć. Jedz, a więc żyj. Eliasz nie od razu jednak porzucił pragnienie śmierci – po spożyciu posiłku ponownie zasnął. Czynił tak wielokrotnie. Zsyłając posiłek, Bóg dawał mu do zrozumienia, że cierpienie niekoniecznie musi służyć śmierci. Często jest etapem prowadzącym do życia nastawionego na całkowitą zależność od Boga. Dlatego anioł Pański stale powtarzał Eliaszowi: „Wstań i jedz, bo przed tobą długa droga!”. Bóg nie zgodził się, by prorok zrezygnował ze służby. Przeciwstawił się jego desperacji. Nie tylko chciał, aby Eliasz w dalszym ciągu żył, lecz również, aby na nowo podjął podróż. Musi iść dalej, aby się przekonać, że nie wszystko jest stracone. Na razie Bóg nie stawia przed nim żadnych prorockich zadań, mówi mu tylko: „Idź”. Posłuszny Eliasz wyruszył, ale nie był jeszcze gotowy na porzucenie swego zniechęcenia. Kiedy po czterdziestu dniach wędrówki dotarł do góry Horeb, zamiast zapytać Boga o nowe polecenia, wszedł do jaskini i po raz kolejny zasnął.

Co działo się w sercu Eliasza? Zapewne widział rzeczywistość w czarnych barwach, wszystko utraciło dla niego sens. Był przekonany, że jego starania poszły na marne. Nie dopuszczał do siebie myśli, że wydarzenia na górze Karmel mogły przemienić serca Izraelitów. Świadomie trwał w stanie zniechęcenia, a nawet jeszcze bardziej się w nim pogrążał. Okazało się, że w tym śmiertelnym letargu można się zadomowić, można się dobrze poczuć. Eliaszowi było wygodnie nie podejmować walki o życie, a jedynie biernie oczekiwać tego, co się stanie. Nic go nie obchodziło. Jego ciągłe zapadanie w sen obrazuje, że – mimo wyraźnych wezwań Boga – niczego nie chciał zmieniać.

Skarga
Na górze Horeb Bóg zainterweniował ponownie i zapytał proroka wprost: „Co ty tu robisz, Eliaszu?”. Ten poskarżył się, że Izraelici zerwali Przymierze, rozwalili ołtarze, pozabijali proroków i czyhają na jego życie, a jest już przecież ostatnim żyjącym świadkiem Przymierza. Uciekł więc i pragnie wszystko zakończyć. Mimo że „płonął żarliwością”, nie obronił Przymierza. Zawiódł jako prorok. Nie ma już nadziei ani dla niego, ani dla narodu. Powodów swojego rozgoryczenia Eliasz szukał wszędzie dookoła, ale nie widział ich jeszcze w sobie. Zestawiał swoją gorliwość i swoje starania z nienawiścią i przemocą Izraelitów. Jeszcze nie dostrzegał, że jego rozczarowanie wynika raczej z tego, że to, co się wydarzyło, nie pasowało do jego dotychczasowej wizji bycia prorokiem Boga, według której działał i układał plany na przyszłość. Eliasz wyrzucił z siebie całą gorycz, rozczarowanie, a także lęk. Bóg swoim pytaniem sprowokował ten wybuch, wyrwał proroka z apatii, w jakiej trwał od wielu tygodni.

Objawienie
Jak Bóg zareagował na skargę Eliasza? „Wyjdź – powiedział – aby stanąć na górze wobec Pana”. Eliaszowi, ogarniętemu zniechęceniem i rozgoryczeniem, nakazał przyjąć postawę proroka i stanąć przed Jego obliczem. Nastąpiła teofania (objawienie się Boga), przypominająca te z czasów wędrówki Izraela. Tutaj jednak trzy podstawowe żywioły, które zazwyczaj towarzyszą teofanii: wiatr, trzęsienie ziemi i ogień, nie ukazały Boga, lecz poprzedziły Jego przyjście. On pojawił się w szmerze łagodnego powiewu. Dopiero gdy Eliasz usłyszał ten szmer, wyszedł z jaskini i zasłonił twarz, co oznaczało, że odczuł obecność Boga.
Co takiego powiedział Bóg prorokowi w tym dziwnym objawieniu? Prawdopodobnie to, że jest obecny nie tylko w wydarzeniach ujawniających Jego moc (wiatr, trzęsienie ziemi i ogień), doskonale odpowiadających Eliaszowej wizji bycia prorokiem. Jest obecny również w doświadczeniu ciszy, w doświadczeniu pozornej przegranej, pozornej nieobecności. Nawet wówczas, gdy wszystko wydaje się stracone, On wciąż jest i wszystko znajduje się w Jego mocy. Dzięki tej dziwnej teofanii Eliasz stanął przed szansą odkrycia wyzwalającej, ale zarazem trudnej do przyjęcia prawdy. Potrafił służyć Bogu Mocy; dopóki na jego słowo Bóg zamykał i otwierał niebo, dopóki zsyłał ogień, dopóki zwyciężał i rozwiązywał sprawy raz na zawsze, dopóty Eliasz chciał być prorokiem. Nie znał jeszcze Boga, który cierpliwie znosi znieważenie przez człowieka. On wierzył w Boga doskonałości, zwycięstwa, udanych planów, harmonii. Nie potrafił służyć Bogu cierpienia, niemocy, pozornego milczenia.

Powrót
Po tym objawieniu Bóg zwrócił się do Eliasza z bezpośrednim nakazem: „Wyruszaj w swoją powrotną drogę i kontynuuj misję proroka!”. Odpowiedział też na skargę Eliasza, ukazał mu minione wydarzenia z innej perspektywy: „Ty przecież nie wiesz i nie możesz wiedzieć, bo jesteś tylko człowiekiem, że pozostawię w narodzie siedem tysięcy takich, którzy nie klękną przed Baalem i których usta nie ucałują go” (por. 1 Krl 19, 18). Eliasz otrzymał nową misję. Bóg polecił mu namaścić nowych królów i swego następcę, Elizeusza z Abel-Mechola. Kryzys pustyni nie zrodził w mgnieniu oka nowego Eliasza. Jego problemy i zmagania zwłasną niedoskonałą naturą nie zniknęły nagle. Wrócił do tego samego środowiska, w którym żył przed kryzysem. Dzięki temu doświadczeniu Eliasz odkrył jednak Boga, który może czekać, który działa przez słabość i który nie potrzebuje proroka, by ten go bronił, lecz po to, by po prostu wykonał powierzoną mu misję.

Idąc przez życie, sami wybieramy ścieżki i sposoby zdobywania świętości. W swoich sercach stawiamy lustra i przeglądamy się w nich, sprawdzamy, czy pasujemy do obrazu świętości, który sobie nakreśliliśmy. Nawet nie dostrzegamy, że w tych lustrach odbija się karykatura nas samych, naszych planów, naszych pragnień, naszych dążeń. To wciąż jest dzieło człowieka. Jezus rozbija więc nasze lustra, a w zamian daje nowe, w których odbija się już nie ludzka karykatura, lecz Jego Najświętsze Oblicze, bardzo często cierpiące.

***



O. Jerzy Zieliński - karmelita bosy, rekolekcjonista, radny prowincji krakowskiej karmelitów bosych, zajmuje się historią zakonu i teologią duchowości.