Rozmowa wstępna do seminarium

Mówi Ks. dr Joachim Waloszek, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu

publikacja 30.03.2008 16:47

Za szczególne dobrodziejstwo mojego rektorskiego urzędowania poczytuję sobie obowiązek i przywilej rozmowy wstępnej z kandydatami do seminarium, i stwarzaną przy tej okazji możliwość zadziwienia się (ciągle od nowa) tajemnicą i darem powołania kapłańskiego.

Rozmowa wstępna do seminarium

Jakżeż różne i przedziwne mogą być drogi, którymi Duch Chrystusa dociera do serc młodych ludzi ze swoim zawołaniem: „Pójdź za mną”. Ostatecznie nic i nikt nie jest w stanie Mu w tym przeszkodzić, ani tzw. zły świat, ani mnożące się patologie życia rodzinnego, ani nawet gorszący przykład niektórych księży, o których ostatnimi czasy głośno w mediach.

Powołanie pozostaje w swej istocie nieodgadnioną i nieobjaśnialną tajemnicą Serca Boga, który wzywa, kogo sam chce, czasem zupełnie nie według naszych myśli i wyobrażeń. Co nie przeczy prawdzie, iż urodzajną glebą wzrostu zasianego w sercu przez Boga ziarna powołania pozostaje żywe, kościelne środowisko wiary, dobre wychowanie w rodzinie, rzetelna formacja katechetyczna, zaangażowanie we wspólnocie parafialnej, ministranckiej itp... Podczas rozmowy wstępnej (tzw. kwalifikacyjnej) z aspirantem do seminarium pada pytanie o motywację jego decyzji. Odpowiedzi, które słyszę, są bardzo podobne do siebie i niemal bez wyjątku krążą wokół standardowej formuły, często pojawiającej się w pisemnych podaniach o przyjęcie do seminarium: „Chcę służyć Bogu i ludziom w Chrystusowym Kościele”. I jestem przekonany, że tak jest naprawdę, że nasi kandydaci kierują się szlachetną i religijną motywacją w wyborze kapłańskiej drogi życia. Pełni młodzieńczego zapału, idealizmu zdecydowanie opowiadają się po stronie kapłaństwa postrzeganego nie jako zawód, ale jako posłannictwo i misja, jako służba, w której istotną rolę odgrywa bezinteresowna chęć poświęcenia życia dla czegoś ważnego, dla świętej i dobrej sprawy, zwłaszcza chęć pomocy ludziom w trudzie życia.

W parze z tym idzie najczęściej pragnienie pogłębienia osobistej więzi z Bogiem i świętości życia. Z ankietowych badań wynika, że subiektywna motywacja kandydatów do kapłaństwa niemal w całości wyczerpuje się w racjach religijnych. Wydaje się, że o ile w ostatnim czasie zyskuje znaczenie motyw troski o osobistą doskonałość, to bardzo zdecydowanie traci na znaczeniu motyw promocji społecznej – kapłaństwo nie kojarzy się już młodym chłopcom z wysoką pozycją społeczną i naturalnym autorytetem. Przeciwnie, coraz bardziej kojarzy się z niechęcią i dezaprobatą, zwłaszcza środowiska rówieśników.

Nie śmiem kwestionować szczerości intencji moich młodych rozmówców. Czym innym jednak jest szczerość pragnień i zamierzeń, przeżywanych w sferze życzeniowej, a czym innym zdolność, dyspozycja do ich urzeczywistnienia w praktyce życiowej. Tu pojawiają się rzeczywiste problemy. Wydaje się bowiem, że nie tylko na poziomie intelektualnych kwalifikacji, ale przede wszystkim, jeśli chodzi o dojrzałość emocjonalną i kondycję wolitywną, nasi kandydaci przedstawiają coraz bardziej „kruchy materiał” ludzki, ciągnąc za sobą do seminarium najróżniejsze wyobrażenia i przyzwyczajenia postmodernistycznej cywilizacji. Na trudnej seminaryjnej drodze formacji i weryfikacji powołania, która nierzadko staje się również drogą konfrontacji dwóch kontrastujących ze sobą światów, a nawet drogą swoistego „odwyku”, łatwo o iluzje, rozczarowania, porażki i zniechęcenie.

Nic dziwnego, że zaledwie połowa rozpoczynających seminaryjną drogę dochodzi do celu, jakim jest kapłaństwo. Tym bardziej potrzeba więc intensyfikacji wysiłków, aby odpowiedzialnie i rzetelnie wspierać powołanych na trudnej drodze przygotowania do kapłaństwa. Jest to zadanie nie tylko seminarium, ale całego kościelnego środowiska. Jest wiele prawdy w twierdzeniu, że tacy będą księża, jaka jest wiara ludu Bożego.