Żaden tam horror

Z ks. Andrzejem Trojanowskim rozmawia Julia Markowska

publikacja 11.02.2008 15:58

Julia Markowska: Kiedy jechałam na spotkanie z egzorcystą, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na miejscu spotkałam miłego i sympatycznego kapłana, który mówi o olbrzymiej wartości modlitwy i sakramentów.

Żaden tam horror

ks. Andrzej Trojanowski: – Faktycznie, ludzie najczęściej patrzą na praktykę egzorcyzmów w Kościele przez pryzmat horrorów, filmów, książek fantastycznych, czyli rzeczy, które są w jakimś stopniu również kreowane przez złego ducha. Jemu bardzo zależy, by ten obraz praktyk kościelnych był wynaturzony. Musimy mieć świadomość, że zły duch jest inteligentny i na wszelkie sposoby utrudnia rozpoznanie tego, czym jest prawdziwa modlitwa i czym jest egzorcyzm. A jest on niczym więcej, jak rozkazem w imię Jezusa Chrystusa i Kościoła, by zły duch odszedł od opętanej osoby.

W Polsce jest ponad pięćdziesięciu egzorcystów. Czyli jest to dość elitarne grono. Jak to się stało, że Ksiądz do niego dołączył?
– W czasie studiów doktoranckich mieszkałem pod Paryżem w sanktuarium Matki Boskiej Dobrego Uwolnienia. Ze względu na czarną skórę Patronki, do tego kościoła przychodzili przede wszystkim ludzie kolorowi. Pewnego dnia czarny mężczyzna, świetnie wykształcony, poprosił mnie o modlitwę. Nie mógł współżyć ze swoją białoskórą żoną. Podejrzewał on, że jego bracia, którzy byli przeciwni temu związkowi, odprawiali przeciwko niemu rytuały voodoo. Nie dowierzałem jego historii, jednak nie mogłem przecież odmówić mu modlitwy. Zaprosiłem go do zakrystii i zacząłem się nad nim modlić. Zaczął się najpierw bardzo pocić, później upadł, zwijał się i syczał jak wąż. Prosiłem Pana Jezusa, by ocalił mnie i jego od działania złego ducha. Trwało to kilkanaście minut, potem wstał, otrzepał się i wyszedł z kościoła. Po kilku miesiącach do mnie wrócił i oznajmił, że jego żona jest w ciąży, że wszystko minęło. To było moje pierwsze doświadczenie z tego rodzaju rzeczami. W Szczecinie trafiali do mnie coraz to nowi ludzie, którzy potrzebowali pomocy. Aż w końcu otrzymałem upoważnienie od księdza arcybiskupa do posługi egzorcysty przy sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa. Od tej pory nieustannie podejmuję ludzi duchowo udręczonych.

Duchowe nękania, a szczególnie opętanie demoniczne, potocznie odbierane są jako choroba psychiczna. Jak sama przekonałam się w Poczerninie, tacy ludzie budzą strach, żeby nie powiedzieć odrazę.
– Niektóre objawy zniewoleń duchowych przypominają dolegliwości psychiczne, ale nimi nie są. Ludzie czują się straszeni, duszeni, nawiedzani przez zjawy czy też inaczej jeszcze maltretowani przez niewidzialne siły. Zwłaszcza wtedy, gdy usiłują się modlić. Nieraz to są bardzo dzielni ludzie! Osoby cierpiące psychicznie – jeśli takie się zdarzają – zachęcam do wizyty u psychiatry.
Mieszkańcy wsi nie mają powodu, aby się ich obawiać. Podczas spotkania tłumaczyłem im, że nie są to ludzie niebezpieczni. W Szczecinie spotykałem się z nimi w centrum miasta, na plebanii, i nikomu nigdy nic się nie stało.

Kto najczęściej szuka u Księdza pomocy?
– Najczęściej są to osoby duchowo zdestabilizowane, które poszukiwały szczęścia, zdrowia i miłości poprzez praktyki okultystyczne, które są nie do pogodzenia z duchowością chrześcijańską. Inni przychodzą z powodu nierozwiązanych przez lata konfliktów sumienia, wewnętrznego bólu i zmagania z samym sobą. Ci, którzy zdali już sobie sprawę, że o własnych siłach nie są w stanie się uwolnić od konsekwencji kursów ezoterycznych, praktyk magicznych, wizyt u jasnowidzów, rzekomych uzdrowicieli... Czasami są to także osoby bezskutecznie leczone przez wiele lat przez psychiatrów. Okazuje się bowiem, że ich choroba jest spowodowana niezałatwionymi sprawami duchowymi. Wśród nich pierwsze miejsce zajmuje nienawiść do kogoś z bliskich, brak przebaczenia, doznana krzywda, jaką jest np. wykorzystanie seksualne w dzieciństwie. Są to także ciężkie, niewyspowiadane grzechy, które mogą być dla złego ducha swego rodzaju furtką, którą ten usiłuje wykorzystać przeciwko samemu człowiekowi. Potrzebują oni nie tylko posługi uwolnienia, ale też dogłębnego nawrócenia i odrodzenia w Chrystusie.

Co spowodowało, że znaleźli się w takim stanie?
– Niemal każdy człowiek chce panować nad swoją przyszłością i zdrowiem. Czasem pojawia się pokusa, by porozmawiać o niej z wróżką, jasnowidzem czy bioenergoterapeutą. Jednak dla wielu z nich kontakt z takimi „specjalistami” jest początkiem schodzenia na manowce życia chrześcijańskiego. Zamiast się modlić, zamiast ufać Bogu i pracować nad własnym życiem, kupują rozmaite talizmany, które mają odczyniać zło, zbierają tzw. energie, którym de facto przypisują cechy boskie. Wielu z uczestników kursów Silvy czy reiki nie zdaje sobie nawet sprawy, iż są one inspirowane przez duchowe siły, nie mające nic wspólnego z Bożym działaniem. Praktyczne odwrócenie się od drogi chrześcijańskiego życia jest początkiem demonicznych zniewoleń.

Nie jest proste być orędownikiem pomocy ludziom niezrozumianym. Dlaczego Ksiądz to robi?
– Musimy pamiętać, że ludzie duchowo udręczeni nie są wykluczeni z Kościoła, wbrew wulgarnym czy powierzchownym wyobrażeniom. Nie są to zboczeńcy, wampiry czy psychopaci. Bo tacy nie proszą mnie o pomoc. Do mnie przychodzą ludzie spragnieni posługi duchowej. Pomagam im jako ksiądz, który modli się o uwolnienie spod udręk, działań złego ducha. Osoby nękane i dręczone przez szatana z powodu swej miłości do Boga są wielkim skarbem Kościoła, choć często czują się niezrozumiane przez innych... Dlatego czuję, że ciąży na mnie jarzmo odpowiedzialności za nie. Jako kapłan mam obowiązek towarzyszyć im w duchowych zmaganiach i pomóc powrócić do Boga. Po prostu.


Za: Gość Niedzielny 1/2008