Spotkanie wiary i nauki

Magdalena Znamirowska

publikacja 27.10.2006 07:17

„Badanie metodyczne we wszystkich dyscyplinach naukowych, jeżeli tylko prowadzi się je w sposób prawdziwie naukowy i z poszanowaniem norm moralnych, naprawdę nigdy nie będzie się sprzeciwiać wierze, sprawy bowiem świeckie i sprawy wiary wywodzą swój początek od tego samego Boga.” (SV II, Gaudium et spes 36)

Spotkanie wiary i nauki

Wiara i nauka. Na ogół taka kombinacja rodzi w nas pewien dyskomfort. Wolelibyśmy, żeby te pojęcia występowały osobno, nie akceptujemy spójnika „i”. A jeśli już, to w ramach zestawienia przeciwieństw. Wiara jako podejście archaiczne, wręcz zacofane, nauka zaś jako to wszystko, co kojarzy się z nowoczesnością, obiektywizmem i trzeźwością umysłu.

Sobór Watykański II uznał autonomię różnych dziedzin życia – czy oznacza to, że płaszczyzny wiary i nauki nie mają punktów wspólnych? Czy problem konfrontacji wiary z nauką znikł, przeradzając się we wzajemną, choć może ostrożną, akceptację i rezygnację ze wspólnego wkraczania na poszczególne terytoria? Wręcz przeciwnie – właśnie teraz zmagamy się z prawdziwym problemem wchodzenia Boga i wiary na obszary, na których nauka chciałaby mieć wyłączność. Obszary, na których kwestionowany jest sens wprowadzania problemu Boga i podejmowania go w naukowych dyskusjach.

Spotkanie wiary i nauki to zarówno ryzyko, jak i wyzwanie. I dla wiary, i dla nauki.

Czasy Galileusza już mamy za sobą. Odeszliśmy też - my, czyli tak wiara, jak i nauka – od literalnej lektury Księgi Rodzaju. Zrewidowaliśmy swoje twierdzenia i osiągnięcia, kierujemy się ku coraz większemu obiektywizmowi. Zostawiając za sobą dosłowność – a nawet i naiwność – otwieramy drzwi powadze i profesjonalizmowi. Czy to oznacza, że na wiarę nie ma już miejsca? Że tu i teraz potrafi odnaleźć się jedynie nauka?
 

Nauka jest gotowa wszystko kwestionować. To naraża ją na pokusę kwestionowania również transcendencji, na pokusę sklasyfikowania pojęć związanych z Bogiem i nadprzyrodzonością jako pozbawionych sensu i znaczenia, a co za tym idzie – na pokusę ich odrzucenia. Tak często nauka chciałaby samodzielnie i całkowicie zaspokoić pragnienie wiedzy... A przecież podejmuje ryzyko – ryzyko odkrycia, że oprócz kierunku istnieje i pierwotny zamysł, a tym samym, że słowa „celowość” nie można wymazać ze słownika. Że oprócz prawidłowości istnieją i ich zaburzenia. Że czasem należy zaufać tam, gdzie chciałoby się panować...

A wiara? Objawienie. Tradycja. Dogmaty... Wszystko to kojarzy się nam z niezmiennością, przywołuje fundamentalne prawdy i interpretacje, których nie godzi się kwestionować. A przecież – jak już stwierdziliśmy - właśnie to kwestionowanie nauka uważa za swe podstawowe prawo. Za swój obowiązek. Nauka stawia wierze wyzwanie – wkracza w ten fundamentalny obszar i każe zaryzykować koniecznością zrewidowania podstawowych twierdzeń.

I to żądanie jest żądaniem niewątpliwie stymulującym. Dojrzała wiara to nie tylko wiara nie obawiająca się oczyszczenia, ale i dążąca do niego. Wiara zgadzająca się na własną ewolucję, na pewne przemiany i przeobrażenia interpretacji - „żywe bowiem jest słowo Boże”, żywa jest i jego interpretacja. Wiara, która odważy się odpowiedzieć na wyzwanie nauki i podejmie ryzyko dialogu, może na tym jedynie skorzystać.