Bóg ma czasem dziwne drogi – rozmowa przed beatyfikacją M. Celiny Borzęckiej

Radio Watykańskie/J

publikacja 15.10.2007 12:51

Żona, matka, wdowa, zakonnica – w tych słowach można streścić życiorys przyszłej polskiej błogosławionej. Jej postać jest tym bardziej ciekawa, że to chyba jedyna matka, która wraz z córką założyła zgromadzenie zakonne.

Bóg ma czasem dziwne drogi – rozmowa przed beatyfikacją M. Celiny Borzęckiej

O niezwykłym życiu i powołaniu Matki Celiny Borzęckiej, Beata Zajączkowska rozmawia z postulatorem w jej procesie beatyfikacyjnym ks. Wiesławem Śpiewakiem. Beatyfikacja Matki Celiny Borzęckiej odbędzie się 27 października w Rzymie, w Bazylice św. Jana na Lateranie.

RV: Tę ciekawą postać można określić czterema słowami: żona, matka, wdowa, zakonnica. Kim była Matka Celina Borzęcka?

Ks. W. Śpiewak: Te słowa mówią praktycznie wszystko. Tak wygląda jej życie. Jest ono zawarte między rokiem 1833 a 1913, są to daty jej urodzin i śmierci. Chociaż bardzo tęskniła za życiem zakonnym, jednakże posłuszna woli rodziców zdecydowała się wyjść za mąż za znacznie starszego od siebie mężczyznę. Miała wówczas 20 lat. Była dobrą żoną. Z tego związku na świat przyszło czworo dzieci. Dwoje zmarło w dzieciństwie. Celina była również dobrą matką. Starała się nie tylko o elementarną edukację swych dzieci, ale również o ich wychowanie patriotyczne. Z tego wynika też jej czynny udział w pomocy powstańcom styczniowym. Kończy się to jej aresztowaniem i po konfiskacie majątku w ramach represji po powstaniu, właściwie wymusza konieczność emigracji. Kiedy mąż zostaje sparaliżowany, Celina cały czas się nim zajmuje, pomaga mu spełniając najdrobniejsze nawet posługi. Kiedy zostaje wdową, to najpierw troszczy się by jej córki ułożyły sobie życie. Jedna z wychodzi za mąż, druga zostaje przy matce. Wtedy jakby wraca pragnienie z młodzieńczych lat, że Bóg ją powołuje do życia zakonnego. Jedzie więc do Rzymu w nadziei, że w stolicy chrześcijaństwa uda się jej to pragnienie zrealizować. Spotyka ks. Piotra Semenenkę, współzałożyciela zmartwychwstańców. Właściwie od pierwszego spotkania w konfesjonale, w kościele św. Klaudiusza, zaczyna się w niej rodzić coś, co zaowocuje potem założeniem sióstr zmartwychwstanek. Zostaje zakonnicą. I możemy powiedzieć, że jest zakonnicą „na pełnym etacie”. Wcześniej całkowicie poświęcała się jako żona i jako matka, teraz jest tak samo. Całkowicie oddała się temu, co Bóg w danym momencie dla niej przewidział i co ona odczytała jako Jego zamysł względem siebie. W tym wszystkim ukazuje się jej charyzmat założycielski. Pozostaje czynna do samego końca. Umiera 26 października 1913 r. w Krakowie, będąc w podróży. Chciała jeszcze zwizytować siostry, zobaczyć jak działają fundacje w Kętach, Warszawie i Częstochowie. U Matki Celiny osobiście bardzo podoba mi się to, że cokolwiek w życiu robiła, cokolwiek odkrywała jako element woli Bożej względem siebie, robiła to dobrze, do samego końca. Myślę, że to jest cecha jej świętości.

RV: Czy istnieje wiele takich zakonów, które zakłada matka z córką?

Ks. W. Śpiewak: Nie ma takich zakonów! Zgromadzeń żeńskich jest sporo, ale historia tych zgromadzeń raczej nie zna takiej sytuacji, aby u początków stały matka i córka. Jest to przypadek sióstr zmartwychwstanek. Córka Celiny, Jadwiga zdecydowała się stanąć przy matce, kiedy ta postanowiła dać początek nowemu zgromadzeniu. To właśnie one dwie, jako pierwsze zmartwychwstanki, składają śluby 6 stycznia 1891 r. To jest ewenement. Pewnie też szczególny sposób, w jaki Bóg prowadzi konkretnego człowieka, czy dzieje Kościoła. Bogdan Jański, założyciel zmartwychwstańców mawiał: dziwnymi drogami prowadzi nas Pan Bóg do swoich celów. Myślę, że także w tym przypadku tak jest, chociaż już wcześniej zamysłem Celiny było życie zakonne. Do założenia zgromadzenie potrzebna była jej jednak córka Jadwiga. Potrzebne było więc najpierw życie małżeńskie i rodzinne. Jadwiga umrze wcześniej, jednak u początków dzieła były we dwie z matką.

RV: Celina już jako młoda dziewczyna chciała wstąpić do zakonu wizytek w Wilnie. Czy z okresu jej małżeństwa zachowały się jakieś pisma czy listy w których wraca do tego pragnienia?

Ks. W. Śpiewak: Jeżeli nawet o tym myślała i jeśli gdzieś to w jej sercu zostało, to widzimy wyraźne przyjęcie woli Bożej. Ono jest swoistą charakterystyką jej życia. Wskazują na to przygotowane positio o cnotach oraz jej listy czy też pisma o niej. Taka była wola Boża. Ona przyjmuje wolę Bożą i całkowicie się jej oddaje. Tam nie ma jakiegoś wracania myślą i zastanawiania się: a może jednak? A przecież podstaw ku temu miałaby sporo. Życie małżeńskie nie było usłane różami: paraliż męża, utrata dwojga małych dzieci. Mogłaby powiedzieć: może jednak źle zrobiłam. Tego jednak u Celiny nie znajdujemy. Widzimy natomiast jej zgodę: Pan Bóg tak chciał, taka jest Jego wola i tak trzeba. Bóg ma czasem swoje dziwne drogi. My, patrząc na nie z perspektywy czasu możemy próbować ocenić, czy tak należało postąpić. Celina jest całkowicie oddana temu co w danym momencie robi: jako żona, matka i potem jako wdowa. Ona oddaje całą siebie temu, co w danym momencie jest jej życiem. Nie zostawia jakichś uchylonych furtek.


RV: Jaki cel wyznaczyła Matka Celina zgromadzeniu, które założyła ze swą córką?

Ks. W. Śpiewak: Zmartwychwstanie uznała za tajemnicę szczególną. Jest ono połączone z Krzyżem, gdyż jest to tajemnica paschalna. Jej chodzi o zmartwychwstanie społeczeństwa. Ta myśl zadomowi się w teologii Kościoła na dobre nieco później. To jest charyzmat wywodzący się od księży zmartwychwstańców, Bogdana Jańskiego i jego dwóch duchowych synów, Piotra Semenenki i Hieronima Kajsiewicza. Chcą robić wszystko, aby samemu zmartwychwstać i przez to przyczynić się do zmartwychwstania społeczeństwa. To jest czas emigracji. Polska nie istnieje, żyje pod rozbiorami, ale nie chce się z nimi pogodzić. To jest czas wielkich, narodowych zrywów i powstań. W tym duchu rozczarowanych polskich nadziei Bóg wzbudza charyzmat założycielski. Pomaga zrozumieć, że do odnowy Polski potrzeba odnowienia ducha, czyli innymi słowy potrzeba zmartwychwstania ducha i zmartwychwstania moralnego. Dlatego przychodzą zmartwychwstańcy i zmartwychwstanki. To jest charyzmat paschalny, który ma się weryfikować w życiu konkretnego człowieka. Jakiekolwiek drogi będą do tego prowadziły - trzeba te drogi przedsiębrać. To będzie praca wychowawcza, gdyż trzeba formować nowego człowieka. To będzie praca misyjna, w której zmartwychwstanki pójdą na początku do Stanów Zjednoczonych i do Bułgarii. To nie są jakieś ogromne misje. Jest to jednak dawanie świadectwa temu, iż żyją pewnym doświadczeniem Boga, który umarł i zmartwychwstał, że chcą to doświadczenie nieść i zapalać w innych, aby i oni mogli płonąć ogniem tego charyzmatu. Jakiekolwiek będą drogi Opatrzności, trzeba je przyjąć i nimi iść.
RV: Kim są pierwsze kobiety, które idą za Borzęckimi?
Ks. W. Śpiewak: To są głównie Polki pochodzące ze środowisk związanych z paniami Borzęckimi. Powiedzmy, że u początków są elementy szlacheckie. Wysoka szlachta wspiera te dzieła ekonomicznie. Zapewne wspiera też modlitwą. To są pobożne kobiety, które w rzymskich rodach znalazły się w wyniku małżeństw, czy na skutek czasowego pobytu. Te panie zaczynają gromadzić się razem. Zaczynają przyciągać swoją modlitwą, ascezą. Powoli przychodzą następne. Na początku Polki, potem Włoszki. Kiedy zgromadzenie wychodzi poza Rzym uzyskuje aprobatę kościelną zaczyna prężnie funkcjonować i pojawiają się lokalne powołania. W zależności od tego, gdzie zgromadzenie jest obecne i gdzie zaczyna działać, stamtąd powoli przychodzą nowe powołania.

RV: Czy zachowały się jakieś pisma Matki Celiny o tych początkach? Jak je wspomina?

Ks. W. Śpiewak: Jest jej piękny dziennik. Początki wspomina z entuzjazmem. Pisze, że nie tak łatwo było jej odczytać wolę Bożą na tyle, by na tym zbudować własne życie i zarazem oprzeć życie tych ludzi, którzy zaczynają jej ufać. Widzą w niej jakąś przewodniczkę. W dzienniku można odnaleźć, może nie tyle chwile zachwiań, ile jakieś momenty zastanowienia się. Łatwo przecież nie było. Nie było choćby na początku łatwo ze zmartwychwstańcami. Ale jak Bóg daje charyzmat, to da i siłę wytrwania. To widzimy u siostry Celiny Borzęckiej. Stawiała czoła różnym doświadczeniom. Nie wszystkie z kobiet, które na początku przychodziły na spotkania się ostały. Niektóre poszły swoją drogą, bo znalazły jakąś inną realizację. Niektóre chciały być bardziej kontemplacyjne niże czynne, to wszystko chwiało też fundamentami zgromadzenia. Te pisma o tym mówią. Wzruszający jest jej dziennik duchowy oraz listy pisane do córki szczególnie w chwili kiedy ich drogi się rozchodzą. Jedna zajmuje się nowicjuszkami, druga próbuje budować zgromadzenie na zewnątrz. W tych listach wymieniają myśli i wzajemnie się wspierają. Jest w tym niezwykły urok oraz dużo uczucia i ciepła.

RV: Czy jeśli chodzi o charyzmat, Matka Celina siostrom zostawiła coś takiego, z czego za żadną cenę nie mogą zrezygnować?

Ks. W. Śpiewak: Regułę Ośmiu Błogosławieństw. Ona stanowi podstawę ich funkcjonowania. Jezusowe błogosławieństwa są przełożone na konkretny wymiar życia zakonnego. Siostry mają drogą tych Błogosławieństw iść po to, aby same stawały się świętymi. To jest ich droga do świętości, program życia chrześcijańskiego dostosowany do wymiaru życia zakonnego i do ich apostolatu. Ogromnie ważne są też ostatnie słowa, jakie Matka Celina zostawiła siostrom: Ut unum sint! Wzywała by były jedno, apelowała by ta jedność w nich była. Każda z sióstr jest inna, każda z nich ma swój pomysł na własną drogę. Stąd Matka wzywała by tym, co je będzie jednoczyć było zmartwychwstańcze powołanie przeżywania tajemnicy paschalnej, niezależnie od tego, że czasem te drogi będą rozmaite, bo jedna będzie bardziej się odnajdywała w takim czy w innym aspekcie ich misji, ale żeby trwały w jedności. Jest to wołanie o to by tak jak matka i córka u początków, tak i one tę jedność zachowywały. Myślę, że to jest bardzo mocne przesłanie, które siostrom zostało zostawione w testamencie ostatnich już dni Matki Celiny. RV: Co przyszła błogosławiona może powiedzieć współczesnemu człowiekowi?

Ks. W. Śpiewak: Przede wszystkim uczy nas, że w pewnym momencie historii człowieka, pojawił się Ktoś niezwykły, Jezus Chrystus. I pojawił się po to, aby przeżyć nasze ludzkie życie i aby przeżyć je w pełni. Przychodzi On po to, aby na ziemi zapalić ogień nadziei.

RV: Tak, ale tego uczy nie tylko Matka Celina...

Ks. W. Śpiewak: To zapalenie ognia nadziei, przejście do Zmartwychwstania dokonuje się przez Krzyż i przez śmierć i to jest charyzmat zmartwychwstańczy. Mówi nam, że Wielkanoc jest godziną, w której zrodziła się nadzieja dla całego świata i dla wszystkich czasów i że nie ma takiej sytuacji w życiu człowieka, w której nie byłoby płomyka nadziei. Matka Celina pokazuje nam to własnym życiem. Jest jeszcze druga rzecz. Niezależnie od tego, w jakim stanie żyjemy, bo to jest też ciekawe u Matki Celiny, że ona żyje w różnych stanach, jakby skupia w sobie rozmaite drogi kroczenia chrześcijańskiego: jest małżonką, matką, wdową, zakonnicą. Ona tę rozmaitość w sobie w pełni przeżywa. Pokazuje, że niezależnie od tego, jaką drogą idziemy, jaką drogą ja idę, w każdym z tych wymiarów mogę nieść nadzieję. Mogę zmartwychwstawać, mogę sam przeżywać Boga i komuś tego Boga dawać. Mogę być apostołem i mogę stawać się świętym, bo przecież ona uświęciła się nie tylko jako zakonnica. Droga jej uświęcenia prowadzi także przez życie małżeńskie i rodzinne, a jak mówiliśmy nie było ono wcale łatwe. Potem życie zakonne, jakby rozwija całość tej świętości. Celina może skoncentrować się już całkowicie na jednym: na Bogu. To nam mówi: jakąkolwiek drogą kroczysz, możesz stać się świętym! Myślę, że to jest to główne przesłanie. Podstawą jest nadzieja. Ja z tej nadziei czerpię i tę nadzieję przeżywam. Gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię.