Miłość na odległość

Tomasz Gołąb

publikacja 09.06.2008 16:36

Esnarth Banda straciła najpierw ojca, potem matkę. Oboje zabrał AIDS. Salezjanka Ryszarda Piejko codziennie wypatruje na ulicach Lusaki setki takich dzieci. Sześcioro przyjechało właśnie do Polski.

Miłość na odległość

Ognista żółta kula podnosząc się zza palm bananowców budzi codziennie 11 milionów Zambijczyków. W tym kilkadziesiąt dziewcząt, którymi w założonym przez polskie salezjanki City of Hope, Mieście Nadziei, na przedmieściach Lusaki, zajmuje się s. Ryszarda Piejko. Zwykle nazywają ją po prostu mamą.

Milion dolarów rocznie
W czteroosobowych pokoikach mieszkają najczęściej sieroty, dziewczęta zabrane wprost z ulicy, zagrożone i zepchnięte na margines. Przy pomocy sióstr odzyskują swoją godność. Kończą założoną przez nie szkołę, zdobywają zawód, wychodzą za mąż. – Bez pomocy materialnej z Polski nie mogłybyśmy jednak nic – przyznaje s. Piejko. Niedawno rzymska inspektorka zakonu wyznała, że to wspaniałomyślność Polaków zapewnia trwanie salezjańskich dzieł w Afryce. Ogromna część tej pomocy dociera w postaci „Adopcji na odległość”. – Tylko w 2007 r. na dzieci objęte programem adopcji zostało przekazanych misjonarzom 925 tys. dolarów, o ponad 230 tys. więcej niż w 2006 r. – mówi ks. Stanisław Rafałko, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, misjonarz i inicjator akcji. Od początku istnienia programu „Adopcja na odległość” wzięło w nim udział ponad 4600 darczyńców. Blisko 900 przystąpiło do niego w ubiegłym roku. To pozwoliło objąć adopcją 1455 dzieci i 11 kleryków (6 z Ugandy i 5 z Zambii), którym fundowana jest nauka w seminarium.

Kocham cię „biała mamo”
Wśród fundatorów, bardzo często nazywanych przez afrykańskie dzieci „białymi rodzicami”, jest Elżbieta Gruszka z Rososzycy k. Ostrowa Wielkopolskiego. Do Polski przyjechała właśnie jej „córka” Hilda Zulu, 15-latka z salezjańskiego City of Hope. Przez miesiąc z pięciorgiem innych zambijskich dzieci oraz salezjankami: s. Ireen Kapisha z Luwingu i s. Florence Mulenga z Lusaki będzie jeździć po Polsce (szczegóły na stronie www.misje.salezjanie.pl), by dziękować adopcyjnym rodzicom za pomoc. I zbierać fundusze na rozbudowę Miasta Nadziei. Pani Elżbieta do tej pory znała Hildę tylko ze zdawkowych listów i kilku zdjęć. – Jest bardzo bystra i piękna. Chciałabym, żeby kiedyś mogła studiować u nas, w Poznaniu – mówi adopcyjna mama.

Na pomysł adopcji wpadła po tsunami w 2005 r. Płakała, oglądając sieroty, którym żywioł zabrał najbliższe na świecie osoby.– Wiedziałam, że adopcję prowadzą salezjanie. Napisałam do nich i od tej pory wspomagam Hildę kwotą 200 zł (wystarczy jedynie 40 zł miesięcznie – przyp. red.). Ale nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ujrzę ją na własne oczy – mówi przez łzy. Joanna Ratajek z Warszawy zdecydowała się na adopcję cztery lata temu po audycji „Ziarno” w TVP. Miała szczęście odwiedzić swoją Marysię w Zambii, bo w imieniu innych rodziców pojechała zobaczyć, jak wielkie są potrzeby dzieci w okolicach Lusaki. – Bieda przechodzi ludzkie wyobrażenie. Ale też pomoc, którą dzieci otrzymują, jest zorganizowana w najlepszy sposób. W oczach dzieci ulicy widziałam smutek i tęsknotę za ciepłem. Za murem City of Hope jest już inaczej – widać radość życia, śpiew i otwartość – mówi.

Z buszu do szkoły
Fred Vingo, wysoki 17-latek, ukończył 8 klas szkoły w Mieście Nadziei. Uwielbia grać w piłkę i kocha szkołę. W wolnym czasie wykonuje z drutu niezwykłe instalacje: pojazdy, budynki, samoloty. Chce zostać lekarzem, by nieść pomoc tam, gdzie nikt inny nie dociera. Esnarth Banda ma trzy siostry i brata. Uwielbia śpiewać i tańczyć. Marzy, by raz jeszcze przyjechać do Polski. Chce zostać dziennikarką. – Dzięki rodzicom adopcyjnym ma szansę. Ale do innej szkoły by jej nie przyjęli. Nie stać jej na mundu-rek ani tym bardziej na książki – mówi s. Ryszarda. W City of Hope dziewczyny uczą się obsługi komputera, zawodu szwaczki albo kucharza i kelnera. W prowadzonej przez salezjanki szkole uczy się 840 dzieci. Podobnie w pięciu innych miejscach Zambii. A przecież salezjańscy misjonarze są w 129 krajach. Wśród nich pracuje 135 zakonników i zakonnic z Polski. Adopcją na odległość objęte są dzieci m.in. w Brazylii, Ghanie, Gruzji, na Madagaskarze, w Peru i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Od dwóch miesięcy w Zambii nie spadła kropla deszczu. Ziemia wyschła i popękała, zamieniając zielony raj w żółtą sawannę. Ożywczy deszcz spadnie pod koniec pory suchej, w październiku. Dzieci z City of Hope jednak już to nie martwi. Żyją ze świadomością, że jest ktoś na świecie, komu zależy na ich losie.

Jak adoptować?
Adopcja na odległość odbywa się pod hasłem „Dajmy dzieciom szansę nauki”. W związku z rozwojem dzieła salezjanie upraszczają warunki uczestnictwa, proponując włączenie się w adopcję grupową. Umożliwia ona zdecydowanie efektywniejsze wsparcie poprzez objęcie opieką większej liczby dzieci. Adopcja grupowa jest odpowiedzią na apel misjonarzy. Wielokrotnie prosili nas o taką formę współpracy z nimi. W ramach imiennej adopcji na odległość pomagamy jednemu dziecku, w ramach grupowej wspomagamy wiele dzieci.

Aby przystąpić do programu adopcji, ze strony www.adopcja.salezjanie.pl trzeba pobrać deklarację uczestnictwa i odesłać ją zwykłą pocztą na adres Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego (ul. Korowodu 20, 02-829 Warszawa). Można też wypełnić formularz online. Minimalna kwota wsparcia to 40 zł miesięcznie. Rodzicem adopcyjnym może zostać osoba pełnoletnia, rodzina, zakład pracy, uczelnia, szkoła, klasa, stowarzyszenie itp. W odpowiedzi na deklarację SOM prześle informacje o placówce, foto-grafię dzieci oraz nada indywidualny numer osobie przystępującej do programu. Raz w roku misjonarz postara się napisać list z informacją o placówce objętej opieką. Każdy „rodzic” otrzymuje również dwumiesięcznik „Misje Salezjańskie”.





Za: Gość Niedzielny 22/2008