Listy z Ugandy

publikacja 20.05.2006 16:28

O. Toni mówi, że 2 tygodnie to za mało, aby poznać Afrykę. Zapewne ma rację, w końcu pracuje na tym kontynencie 16 lat.

Listy z Ugandy US Army Africa / CC 2.0 Zachód słońca nad bazą wojskową w Ugandzie

Ania Jabłonska MWDB


Bombo Namaliga 17.08.2005


Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego...

Z okolic równika w Afryce serdecznie wszystkich pozdrawiam. Opisałam poniżej wizytę u dziewczynki, którą uczestniczy w Programie Adopcji na odległość.

Programem Adopcji na odległość objętych jest w Ugandzie ponad 350 dzieci. Do ich grona należy również Bridget, która dzięki uprzejmości o. Gianniego mogłam ostatnio odwiedzić. Ustaliliśmy podczas spotkania osób pracujących w parafii date wizyty na któreś lipcowe popołudnie. W tym też dniu po lekcjach tj. po godzinie 16-tej Bridget przyszła do biura o. Gianniego.

Szczupła, o ciemnej karnacji i delikatnych rysach twarzy 10-latka, w zielonym mundurku, w jakim chodzą wszystkie dzieci w Salezjańskiej szkole podstawowej - Bombo Mixed.

Brenda jest w trzeciej klasie. Uczy się 4 przedmiotów: języka angielskiego, matematyki, przyrody, science, humanisic?

Wyruszyliśmy wiec w drogę we trójkę samochodem. Jechaliśmy parę kilometrów.

Zajęło nam to trochę czasu, gdyż droga (polna, asfaltowych jest niewiele tj. jedynie główne) była miejscami w fatalnym stanie. Przez większość czasu odmawiałam akty strzeliste, z prośbą, żeby samochód wytrzymał przeprawę przez te głębokie koleiny wyryte przez potoki wody deszczowej. A deszczu Pan Bóg tutaj nie żałuję. Jak już pada deszcz to porządnie, prawdziwa ulewa.

W końcu udało się. Dotarliśmy do domku Bridget. Rzeczywiście jest to domek, mały, w kształcie litery L, ze ścianami z gliny, dachem z dziurawej blachy, pozatykanej kamieniami, małymi oknami z żelaznymi kratami bez szyb, z okiennicami. Po prawej stronie domku jest kuchnia tj. miejsce gdzie przygotowuje się posiłki. Jest to coś w rodzaju naszej altanki wysokiej na ok. 2 metry. Z okrągłym dachem wspartym na kilku drągach, bez ścian.

Co mi się najbardziej rzuciło w oczy to porządek i czystość jaka panowała wokoło. Wszystko ładnie zamiecione. Przywitał nas wujek Bridget. Dwudziestoparoletni średniego wzrostu, szczupły, widać, ze prosty i szczery człowiek. Zaprosił nas do środka. Weszliśmy do domku, w którym były dwa pomieszczenia: pokój dzienny i jak się domyślam - sypialnia. Weszliśmy do pokoju dziennego. Jako jedyne meble były tam dwa zniszczone drewniane krzesła.

Poprosił żebyśmy na nich usiedli a sam usiadł, z boku. Nie pamiętam, na czym, chyba na skrzyni. Poza tymi krzesłami nie było żadnych mebli. Pokój miał wielkość, tak na oko 3 na 3 metry. Sypialnia podobnie. Nie widziałam jej wyposażenia. Zorientowałam się dopiero później, że kiedy przyjechaliśmy Bridget szybko wybiegła z samochodu. A kiedy siadaliśmy na krzesłach przyszła przebrana w codzienną sukienkę. W międzyczasie swój mundurek ułożyła na krześle, na którym siedział ojciec po to, żeby ładniej się prezentowało. Bridget. Cicha, nieśmiała, ale bystra dziewczynka. W pokoju była również z nami żona wujka z maleństwem przy piersi. Ponieważ nie miała, na czym siedzieć przykucnęła przy ścianie.

Ojciec Gianni rozmawiał z wujkiem Bridget w języku luganda. Dowiedzieliśmy się, że Bridget urodziła się w sierpniu 1995 roku (wujek i ciocia nie znają dokładnej daty urodzin). Jej mam mieszka i pracuje w stolicy Ugandy- Kampalii. Odwiedza Bridget i jej młodsza 8 letnia siostrę Brende tutaj w Namalidze. Niestety jest zarażona wirusem HIV. Nie wiadomo nic o losach ojca lub tez ojców obydwu dziewczynek.

Jak widać gołym okiem, nie przelewa się u wujka i cioci Bridget. Mają 2 własnych dzieci, kilkunastomiesięczne i paroletnie. Tak więc to oni opiekują się dziewczynką i jej siostrą dając im dach nad głową, jedzenie itp.

Na koniec wizyty wyszliśmy przed domek, żeby zrobić zdjęcie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Do pierwszego skrzyżowania towarzyszył nam wujek Bridget.

Pokazał nam którędy powinniśmy jechać, gdzie jest lepsza droga. Tutaj w Ugandzie jest taki zwyczaj, że goszczący odprowadza swoich gości.

Dziękuje Wam wszystkim serdecznie za pamięć i modlitwę. Rzeczywiście tutaj doświadczam ogromnego Bożego wsparcia zarówno duchowego jak i fizycznego i psychicznego. Każdy dzień tutaj jest tego dowodem. Każdego dnia czuje bardzo namacalnie obecność i opiekę Bożą i mojego niezawodnego Anioła Stróża! Spełnia wszystkie moje życzenia. Cieszę się również, że mogę być we wspólnocie Salezjańskiej. To bardzo ciekawe doświadczenie być wśród osób szczególnie powołanych przez Pana.

Szczęść Wam wszystkim Boże
Z pamięcią w modlitwie

Ania Jabłonska MWDB

Ewa Janicka MWDB


Bombo Namaliga 06.09.2004


Witajcie!

Serdecznie Was pozdrawiam z kraju, gdzie ludzkie serca są najważniejsze. To dopiero drugi dzień mojego pobytu w Ugandzie.

Ojciec Toni mówi, że to za mało, aby poznać Afrykę. Zapewne ma rację, w końcu pracuje na tym kontynencie 16 lat. Ale czuję się zachwycona ludźmi, których tu poznałam. Są bardzo otwarci, szczerzy i życzliwi. Problem jedynie dotyczy zapamiętania imion, i co gorsze, wyglądu. Dla mnie wszyscy wyglądają tak samo.

Dzieci w Ugandzie nie potrzebują drogich zabawek, potrafią godzinami bawić się w znane tu zabawy. A`propos, twierdzą, że to afrykańskie zabawy, ale prawie wszystkie znam z Polski. To niesamowite! Dziecięcy świat nie zna granic. Mam bardzo dobry kontakt z dziećmi, więc czuje się wśród nich fantastycznie. Nazwały mnie mom Eva, czasem mówią do mnie też Eva green, ponieważ twierdzą, że mam zielone żyły na rękach.

Wczoraj dzieci uczyły mnie ugandyjskich zabaw i tańców, ja w zamian uczyłam ich polskich zabaw, zorganizowałam też sportowe zawody. Dzieci bardzo chętnie słuchają o Polsce, włączają się w polskie zabawy i uczą polskich piosenek. Dzisiaj np. zrobiliśmy w drodze do domu Prinsili polska listę przebojów! Zaskoczyły mnie tym jak szybko się uczą i jak dobrą mają pamięć. Szczególnie bliskie są mi najmłodsze dzieci, może dlatego, że tak wspaniale się przytulają, a później szybciutko zasypiają w ramionach. Wczoraj dzieci przygotowały piosenkę i przedstawienie dla mnie. Żałuję, że nie udało mi się utrwalić tego na filmie, ale wzięły mnie z zaskoczenia. Dzisiaj zaprosiły mnie do swoich domów, pokazywały okolicę i karmiły różnymi owocami. Poza tym jak zwykle się bawiliśmy. Dzieci są niesamowite. Dzisiaj widziałam jak dwójka 3 letnich dzieci gotuje kolacje. Nigdy bym nie uwierzyła, ze dziecko w tym wieku może być tak samodzielne.
Jeśli chodzi o misjonarzy, są bardzo dobrzy dla mnie i na razie świetnie się dogadujemy.

Ewa Janicka MWDB – Uganda